piątek, 30 września 2011

"Wakacyjna miłość"


Zielone trawy rozpościerały się na wiele kilometrów. Błękitne niebo dawało znak, że wiosna jest tuż tuż. Pąki na drzewach, śpiewy pierwszych ptaków powodowały, że zatrzymywał się czas i w duchu przychodziła zaduma nad pięknem świata. Wiosna dotarła też do Świętej Katarzyny. Małej wsi pod Wrocławiem. Równo podstrzyżone trawniki, czyste ulice, wypielęgnowany park. Taki krajobraz witał przyjezdnych. Do wsi prowadziła asfaltowa droga w otoczeniu wielu zielonych drzew.  Główna brama zbudowana została w XVI wieku przez miejscowych rolników i rzemieślników na znak pokoju. Bramę ozdabiał bluszcz i gdzie nie gdzie kielichy kolorowych kwiatów. Brukowaną drogą dojechać można było do rynku gdzie stał kościółek oraz dom sołtysa. Piękna fontanna przed kościółkiem dawała możliwość odpoczynku po ciężkim dniu pracy lub niedzielnym obiedzie. Kościółek pod wezwaniem Świętej Katarzyny patronki wsi idealnie komponował się z miejską zielenią. Mieszkańcy kochali proboszcza, który od ponad 40-tu lat prowadził parafię.

***

Ksiądz Baltazar był w sędziwym wieku. Przyjął ślubowania tuż po ukończeniu II wojny światowej. Jednak sam nie pochodził z tych stron. Urodził się w 1923 roku w Szczecinie. Jednak by uchronić się od śmierci wraz z rodzicami uciekli do Wrocławia. Podczas wojny młody Baltazar stracił ojca, którego faszyści rozstrzelali w obozie koncentracyjnym. Matka umarła kilka miesięcy później po nieleczonej gangrenie. Baltazar tułał się przez cały rok po całym kraju. Był w Warszawie, Poznaniu, Opolu, Częstochowie. Właśnie tam doznał olśnienia. Rodzina Baltazara zawsze była Bogobojna. Co niedziela całą rodziną chodzili do kościoła, regularnie przestrzegali zasad i przykazań. Bóg zawsze był obecny w życiu Baltazara. Zarówno rodzice chłopca jak i jego najbliżsi żyli zgodnie z zasadami kościoła. Gdy obozował w Częstochowie zrozumiał, że jego powołaniem jest sługa Bogu. Poranne modlitwy sprawiły, że z dnia na dzień jego miłość do Boga była coraz większa.  Codzienne wizyty w tamtejszej bazylice napawały go radością.
***

Ta historia nie jest jednak o księdzu Baltazarze, więc wróćmy na kolorowy wiejski rynek. Wraz z księdzem Baltazarem w parafii mieszkał ksiądz Krzysztof - młody kleryk oraz 6 sióstr nazaretanek. Zuzanna, Marianna, Antonina, Magdalena, Krystyna i Laura. Zuzanna była siostrą przełożoną. Była surowa, dyscyplinowała inne siostry, ale zawsze umiała pomóc bliźnim. Marianna uwielbiała gotować, Antonina uwielbiała prace w ogrodzie, Krystyna natomiast szyć i czytać dobrą polską poezję. W każdej sytuacji potrafiła przytoczyć cytaty z wierszy. Magdalena natomiast zajmowała się zwierzętami, które mieszkały w niewielkiej stodole – kogutem Gustawem, pięcioma kurami, dwoma krowami, dwiema kozami, psem Kajtkiem i kotką Mirą. Każda kura, każda krowa miała swoje imię. Laura, najmłodsza z zakonnic miała wspaniały głos, uwielbiała śpiewać oraz miała dobre podejście do dzieci. Mieszkali oni w małej parafii na obrzeżach wsi. Ulicę za kościołem stała nieduża szkoła podstawowa, założona i prowadzona przez proboszcza i zakonnice. Proboszcz zajmował stanowisko dyrektora oraz nauczał historii, kleryk Krzysztof uczył dzieci fizyki i chemii, przełożona nauczała matematyki, Krystyna – języka polskiego, Marianna – biologii, Antonina – geografii, Magdalena – języka angielskiego natomiast Laura nauczała dzieci religii i plastyki. W piątkowe wieczory prowadziła chór, gdzie śpiewali wszyscy parafianie. Laura kochała muzykę i właśnie dzięki niej umiała cieszyć się życiem. Wszystko kojarzyło jej się z muzyką. Śpiew ptaków, szelest liści, szum wody wprawiały duszę Laury w błogi stan. Odczuwała wtedy spokój. Tego też uczyła dzieci, aby wsłuchując się w muzykę natury czerpały z niej to, co najlepsze oraz wraz ze śpiewem ptaków wznieść wysoko głowę i dziękować Bogu za każdą piękną chwilę. Laura była uczynną dziewczyną. W dni powszednie pracowała w szkole oraz w kościele. W weekendy natomiast pomagała w miejskim szpitalu, oddalonym od wsi o jakieś 10 kilometrów. Przejeżdżając tą trasę na swoim starym rowerze, nasłuchiwała śpiewu ptaków, cieszyła się promieniami słońca, powiewem wiosennego wiatru, nawet deszcz nie zmywał z jej twarzy uśmiechu. Dzięki takiemu nastawieniu chore dzieci, ich rodzice, ale również bliskie jej siostry umiały cieszyć się każdą piękną chwilą daną od Boga. Mimo cierpienia, jakie widziała w szpitalu nie poddawała się. Zawsze podtrzymywała maluchy na duchu. Potrafiła przytulić matkę i bez słowa sprzeciwu wysłuchać jej nawoływań. Z pogodną twarzą rozmawiała z rodzicami by nie poddawali się. Po niedzielnej Sumie jeździła do dzieci by obdarować je upominkami od parafian. Modliła się z nimi, czytała im książki, organizowała zajęcia plastyczne. Czuła się tam wspaniale.

***

 Laura była skromną dziewczyną, charakteryzującą się długimi blond włosami, niebieskimi oczami, atłasową oraz jasną skórą. Była szczuplutka i niezbyt wysoka. Jej filigranowa budowa ciała, nie jednemu mężczyźnie spędzała sen z powiek. Była młodą zakonnicą, więc nosiła szary habit w odróżnieniu od innych sióstr. Mieszkańcy bardzo szanowali Laurę, a dzieci w szpitalu uwielbiały jej słuchać. Zawsze wiedziała co powiedzieć, jak się zachować. Poznajmy ją jednak bliżej. Laura była dziewczyną skromną i bardzo skrytą. Nigdy nie mówiła nikomu, w jakim jest stanie. Uwielbiała grać na pianinie. Pochodziła ona z ubogiej rodziny. Ojciec Józef pracował, jako kowal w rodzimej wsi, a matka Helena zajmowała się domem. Mieszkali w małym dwupokojowym domku na obrzeżach wsi. Mieli małe gospodarstwo liczące około 500 arów. Gospodarstwo ojciec odziedziczył po dziadku. Razem z nimi w małej przybudówce mieszkała babcia Jadwiga. Sędziwa starsza pani z cukrzycą i nadciśnieniem. Dziewczyna nie skończyła szkoły gdyż we wsi brakowało liceum, a rodziców nie stać było szkołę we Wrocławiu.

***

Poznajmy Laurę zanim postanowiła wstąpić do zakonu. Co ją do tego skłoniło? Była to decyzja podjęta z wyboru czy z przymusu? Gdy skończyła 19 lat wyjechała do Wrocławia, gdzie zdała maturę i dostała się na studia. Dostała się na studia pedagogiczne. Uwielbiała, bowiem przebywać w gronie najmłodszych. Aby zapłacić za szkołę trudniła się, jako opiekunka do dzieci, salowa w miejskim szpitalu. Tak minęły trzy lata. Za każdym razem, gdy przyjeżdżała do domu, nie mogła nacieszyć się widokiem rodziców i kochanej babci. Opowiadała im o życiu w wielkim mieście. Nie mogła przestać używać tego „dziwnego” żargonu, jakim posługują się miejscowi. Mimo tego, że mieszkała w dużym mieście, pełnym perspektyw, ciągle ciągnęło, ją do jej kochanej wsi. Tam się w końcu urodziła, wychowała. Wiele razy chciała porzucić wielkie miasto i wrócić do domu, jednak wiedziała, że jeśli to zrobi zaprzepaści swoje szanse na lepsze życie.

***

Historia Laury zaczęła się pewnego pogodnego wieczoru. Postanowiła przejść się po hałaśliwej starówce. Za każdym razem jak to robiła wspominała jak wiele razy spacerowała po uliczkach wrocławskiej starówki, nasłuchując ulicznego gwaru. Godzinami mogła przedzierać się przez labirynt zakamarków i podziwiać stare, zabytkowe kamienice. Miały one ten swój niezapomniany klimat. Najbardziej lubiła jednak słuchać miejscowych grajków. Zawsze wrzucała im do kapelusza drobne monety. Gdy przechadzała się tak, po zaludnionej uliczce usłyszała jak z oddali dobiega dźwięk gitary. Poszła za jej dźwiękiem. Gdy dotarła do kuszącego miejsca ujrzała grupkę ludzi, którzy przypatrywali się czemuś z wielkim zainteresowaniem. Nagle znowu dźwięk gitary przeszył jej serce. Kochała ten instrument. Gitara kojarzyła jej się z ojcem, który śpiewał jej kołysankę jak miała 5 lat. Akompaniowała mu właśnie stara, zniszczona gitara. Podeszła zdecydowanie bliżej. Jakimś cudem udało jej się przedrzeć do samego centrum. Gdy złapała równowagę, dźwięk gitary znów dotarł do jej uszu. Spojrzała przed siebie. Ujrzała młodego chłopaka. Siedział na murku, z opuszczoną głową i grał na gitarze. Zwróciła uwagę na jego bujną czuprynę. Mimo upału, poczuła jego piżmowy zapach. Grał na gitarze, a obok leżał kapelusik gdzie widoczne były drobne monety. Grał z taką pasją, że Laurze nogi same ruszyły do tańca. Chłopak grał jakąś skoczną melodię, a dziewczynie tak się ona spodobała, że w pewnej chwili zaczęła śpiewać razem z nim. Do uszu chłopaka dotarł głos Laury. Spojrzał w górę szukając właścicielki owego głosu. Gdy spojrzał na dziewczynę oniemiał z wrażenia. Od razu uwagę skierował na jej piękne niebieskie oczy, w których zauważył radość. Lekko rozczochrane włosy, rumieńce na policzkach i ten uśmiech. Jej szczupłe ciało, zwiewna sukienka, w której przed nim tańczyła spowodowały, że nie mógł oderwać od niej oczu. Było w niej coś magicznego. Postanowił, że musi poznać ją bliżej. Uśmiechnął się wesoło i z jeszcze większym impetem szarpnął za struny. Podjudzał Laurę do dalszego śpiewania. Tłum gapiów, tak zachwycił się współpracą tych dwojga, że od razu w kapeluszu pojawiły się srebrzyste monety.  Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy przechodnie zaczęli rozchodzić się do domów. Gdy Laura spojrzała na zegarek nie mogła uwierzyć, że jest już tak późno. Ostatni raz spojrzała na chłopaka z gitarą i z rumieńcami na twarzy odwróciła się. Ciepło, które czuła przez cały czas, było, czymś nowym. Poczuła na sobie jego spojrzenie, jednak bała się ponownie odwrócić. Powolnym krokiem zaczęła przedzierać się przez tłum gapiów. Odchodząc uśmiechała się do siebie. Nie mogła zapomnieć tych oczu, które wpatrywały się w nią przez cały czas. Nagle poczuła dziwne uczucie w dole żołądka. Nie wiedziała, co się dzieje. Nagle chłopak zaprzestał gry. Szybkim ruchem zerwał się z ziemi i podbiegł do Laury.
 - Poczekaj. – zawołał. Dziewczyna przystanęła. Gdy dotarł do niej dźwięk jego głosu poczuła przyjemne ciepło. Nie odwróciła się jednak. Nasłuchiwała tylko jego oddechu. Podszedł bliżej. – Hej, wszystko ok.? – zapytał dotykając jej ramienia. Przeszył ją przyjemny dreszcz. Postanowiła, że nie stchórzy. Delikatnie odwróciła się do niego, włosy płynnym ruchem opadły na ramiona. Cichym głosem odpowiedziała:
 - Tak. – gdy spojrzała mu w oczy, on aż zaniemówił. Niebieskie duże oczy, piękne pełne usta. Nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Laurę speszyła ta sytuacja i zaczęła się wycofywać.  Nagle rzekł, wyrwany z transu:
- Jestem Wojtek, a Ty? – powiedział wyciągając do niej rękę. Dziewczyna spojrzała na nią lękliwym wzrokiem i podała mu swoją.
- Laura. – wyszeptała cicho. Była sparaliżowana ze strachu. Jeszcze nigdy nie była w podobnej sytuacji. Opuściła nie śmiale wzrok. Musiała w duchu przyznać, że on też jej się spodobał. Zaintrygowały ją jego oczy, figlarne i czarujące oraz czupryna, która falowała na wietrze. Podniosła głowę by sprawdzić czy on jeszcze stoi. Był tam. Wpatrywał się w nią z zainteresowaniem. Serce zaczęło jej bić jak szalone, oddech przyspieszył.
- Czy na pewno wszystko ok.? Blada jesteś. Mam nadzieję, że Cię nie wystraszyłem? – powiedział nagle zdziwiony.
- Nie. To znaczy wszystko ze mną dobrze. Ja, ja, yyy… - nie wiedziała, co powiedzieć - … muszę już iść. - odwróciła się i pobiegła przed siebie. Chłopak chciał ją dogonić, jednak zapamiętał strach w jej oczach.
- Laura, poczekaj! - nagle zauważył, że dziewczyna przystanęła. Odwróciła się w jego stronę. Wpatrywała się w niego długo i z zainteresowaniem. Miał wrażenie, że chciała podejść, lecz za bardzo się bała. Zrobił parę powolnych kroków w jej kierunku. - Zobaczę Cię jeszcze? – zawołał. Ona stała nieruchomo, jednak wiedział, że gdy zrobi jeszcze jeden ruch to ona ucieknie. Intrygowała go ta sytuacja. Chciał poznać jej tajemnicę. Chciał znowu spojrzeć w jej oczy. Po chwili usłyszał dźwięk nadchodzących kroków. To ona. Zrobiła kilka kroków w jego stronę. Z zainteresowaniem wpatrywała się w jego twarz. Chciała dotknąć jego policzków. Chciała, aby ją objął. Nie wierzyła, że właśnie tego chciała. Nie mogła zrozumieć, co się z nią dzieje. Z tej niewiedzy i bezsilności łzy napłynęły do oczu. Szybko je otarła i zrobiła jeszcze jeden krok w jego stronę. Chłopak stał i wpatrywał się w jej sylwetkę czekając na jej krok. Nagle ona odwróciła się i rzekła odchodząc:
- Przyjdę jutro o siódmej. – i odeszła.

***

Laura udała się szybkim krokiem do akademika. Nie mogła zapomnieć jego twarzy. Nie mogła się pozbyć myśli o jego ramionach. Chciała tak wrócić i znów na niego spojrzeć. Chciała, aby ją przytulił. Nie mogła przestać o nim myśleć. Weszła do pokoju. Głośno westchnęła i udała się na swoje łóżko.
- Hej mała.
- O Iza. Nie wiedziałam, że jesteś w pokoju.
- Stało się coś?
- Nie, czemu pytasz?
- Dziwnie wyglądasz.
- Jak?
- Nie wiem, ale jakoś inaczej.
- Wydaje Ci się. Zaliczyłaś wszystko? – musiała zakończyć to przesłuchanie. Nie chciała opowiadać Izie o swoich fanaberiach.
- No nie wiem. Dzwoniła Twoja mama, pytała, o której masz jutro autobus? Laura?
- Tak?
- Słuchasz mnie?
- Tak. Oddzwonię do niej później. Nie wiem czy nie zostanę tutaj na wakacje.
- A co ty będziesz tu robić przez trzy miesiące?
- Nie wiem, poszukam pracy. Zaliczyłaś wszystko? – powtórzyła pytanie.
- Nie, mam warunek u Silskiej. Małpa. Wyobrażasz sobie, że przy całej sali wyjęła moją pracę i zaczęła z ironia ją czytać. Te jej uwago doprowadzają mnie do szału. Co ona sobie myśli? Kurwa, myślałam, że mnie szlak trafi. Ten jej śmiech. Uwzięła się na mnie larwa … mała … mała … czy Ty mnie w ogóle słuchasz?
- Co? Tak. – powiedziała wyrwana z rozmyślań.
- To o czym mówiłam?
- Mówiłaś … o … yyy …
- Nie, no tak ciekawie to ja nie mówiłam. Mała?
- Co?
- A nic. Dobranoc.
- Dobranoc. – niestety Laura nie zmrużyła oka tej nocy. Cały czas myślała o tajemniczym Wojtku. Miała przed oczami jego uśmiechniętą twarz. Słyszała w uszach jego śmiech. Pamiętała melodię którą grał. Co się z nią działo? Nie mogła przestać myśleć o nim nawet na chwilę. Gdy tylko przypominała sobie jego oczy, serce zaczynało bić jak szalone. Nie mogła zrozumieć czemu się tak zachowuje. Co tak naprawdę stało się na tej starówce? Gdy patrzyła w jego oczy czuła się jak zaczarowana. Było w nich coś takiego, że nie mogła wymazać ich ze swojej pamięci. Gdy zamykała oczy widziała jego rozbawioną twarz.
- Mała? Czemu nie śpisz? – zapytała zaspanym głosem Iza.
- Nie mogę zasnąć. Mam nadzieję, że Cię nie obudziłam.
- Laura co się z Toba dzieje?
- Nic. – miała już dość tych pytań, chociaż wiedziała, że Iza pyta się z troski.
- To czemu zachowujesz się dziwnie?
- Wydaje Ci się. Śpij. – udała, że się kładzie, ale nie zmrużyła oka.

***

Nastał kolejny dzień. Gdy Iza się przebudziła Laury nie było w pokoju. Zdziwiło ją zachowanie przyjaciółki. Laura nie mogła zasnąć całą noc. Myślała o chłopaku z gitarą. Chciała go zobaczyć. Wczesnym rankiem zerwała się z łóżka i poszła do łazienki. Spojrzała w swoje odbicie i rzekła:
- Laura co Ci jest? Czemu nie możesz o nim zapomnieć?
Przemyła twarz, nałożyła krem, wytuszowała rzęsy. Nakładając ulubiony błyszczyk na usta zastanawiała się co by zrobiła gdyby ją pocałował. Przeraziła ją ta myśl. Ubrała sukienkę, którą miała na sobie poprzedniego dnia. Po cichu wyszła z pokoju, zeszła po schodach i dotarła do wyjścia. Gdy wyjrzała na zewnątrz, objął ją chłodny wiatr. Mimo mżawki ruszyła przed siebie. Udała się na starówkę. Zastanawiała się, czy znowu go tam zobaczy. Chciała go tam zobaczyć. Znowu poczuła to przyjemne ciepło. Gdy dotarła na miejsce zaczęła nerwowo rozglądać się na wszystkie strony w poszukiwaniu, tajemniczego Wojtka. Nagle usłyszała za swoimi plecami dźwięk gitary. Gdy się odwróciła zobaczyła Wojtka. Stał za nią z poważną, a zarazem figlarną miną. Podszedł bliżej. Laura nie mogła uwierzyć, że znowu go widzi. Serce omal nie wyskoczyło z piersi. Wpatrywała się w jego oczy. Gdy napotkała jego spojrzenie, onieśmielona opuściła wzrok. Chłopak nagle przestał grać. Podszedł jeszcze bliżej i z uśmiechem rzekł:
- Przyszłaś. – nie odpowiedziała. Zarumieniona, wpatrywała się tylko w jego twarz. Chciała jej dotknąć. Chciała zatrzymać tą chwilę.
- Obiecałam Ci to. – odparła wystraszona. Nagle przeszył ją zimny dreszcz. On to dostrzegł i nie odrywając wzroku od jej oczu rzekł:
- Masz ochotę na spacer?
- Tak. Z chęcią. – zdziwiła ją ta odwaga.
- Laura, piękne imię. Takie nietypowe.
- Dziękuję. – uśmiechnęła się mimowolnie.
- Pięknie śpiewasz. Mówił Ci to już ktoś?
- Nie. Nie jestem znowu taka dobra.
- Oj. Już nie bądź taka skromna.
- Czemu chciałeś mnie zobaczyć? – zapytała z nienacka.
Nie mógł powiedzieć, że spodobały mu się jej oczy i figura, bo pewnie znowu by mu uciekła.
- Nie jesteś chyba stąd? – zapytał unikając odpowiedzi na pytanie.
- Nie. Jestem ze Świętej Katarzyny.
- Skąd?
- To taka mała wioska kilkanaście kilometrów stąd.
- Aha.
Przeszli kilka metrów, gdy Laura zapytała:
- Opowiesz mi coś o sobie? – bardzo się zdziwiła na dźwięk tych słów, jednak nie mogła cofnąć już czasu. On spojrzał na nią z ukratka. Spodobała mu się ta spontaniczność oraz jej reakcja. Wiedział, że czuje się niezręcznie. Podobało mu się to. Aby nie trzymać jej w poczuciu wygłupienia się odparł odważnie:
- Jak już wiesz nazywam się Wojtek. Jak pewnie zauważyłaś lubię pobrzdąkać sobie na gitarze. Mam 26 lat. Pochodzę z Warszawy. Przyjechałem tu do rodziny na wakacje. – zastanowił się chwilkę – Uwielbiam również spacerować z pięknymi dziewczynami przy zachodzie słońca. – spojrzał na nią czarującym spojrzeniem. Nie mogła się powstrzymać i odwzajemniła uśmiech. – Myślę, że powiedziałem wszystko, ale jeśli masz jakieś pytania to nie krępuj się, Lauro. – na dźwięk swojego imienia Laura wyprostowała się i westchnęła. – Teraz Twoja kolej.
- Na co? – odparła z przerażeniem w oczach.
- Teraz Ty powiedz mi coś o sobie.
- Co chcesz wiedzieć?
- Powiedz to co uważasz, że powinienem wiedzieć. Nie śpiesz się.
- Ok. Jestem Laura, ale to wiesz. Lubię tańczyć i śpiewać, to też już wiesz .– odparła z uśmiechem – Pochodzę ze Świętej Katarzyny i mam 23 lata. Studiuje pedagogikę na tutejszym uniwersytecie, a w wolnym czasie lubię spacerować po starówce oraz jeździć na rowerze.
- To super.
- Wybacz, że ściągnęłam Cię tu o tak wczesnej porze.
- Nie przepraszaj. Lubię oglądać wschody słońca.
- Ja też.
Przez cały dzień chodzili po mieście, rozmawiali, śmiali się, żartowali, śpiewali. Od czasu do czasu Wojtek grał na gitarze. Czuła się przy nim tak fantastycznie, że zapomniała o swoich lękach. Nie mogła przestać się uśmiechać.

***

 Nastał wieczór. Wojtek zaproponował Laurze, że pójdą na dyskotekę. Bawili się świetnie. Tańczyli, wygłupiali się. Dziewczyna czuła się tak, jakby znała go całe życie. W pewnym momencie DJ puścił wolny kawałek. Wojtek niewiele myśląc zaprosił Laurę do tańca. Gdy tak kołysali się w rytm muzyki, chłopak objął Laurę w pasie i przysunął się bliżej. Nagle Laura zrobiła coś czego nie planowała. Spojrzała mu w oczy. Nie mogła powstrzymać tej pokusy. Nagle pocałowała go. Zrobiła to z dużym lękiem, gdyż nigdy wcześniej nie całowała żadnego chłopaka. Wojtek lekko zdziwiony jej zachowaniem, dotknął jej policzka, potem jej włosów. Całował ją łapczywie, ale z nutą delikatności. Gdy dziewczyna zdała sobie sprawę, z tego co właśnie zrobiła wybiegła przerażona z klubu. Chłopak pobiegł za nią. Udało mu się ją dogonić. Zdyszany zawołał:
- Poczekaj! Nie uciekaj mi znowu!
- Przepraszam, ale nie powinnam tego robić. Nie wiem co we mnie wstąpiło. – płakała Laura. Nie wiedziała co się stało z opanowaną, grzeczną Laurą. Chłopak chciał jej powiedzieć, że było to coś cudownego, jednak ona nie dała dojść mu do słowa. Miotała się na lewo i prawo, szukając schronienia. Zdawał sobie sprawę jak musiało być jej głupio. Chciał ją uspokoić jednak ona spojrzała tylko na niego i pobiegła w głąb uliczki. Zapamiętał wyraz jej oczu. Była przerażona, nie wiedziała co robi, jednak bardzo mu się to podobało. Gdy przypomniał sobie ten pocałunek poczuł to przyjemne uczucie. Przypomniał sobie jak zobaczył ją po raz pierwszy. Wołał za nią jednak bezskutecznie. Pobiegł w jej kierunku. Zauważył jakiś cień i pobiegł za nim. Dziewczyna niewiele myśląc pobiegła do akademika. Weszła do budynku i zatrzymała się przed wejściem do pokoju. Wytarła zapłakane oczy. Nie chciała aby Iza coś zauważyła. Weszła po cichu do pokoju. Nagle zapaliło się światło i przed nią wyrosła zdenerwowana Iza.
- Gdzieś Ty była do cholery?!
- Nad stawem. – skłamała.
- Tyle czasu? Mogłabyś kupić sobie wreszcie telefon. Ja tu od zmysłów odchodzę. – nagle Iza zauważyła, że Laura ma całe czerwone oczy. – Co Ci jest?
- Nic.
- Laura, nie wpieniaj mnie! A nie ważne! Czy Ty wiesz, która godzina?! – Laura spojrzała na zegar i nie mogła uwierzyć. Było wpół do drugiej w nocy.

***

Pół godziny później, gdy leżały już w łóżkach Laura znowu nie mogła przestać myśleć o zaistniałej sytuacji. Czuła się jak ostatnia kretynka. Nie mogła pozbyć się tego poczucia wstydu. Rozmyślając o Wojtku, dotknęła ust. Przypomniała sobie ten pocałunek. Nie mogła zapomnieć co wtedy czuła. Nie umiała określić tego stanu, ale było to chyba pożądanie. Przypomniała sobie zapach jego ciała. Piżmowy. Taki jak w momencie kiedy zobaczyła go po raz pierwszy. Mimo poczucia bezsilności, uśmiechnęła się. Było jej dobrze. Mimo, że nic o nim nie wiedziała, czuła się przy nim dobrze. Czuła jego ciepło, jego oddech. Czuła na skórze jego dotyk. Czy to coś złego? Bała się jednak spojrzeć mu w oczy. Bała się usłyszeć od niego złe słowa na swój temat. Nie chciała aby zapamiętał ją w złym świetle. Łzy cisnęły się do oczu. Tym razem nie próbowała ich ocierać. Po kolejnym chlipnięciu, zapaliło się światło. Do łóżka Laury podeszła Iza i zmartwiona zapytała:
- Przepraszam, że tak na Ciebie nakrzyczałam.
- Nie przepraszaj. Miałaś rację.
- Mała, co się dzieje? Nie oszukasz mnie. Widzę, że coś jest z Tobą nie tak.
- Nie … - nie dokończyła gdy poczuła na ramieniu rękę Izy.
- Nie chcesz nie mów, ale ja i tak wiem swoje. – i przytuliła przyjaciółkę. – Czy to znowu ta wywłoka Wiolka?
- Nie. Nawet jej nie widziałam. Chyba wyjechała do domu.
- W takim razie, co się stało? Mała, martwię się o Ciebie. Wczoraj byłaś nieobecna myślami, dzisiaj wyszłaś wczesnym rankiem i wracasz o późnej porze, teraz płaczesz. Hej, co jest?
- Ja … nie wiem co się ze mną dzieje.
- O czym mówisz? – tuląc przyjaciółkę Iza pozwoliła jej się wypłakać i uspokoić. Po krępującej ciszy Laura spytała cicho:
- Iza?
- No?
- Co czułaś gdy po raz pierwszy zobaczyłaś Irka?
- Co czułam? Czułam radość, lekki szok, ale przede wszystkim nie mogłam przestać o nim myśleć – gdy do Izy dotarł sens pytania, spojrzała na Laurę zainteresowanym spojrzeniem - A po co Ci taka wiedza?
- Tak, chciałam wiedzieć.
- Mała? Nie oszukasz mnie. Mów.
- Nie, zapomnij o tym … - machnęła ręką.
- To o to chodzi. Nie teraz to na pewno nie zasnę. Opowiadaj.
- Eh … no dobrze. Wczoraj spacerując po rynku, usłyszałam gitarę. Podeszłam aby sprawdzić kto tak pięknie gra. Gdy przedarłam się do środka zgromadzenia zobaczyłam … Wojtka.
- Jakiego Wojtka? – przerwała jej zszokowana Iza.
- Siedział przy murku, tam koło fontanny, grał na gitarze. Oczy miał zielone, rozczochraną, figlarną czuprynę. Gdy na mnie spojrzał poczułam … - i tu zawstydziła się.
- Co poczułaś? – chciała wiedzieć Iza.
- Ciepło. O tutaj. – i pokazała okolice żołądka. – Oczy miał figlarne a jednocześnie cudne. Nie wiem Iza. Nie wiem co się ze mną stało. Nie mogę przestać o nim myśleć. Nie mogę zapomnieć jego wzroku. Jego uśmiechu. Miałam ochotę się do niego przytulić. Boże, ja nie wiem co ja mam robić.
- Mała?
- Dzisiaj też się z nim widziałam, spędziłam z nim cały dzień, rozmawialiśmy, żartowaliśmy, on przygrywał na gitarze. Zaprosił mnie na dyskotekę.
- Mhm … - słuchała ją bacznie. Laura nie powiedziała Izie o pocałunku. Bała się, że przyjaciółka uzna ją za wariatkę, a sama nie była w najlepszym stanie.
- Nie wiem co się ze mną stało. Gdy jestem z nim, zachowuje się jak idiotka. Ciągle się śmieje, nie mogę przestać o nim myśleć. Podoba mi się jak on śpiewa, jak chodzi. Mam ochotę go przytulić. Mam ochotę go … - tu nie skończyła, gdyż ta przygoda źle się skończyła.
- … pocałować? – dokończyła Iza. Laura nie odpowiedziała, tylko spuściła wzrok. - Powiem Ci co się z Tobą dzieje. Zakochałaś się.
- Bzdury pleciesz. Przecież ja go w ogóle nie znam. Nic o nim nie wiem. To niedorzeczne.
- A jednak. Zakochałaś się i tyle.
Po tych słowach oczy Laury jeszcze bardziej posmutniały. Iza to zauważyła i rzekła skruszona:
- Mała? Czemu się smucisz?
- Może masz rację? Może rzeczywiście się zakochałam. Jednak ja nic o nim nie wiem. To jest dziwne.
- Nie wszystko w naszym życiu jest racjonalne, ale gdy się zakochujesz racjonalność nie ma znaczenia. Uwierz mi. A teraz śpij.
Niestety Laurze nie udało się zmrużyć oka. Nie uspokoiły ją słowa przyjaciółki. Na zegarku wybiła 4:15. Laura ubrała się i po cichu wyszła z budynku. Wolnym krokiem udała się nad staw. Nie mogła zapomnieć wyrazu jego twarzy po pocałunku. Cały czas myślała nad tym co on sobie o niej teraz myśli. Zaczęła nucić pod nosem tą melodię, którą grał wtedy na rynku. Przysiadła na ławce i wpatrywała się w księżyc. Tej nocy była jego pełnia. Siedząc naprzeciwko księżyca zastanawiała się czemu cały czas o nim myśli. Czy rzeczywiście było tak jak mówiła Iza? Czy to rzeczywiście była miłość? Zamknęła na chwilę oczy. Znowu z pamięci wyrwała się myśl o ich wspólnym tańcu. W jego ramionach czuła się jak księżniczka.
- Boże, co ja mam zrobić? – powiedziała cicho.
Nagle zauważyła, że ktoś idzie w jej kierunku. Niewyraźna postać przybliżała się do niej powoli. Wystraszyła się tego lecz nie ruszyła się z miejsca. Nagle z mroku wyłonił się Wojtek. Gdy go ujrzała serce zabiło mocniej. Nie mogła uwierzyć, że to on. Podniosła się powoli z ławki. Przytłumiony blask latarni oświetlał jego twarz. Nie mogła oderwać wzroku od jego ust, oczu. Szedł powolnym krokiem w jej stronę. Wpatrywał się w nią z wielką powagą. Laura poczuła szybkie bicie serca i przyspieszony oddech. Odgarnęła włosy z czoła i spuściła wzrok. Chłopak podszedł do niej. Przystanął i wpatrywał się w jej zakłopotaną twarz. Nagle ona podniosła wzrok. Chciała przeprosić go za swoje wcześniejsze zachowanie. Jednak gdy napotkała jego spojrzenie, zaniemówiła. Nie mogła wydusić z siebie żadnego dźwięku. Z tej bezsilności łza spłynęła jej po policzku. Szybko ją otarła. Nagle rzekła:
- Wojtek? Co Ty tu robisz?
- Nie mogłem zasnąć. - nie spuszczał z niej wzroku.
Przytłaczała ją ta sytuacja. Chciała wykrzyczeć mu w twarz, że to wszystko ją przytłacza. Wczorajsza przygoda bardzo ją zmieniła. Jednak nie miała na tyle odwagi aby się odezwać.
- Nie mogę tak dłużej. – powiedziała Laura spuszczając głowę. Łzy już napływały do oczu.
- Laura …
- Przepraszam. Nie wiem co się ze mną wczoraj stało. Wiem, że nie powinnam tego zrobić. Jest mi głupio i bardzo niezręcznie. Pewnie teraz myślisz sobie, że jestem pierwsza lepsza, ale wierz mi, że taka nie jestem.
- Laura … - próbował coś powiedzieć.
- Nie umiem wyjaśnić czemu się tak zachowałam. – płakała Laura. – Ja taka nie jestem. Nie wiem co się ze mną stało.
- Posłuchasz mnie wreszcie?! – krzyknął. Gdy usłyszała jego głos zamarła. Zbliżył się do niej ostrożnie – Laura nie masz mnie za co przepraszać.
- Jak to? Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie. Nic z tych rzeczy.
- Jak nie mam za co Cię przepraszać. Zrobiłam z siebie totalną idiotkę. Pocałowałam Cię.
- Ale …
- Wojtek, ja Cię nie znam! Nic o Tobie nie wiem! Nie rozumiesz?! – nie kryła już łez. Bolały ją te słowa. Stali nieruchomo przez dłuższą chwilę. Chłopak nie wiedział jak ma zareagować. Laura nie mogła dłużej na niego patrzeć. Musiała uporać się z własnymi uczuciami.
- To znaczy, że już Cię nie zobaczę? – zbliżył się stanowczo za blisko. Mimo tego gestu, Laura nie odsunęła się. Spojrzała w jego oczy. Wojtek dotknął jej dłoni. Złożył na niej pocałunek, po czym spojrzał w jej niebieskie oczy. Zauważył w nich strach, zakłopotanie i niemoc. Nie zważał na to, że zaraz mu ucieknie. Odgarnął jej włosy z czoła i musnął dłonią po policzku. Po chwili spojrzał jej głęboko w oczy i ponownie pocałował. Smakował jej usta. Czuł jej zapach, jej aksamitne włosy, jej gładką skórę. Chciał zatrzymać tą chwilę. Laura nie przewidziała takiego zwrotu wydarzeń jednak nie chciała aby ją wypuścił z miłosnego uścisku. Po chwili nie chętnie odsunęła się. Spojrzała mu w oczy.
- Proszę, nie rób tego więcej. – odwróciła się i już miała odejść gdy nagle Wojtek rzekł:
- Nie wiem czemu, ale nie mogę przestać o Tobie myśleć.
- Słucham? – rzekła odwracając się ponownie.
- Cały czas mam Cię przed oczami. Nie mogę zapomnieć Twojego głosu, Twojego uśmiechu.
- Ja … muszę już iść. Przepraszam. – z niechęcią puściła jego rękę. Mając w pamięci pocałunek z przed chwili, odeszła płacząc.

***

Od tej sytuacji minął tydzień. Przez cały ten czas Laura nie mogła przestać myśleć o Wojtku. Próbowała zająć się czymś jednak nie udawało jej się to. Za każdym razem gdy patrzyła w okno przypominała sobie tą noc. Był blisko niej, dotykał jej włosów, całował ją. Odruchowo dotknęła ust. Nie mogła znieść myśli, że w jego towarzystwie czuła się dobrze. Iza obserwowała przyjaciółkę, jednak nie mogła wyciągnąć z Laury żadnej informacji o tajemniczym Wojtku.  Pewnego dnia Iza nie wytrzymała i rzekła do Laury:
- Co się z Tobą dzieje?
- O czym Ty mówisz?
- To Ty mi powiedz! Całe dnie przesiadujesz przy oknie. Płaczesz, wzdychasz nie szczęśliwie. Nie można z Tobą normalnie pogadać bo cały czas szybujesz w obłokach.
- To nie prawda. – powiedziała Laura zdziwiona tonem przyjaciółki.
- Nie kłam. Nie zniosę więcej tego Twojego zachowania. Powiedz mi co się dzieje? Mała, martwię się.
Laura spojrzała na Izę rozkojarzonym spojrzeniem. Musiała w końcu wyrzucić z siebie wszystkie emocje. Iza miała rację. Niestety nie odważyła się na ten krok. Wstała z łóżka i przytuliła się do przyjaciółki.
- Powiem Ci wszystko w odpowiednim czasie. Obiecuje.
- Dobrze, ale nie możesz cały czas siedzieć w pokoju. Czy to chodzi o tego Wojtka?
- Nie naciskaj. Proszę. – uśmiechnęła się niemrawo. – Znalazłam pracę.
- I co nic nie mówisz?! Gdzie?
- W kawiarni. Zaczynam w poniedziałek.
- Super. Chodź, pójdziemy się przejść. – Laura z początku opierała się, jednak po chwili dała się przekonać. Szły uliczkami starówki. Udały się w stronę kawiarni, w której miała pracować Laura.
- To tutaj.
- La Rose. Ładnie tu. Ile będziesz zarabiać?
- 8 zł za godzinę.
- 8? U dużo. – przeszły dalej. Poszły na rynek główny. Rozmawiały w najlepsze, gdy nagle usłyszały muzykę. Laura zamarła. To była ta sama melodia co wtedy. Przystanęła. Serce zaczęło bić szybciej. Musiała sprawdzić czy to Wojtek. Nie zważając na to, że ciągnie Izę za sobą podeszła bliżej grajka. Gdy spojrzała na niego nie mogła uwierzyć. To był Wojtek. Siedział na murku, grał tą samą melodię co wtedy. Jednak nie było w niej tego co wcześniej. Nie było już tej radości. Spoglądał na struny, ze smutkiem. Dziewczyna stała i nie mogła oderwać od niego wzroku. Przypomniała sobie tamten wieczór. Jego ciepłe ciało, jego spojrzenie, przeszywające jej serce na wylot. Nie chciała odchodzić. Chciała usiąść przy nim i mocno się przytulić.
- Laura, chodź! Co tam oglądasz? – zawołała Iza. Gdy chłopak usłyszał jej imię podniósł głowę i z oddali napotkał jej wzrok. Wpatrywał się w jej szczupłe ciało. Ucieszył się na jej widok. Natychmiast przestał grać. Szybkim ruchem zeskoczył z murku i skierował się w jej kierunku. Nie przestawał na nią patrzeć. Chciał aby zatrzymał się czas. Chciał znów poczuć jej zapach, smak jej ust. Stanął przed nią i rzekł:
- Witaj, dawno Cię nie widziałem. – dziewczyna nie mogła wyksztusić słowa. Iza to zauważyła i klepnęła Laurę w plecy.
- Cześć. – powiedziała cicho.
- Co u Ciebie słychać? – zapytał jakby nigdy nic.
- W porządku dziękuję. – Iza obserwowała całą sytuację i po zachowaniu przyjaciółki domyśliła się, że ma do czynienia z tajemniczym Wojtkiem. Udawała jednak, że nic nie słyszy. Nagle rzekła:
- Przepraszam, Laura muszę iść. Umówiłam się z Irkiem. – po tych słowach Laura jeszcze bardziej się zdenerwowała.
- Dobrze, do zobaczenia w akademiku. Pozdrów go ode mnie.
- Dobrze. Tak przy okazji jestem Iza. – podała rękę na przywitanie – Miłej zabawy.
Wojtek odwzajemnił uścisk i od razu skierował wzrok na twarz Laury.
- Czemu mnie unikasz?
- Nie unikam Cię. – powiedziała zawstydzona. Unikała go. Nie chciała patrzeć w te zielone oczy. Nie mogła zrozumieć czemu w jego obecności odbiera jej mowę. Chciała mu tyle przecież powiedzieć.
- Masz ochotę na kawę? – zapytał zauważywszy konsternację na jej twarzy. Rozbawiła go ta sytuacja, jednak nie okazał tego.
- Z chęcią. – odparła nie patrząc na niego. Przez całą drogę do kawiarni nie odzywali się do siebie. Wojtek domyślił się, że Laurze musi ciążyć ta sprawa z pocałunkiem. Nie mógł tylko zrozumieć czemu. Jednak mimo tych pytań, nie mógł o niej nie myśleć. Była pierwszą dziewczyną, która tak postrzegała wspólne relacje. Imponowało mu to. Chciał za wszelką cenę, zdobyć jej zaufanie. Spoglądał na nią z pod oka i nie mógł się nadziwić jej urodzie. Jej atłasowa skóra, kusiła. Nie za duży biust, korcił i intrygował. Oczy hipnotyzowały i obezwładniły. Doszli do wyznaczonego miejsca. Usiedli w kawiarnianym ogródku. Wojtek zamówił napoje i z uśmiechem wrócił do stolika. Dziewczyna nie patrzyła na niego.
- Laura, spójrz na mnie. – rzekł Wojtek przerywając niezręczną ciszę. Nieśmiało podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. – Nie bój się. Nic Ci nie zrobię. Chciałbym tylko pogadać. Cieszę się, że przyszłaś. Nie spodziewałem się, że Cię jeszcze zobaczę. – uśmiechnęła się mimowolnie na dźwięk tych słów.
- Jak się nazywa ta piosenka?
- Która?
- Ta którą grałeś?
- Nie wiem.
- Jak to, nie wiesz? Grasz coś i nie wiesz co?
- No nie wiem. Wymyśliłem ją kilka dni temu.
- Aha. – w tym momencie kelner przyniósł zamówione napoje.
- Zagrałem to specjalnie. – powiedział po chwili - Miałem nadzieje, że gdy usłyszysz tą melodię przyjdziesz. Nie pomyliłem się. – uśmiechnął się czule i dotknął jej dłoni. Mimo przepełniającego ja strachu nie cofnęła jej.
- Taki zbieg okoliczności. Chociaż rzeczywiście, gdy usłyszałam tą piosenkę od razu podeszłam. – nie patrzyła na niego. – Wojtek? – zapytała upijając łyk herbaty.
- Tak?
- Co Ty o mnie myślisz? – wreszcie na niego spojrzała.
- Co to za pytanie?
- Odpowiedz, proszę. – ukradkiem spojrzała na jego usta.
- Dobrze, skoro sobie tego życzysz. Jesteś … - bała się tego co usłyszy, ale postanowiła, że wysłucha go do końca. - … piękną i niesamowitą dziewczyną. Po raz pierwszy spotkałem taką dziewczynę ja Ty. – spojrzał jej w oczy. Poczuła to samo ciepło jak tamtego wieczoru. Spojrzała na niego śmielej. – Imponujesz mi swoim zachowaniem, swoim urokiem.
- Czym?
- Zachowaniem …
- Nie żartuj sobie ze mnie. Zachowałam się ostatnio jak idiotka.
- Nie mów tak. Było fantastycznie. Lubię spędzać czas w Twoim towarzystwie. Naprawdę. Czuję się wtedy wolny. Czuje, że mogę powiedzieć Ci wszystko.
- Wiesz o czym mówię.
- Wiem. Uwierz mi, że nie zrobiłaś nic niestosownego. Bardzo mi się to podobało. – uśmiechnął się do niej czarująco. Zarumieniła się.
- Naprawdę? – cieszyły ją te słowa.
Nie odpowiedział tylko skinął głową. Coraz częściej łapała się na tym, że myśli o nim jak o swoim chłopaku. Jak to dziwnie brzmiało. Laura i jej chłopak. Laura i Wojtek razem. Myśląc o tym nie mogła przestać się uśmiechać. Chciała aby ta chwila wreszcie nastąpiła. Pragnęła usłyszeć od niego czułe wyznanie. Chciała aby wreszcie spełniły się jej marzenia. Wstali od stolika. Udali się w kierunku stawu. Po drodze rozmawiali. Laura cały czas się śmiała. Dotarła do niej myśl, że jest zakochana. Zakochana nie w kim innym tylko w tajemniczym Wojtku. Doszli na mostek przy stawie. Spojrzała na niego. Uwielbiała przyglądać się jego brodzie, oczom, czuprynie falującej na wietrze. Zastanawiała się co właściwie w nim jest, że ma na nią taki wpływ. On poczuł na sobie jej przenikliwe spojrzenie i odwrócił się.
- Piękny zachód słońca, prawda? – powiedział patrząc na nią. Zauważywszy jego spojrzenie, Laura odwróciła wzrok w kierunku stawu i odparła cicho:
- Tak, rzeczywiście. – miała wrażenie, że to wszystko dzieje się za szybko, ale nie chciała tego zmieniać. Chciała patrzeć na niego, czuć go przy sobie. Nigdy nie zdawała sobie strawy, że miłość może być taka piękna. Aby przerwać tą ciszę rzekła śmielej:
- Od jak dawna grasz na gitarze?
- Od dziecka. Pamiętam, że gdy miałem 10 lat, brat pokazał mi jak należy ją trzymać prawidłowo. Masz rodzeństwo?
- Nie. Niestety nie.
- A ta dziewczyna?
- Która?
- Iza?
- A, to moja przyjaciółka. Mieszkamy w jednym pokoju w akademiku. Zwariowana z niej dziewczyna. – zaśmiała się radośnie.
- Zauważyłem. Czemu pytasz o gitarę?
- Lubię grać na pianinie. Pamiętam jak tata śpiewał mi piosenki i zawsze przy tym pomagała mu stara zniszczona gitara.
- Grasz?
- Czasami mi się zdarza. Jak byłam mała to grałam w szkolnym chórze oraz śpiewałam w kościele.
- Śpiewasz?
- Zdarzyło mi się czasem.
- Zaśpiewasz mi coś? – uśmiechnął się podając jej gitarę.
- Poczekaj. Muszę sobie przypomnieć jak się na niej gra. – zachęcony do dalszego działania Wojtek, stanął za nią i założył jej gitarę na ramię. Poczuła przy tym jego piżmowy zapach. Oszukiwała się, że nie ma to znaczenia, ale nie mogła zapomnieć tego zapachu. Czuła go wszędzie. Położył jej rękę na strunach. Dotyk jego dłoni sprawił, że poczuła jak przechodzi przez jej skórę przyjemny dreszcz. Odsunął się i pozwolił jej na zastanowienie. Laura odwróciła się do niego śmielej. Włosy poruszały się z wiatrem. Za każdym razem gdy widział rozradowaną twarz Laury rosło w nim przekonanie, że czuje do niej coś więcej. Nie chciał jednak tego ujawniać gdyż bał się, że ją wystraszy. Laura spojrzała na struny. Następnie podniosła głowę. Napotkała jego zainteresowane spojrzenie. Pierwsze uderzenie w struny wydało nie przyjemny dźwięk, jednak następny już ruch ręki poprawił jakość muzyki. Zastanowiła się chwilę. Szukała odpowiedniej piosenki, aby wyrazić tkwiące w niej uczucia. Zaśpiewała tak:

"I've heard there was a secret chord
That David played, and it pleased the Lord
But you don't really care for music, do you?
It goes like this, the fourth, the fifth
The minor fall and the major lift
The baffled king composing Hallelujah"


Chłopak słuchał jej z wielkim podziwem. Doszedł do wniosku, że zależy mu na Laurze. Chciał spędzać z nią każdą wolną chwilę. Nie odchodził go fakt, że nic o niej nie wie. Wsłuchując się w piosenkę nie mógł wyrzucić z głowy myśli o jej ciele, o jej ustach oraz o jej spokojnym charakterze. Wcześniej miał do czynienia z krnąbrnymi i zawadiackimi dziewczynami. Po spotkaniu Laury, zmienił do nich stosunek. Nie interesowały go już przebojowe dziewczyny tylko skromna i niedostępna Laura. Nie mógł przestać myśleć o jej delikatnej osobowości. Czuł się za nią odpowiedzialny. Sam do końca nie wiedział czemu, jednak bardzo podobał mu się taki stan rzeczy. Chciał poznać jej pasje. Chciał wiedzieć o niej wszystko. Dziewczyna zauważyła jego rozmarzone spojrzenie. Nagle przerwała występ.
- Czemu przerwałaś? Pięknie śpiewasz. – widząc zadowoloną twarz chłopaka, Laura nie mogła
Powstrzymać uczucia radości. Czarował ją tym spojrzeniem. Na każdym kroku dodawał jej sił. Nie chciała aby ten wieczór się skończył. Chciała aby ta chwila trwała wiecznie.
- Nie kłam. – powiedziała speszona.
- Nie kłamię … - zbliżył się nieco. – … piosenka, Ty, wspaniale. Zrobisz wielką karierę.
- Dzięki.
- Masz głos jak anioł. – oddając mu instrument znowu dotknęła jego ręki. Mimo, lęku uśmiechnęła się. Chłopak spojrzał w jej niebieskie oczy.  Już miał ją pocałować gdy nagle zauważyli biegnącą ku nim Izę. Podbiegła bliżej i nie zważając na obecność Wojtka krzyknęła:
- Kurwa mać! Mam dosyć biegania za Tobą po całym mieście! Za pierwszą wypłatę masz kupić sobie telefon!
- Co się stało? – zapytała zszokowana Laura.
- Dzwoniła Twoja mama. – powiedziała zdyszana Iza.
- Po co?
- Twoja babcia miała wypadek.
- Słucham? Jak to?
- Dzwoniła, żeby przekazać Ci, że Twoja babcia jest w szpitalu.
- Boże. Iza pożycz telefon. Ostatni raz.
- Niestety, wyładował mi się.  – Laura w popłochu zaczęła rozglądać się za budką telefoniczną.
- Trzymaj. – rzekł Wojtek wręczając jej telefon.
- Dziękuję. - bez namysłu przytuliła się do niego. Pobiegła dalej by zadzwonić do matki. Rozmowa trwała dość długo. Laura nie mogła powstrzymać łez. Babcia była dla niej bardzo ważną osobą. Nie mogła wyobrazić sobie życia bez niej. Gdy się rozłączyła, podeszła do Izy i uśmiechnęła się. Zaniepokojona Iza rzekła do Laury:
- I co?
- Godzinę temu wyszła. Potknęła się o dywan. Ma tylko stłuczone biodro. Nie strasz mnie tak nigdy więcej. – pogroziła palcem Izie.
- Nie wiedziałam. Dobrze się skończyło. Jednak nie zwalnia Cię to z kupienia sobie telefonu.
- Dobrze, obiecuje.
- No. Teraz już pójdę. Wyjeżdżam z Irkiem na całe wakacje. Nie będzie nas. Masz więc cały pokój dla siebie. – i puściła oko do przyjaciółki. Dziewczyna zaczerwieniła się i odruchowo spojrzała na Wojtka. Rozbawiła go jej reakcja. Nie zdawał sobie nigdy sprawy z faktu, że dziewczyny mogą być tak płochliwe. Nie brał pod uwagę tego, że istnieją na świecie dziewczyny tak skromne i delikatne jak Laura. Była ona jak kwiat. Z pozoru silna i niedostępna, a w rzeczywistości delikatna i pokorna. Podobało mu się, że jest za nią odpowiedzialny. Nie umiał tylko zrozumieć co mu się w niej podobało bardziej. Iza odeszła. Laura ze strachem w oczach patrzyła tylko na odchodzący cień dziewczyny.
Minął miesiąc. Laura pracowała w kawiarni La Rose. Co rano wstawała zadowolona z faktu, że znowu idzie do pracy. Lubiła ją. Codzienna praca pozwalała jej realizować marzenia i spotykać ciekawych ludzi. Każdego wieczoru po pracy spotykała się z Wojtkiem. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Chodzili po pustych ulicach, śmiali się, przytulali. Rozmawiali o wszystkim. Poznawali swoje zalety, wady. Kształtowali charaktery. Zbliżali się do siebie coraz bardziej. Laura z zainteresowaniem słuchała wywodów Wojtka na temat muzyki. On również z wielką chęcią opowiadał o sobie oraz słuchał jej z zapartym tchem. Dziwił się, że tak zadziwia go spokojna i ułożona dziewczyna. Z każdą wspólnie spędzoną chwilą czuł do niej coraz większe uczucie. Pewnego wieczoru chłopak spytał wprost:
- Chcesz pojechać ze mną nad jezioro?
- Kiedy?
- W weekend. Wiem, że masz wolne.
- Tak rzeczywiście. – powiedziała wyraźnie zamyślona.
- Więc jak? – przysunął się bliżej.
- Pojadę z wielką przyjemnością. – przy nim czuła się wspaniale. Kochała go całym sercem. Chciała przebywać z nim cały czas. Nie mogła wyrwać z pamięci pocałunków, ciepła jego ciała oraz dotyku jego dłoni. Za każdym razem gdy o nim myślała robiło jej się ciepło na sercu. Siedzieli na trawie i oglądali gwiazdy. Granatowe niebo oblane złocistymi gwiazdami wprawiało duszę Laury w błogi stan, a obecność ukochanego chłopaka pobudzała w niej różnorakie myśli. Uwielbiała patrzeć w gwieździste niebo i marzyć. Tego dnia jednak nie musiała tego robić, ponieważ był z nią chłopak z jej marzeń. W pewnym momencie Laura opuściła zamyślony wzrok. Chłopak zauważył zadumę na jej twarzy i zaniepokoił się. Dziwił się ale bolało go gdy na twarzy Laury widniał smutek.
- O czym myślisz? – zapytał po chwili.
- O rodzicach. Dawno ich nie widziałam.
- Chciałabyś do nich pojechać?
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- To jedźmy.
- Naprawdę? – po tych słowach wtuliła się w chłopaka z uśmiechem. Czuła się tak cudownie. Nie umiała wyobrazić sobie życia bez niego. Nie ukrywała już swoich uczuć. Wojtek wiele dla niej znaczył. Miała jednak świadomość, że pod koniec września on wyjedzie. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Chciała dobrze wykorzystać ten czas, który im został i spędzić z nim każdą wolną chwilę.

***

Minęły dwa dni. W piątkowy wieczór pojechali do rodzinnego domu Laury. Myśl o tym, że wreszcie zobaczy rodziców napawała ją wielką radością. Jechali samochodem, który chłopak pożyczył od wuja. Przez całą drogę do wsi dziewczyna nie mogła przestać się śmiać. Wojtek wtórował jej w przyśpiewkach. Rozmawiali, śmiali się. Gdy dojechali na miejsce oczom chłopaka ukazała się mała, drewniana chatka. Nigdy nie był w tych stronach. Piękny, zielony krajobraz jaki go przywitał, odebrał mu mowę. Nagle do dziewczyny podbiegł pies. Zaczął się łasić, szczekać. Z domu wyszła zdenerwowana kobieta. Gdy ujrzała córkę oniemiała z zachwytu. Szybko podbiegła do furtki krzycząc:
- Józek! Józek! Nasza córeczka przyjechała! – kobieta nie mogła ukryć łez. Laura była szczęśliwa, że znowu widzi mamę. Z oddali zauważyła jak zbliża się do nich ojciec. Wojtek przypatrywał się zaistniałej sytuacji. Uśmiechnął się gdy tylko zobaczył radość na twarzy dziewczyny. Kochał ją. Wreszcie to do niego dotarło. Zależało mu na jej szczęściu. Powoli, lekko z tyłu zbliżył się do furtki. Laura spojrzała na niego i dostrzegła zakłopotanie na jego twarzy. Chwyciła go za rękę i zaciągnęła na podwórze.  Ciepły dotyk jej ręki wprawił go w zadowolenie.
- Patrz, Józiu, Laura przyjechała z chłopakiem. – powiedziała matka spoglądając na Wojtka. Po tych słowach Laura zarumieniła się. Spojrzała zakłopotana na chłopaka. On rozbawiony skinął głową i rzekł:
- Miło mi Państwa poznać. Nazywam się Wojciech Zięba.
- Miło nam chłopcze. – powiedział stanowczo ojciec i uścisnął chłopakowi rękę.
- Pewnie jesteście głodni. Akurat wstawiam ziemniaki.
- Gdzie babcia? – zapytała Laura.
- W pokoju. Idź się przywitaj. – nie czekając na dalsze ponaglanie udała się do małego pokoiku znajdującego się przy schodach. Gdy ujrzała staruszkę nie mogła powstrzymać wzruszenia. Podbiegła do niej, uklękła i rzekła:
- Cześć, babciu.
- Laurusia, skarbie. – powiedziała staruszka gładząc wnuczkę po policzku.
- Ależ mnie wystraszyłaś babciu.
- Potknęłam się tylko o dywan. My starsi ludzie już tak mamy. Niepotrzebnie się martwiłaś kochanie. Kim jest ten młodzieniec, który z Tobą przyjechał?
- To mój kolega.
- Idź do niego, przyjdę do Was za chwilkę.
- Dobrze.
Chłopak stał na podwórzu napawając się pięknem otoczenia. Zauważył gniazdo bocianów na jednym z kominów. Uśmiechnął się na ten widok. Nigdy nie widział tak wspaniałego miejsca.
W pewnej chwili podszedł do niego pies. Ostrożnie obwąchał chłopaka. Gdy upewnił się, że jest w porządku zaczął się z nim bawić. W pewnej chwili dołączyła do niego Laura. Zaczęła gładzić, całować psa w nos. Musiała bardzo go kochać. Uradował go widok roześmianej Laury.
- Jak się wabi?
- Bruno.
- Ładnie. Pięknie tu.
- Prawda? Po obiedzie zabiorę Cię na spacer. Pokażę Ci moje królestwo.
- Dobrze. Widziałem po drodze jakiś staw.
- Tam też Cię zabiorę. – po tych słowach objęła Wojtka i bez żadnego skrępowania przytuliła się. Odwzajemnił uścisk. Pocałował ją w czubek głowy. Dziewczyna niewiele myśląc położyła mu głowę na ramieniu. Ucieszył się na ten gest. Stali tak w blasku słońca, gdy wyszła matka. Już chciała coś powiedzieć, ale powstrzymała się widząc szczęście na twarzy córki. Cofnęła się do kuchni. Odcedziła ziemniaki i podała do stołu. Wszyscy zasiedli do niego z dużym impetem. Po chwili dołączyła do nich staruszka. Rozmawiali, śmiali się. Wspominali dawne czasy i opowiadali co się tu zmieniło przez ten czas. Chłopak z wielkim zainteresowaniem słuchał tych rozmów i raz po raz spoglądał na Laurę.
- Wiesz, kto jest teraz sołtysem?
- Nie. – rzekła spoglądając na matkę.
- Twój ojciec.
- Co?
- Tak, córciu.
- Słyszałeś? – rzekła zdziwiona do Wojtka. On uśmiechnął się radośnie. Zaskoczyła go wspaniała gościna. Mógł poprosić o wszystko i wiedział, że otrzymałby jeszcze nad to o co prosił. Zakochał się w tym miejscu. Panowała tu cisza. Czuł się tu wolny. Nikomu nie musiał nic mówić.
- Wreszcie ludzie nagrodzili Twojego ojca.
- Cieszę się Tato. Naprawdę bardzo się cieszę. Zasłużyłeś na to. Ludzie bardzo Cię szanują i wiem, że nie zawiodą się na Tobie. A jak się czuje ksiądz Baltazar?
- Dobrze. Powinnaś go odwiedzić. Cały czas o Ciebie pyta.
Po obiedzie Laura zabrała Wojtka na spacer po ukochanej wsi. Pokazała mu starą remizę strażacką, w której rodzice wyprawili swoje wesele, stare poniszczone domy, zabytkową bramę oraz miejsca w których bawiła się jako dziecko. Z wielkim zainteresowaniem słuchał jej historii i cieszył się, że wszystko mu mówi. Ujmowała go swoją szczerością, delikatnością i naturalnością.  Co rusz witały ją starsze kobiety oraz młodzi chłopcy. Wojtek nie raz złapał się na tym, że czuł zazdrość, jednak nie okazał tego. Dotarli na rynek. Chłopak nie spodziewał się, że to miejsce tak mu się spodoba. Widok spokojnego rynku uświadomił mu, że nic nie wiem o swoim kraju. Kościółek, ukryty miedzy drzewami, dawał poczucie bliskości, wolności i wiary. Cała wieś witała go z miłością i gościnnością. Chłopak zrozumiał, że jest to magiczne miejsce do którego będzie chętnie powracał. Laura zauważyła księdza Baltazara. Sędziwy mężczyzna siedział na ławce przed wejściem do zakrystii:
- Szczęść Boże, ojcze. – rzekła uśmiechnięta dziewczyna.
- Szczęść Boże, drogie dziecko. Laura Kujawiak. Jak miło Cię widzieć.
- Mnie ojca również. Jak się ojciec czuje?
- Dzięki Bogu, dobrze. A jak Ty się czujesz, drogie dziecko?
- Bardzo dobrze. Ojej zapomniałabym. Ojcze, chciałabym przedstawić Wojtka. Wojtek to mój … - tu zawahała się.
- … chłopak. – dokończył za nią Wojtek. Laura spojrzała na niego zaskoczona. Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Chłopak spojrzał na nią czule i objął w pasie. - Miło mi księdza poznać. – podali sobie ręce.
- Przepraszam Was, ale za chwilę mam mszę. Przyjdziecie?
- Tak, ale później. Miłego dnia, ojcze.
- Z Bogiem moje dziecko. Z Bogiem.
Poszli nad staw. Dziewczyna nie mogła przestać myśleć o słowach Wojtka. Usiedli na trawie w cieniu dużego drzewa. Chłopak rozłożył się na trawie i zamknął oczy. Oddychał powoli napawając się spokojem tego miejsca. Takiego relaksu nie doświadczył od bardzo dawna.
- Słuchaj … - zapytała nie śmiale.
- Tak?
- Dlaczego powiedziałeś, że .. – już wiedział o co chce zapytać. - … że jesteś moim chłopakiem?
- Nie wiem. Jakoś mi się wyrwało.
- Mhm … - zużył konsternację na jej twarzy.
- Laura, chciałbym być Twoim chłopakiem. – powiedział cicho zbliżając się nieco.
- Co?
- Nie przesłyszałaś się. Kocham Cię. – nie wiedziała co powiedzieć. Myślała, że z tej radości serce wyskoczy jej z piersi. Te słowa sprawiły, że jej szczęście sięgnęło zenitu. Nie wierzyła, że dzieje się to naprawdę. Przesłyszała się. Musiała się przesłyszeć. Nie mógł przecież mówić poważnie.
-  Słucham?
- Tak, Lauro Kujawiak. Kocham Cię. – jednak się nie przesłyszała. Bóg wysłuchał jej próśb. Jednak nie docierało do niej, że on mówi poważnie. Serce waliło jej jak szalone. Łzy napłynęły do oczu. Gdy chłopak to zobaczył zmartwił się.
- Czemu płaczesz? – dotknął jej policzka. Przyjęła ten dotyk jak ciepły wiatr, który muskał jej twarz. Nie odpowiedziała mu. Patrzyła na niego i nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Iza miała racje. Racjonalność nie ma tu nic do rzeczy. Miłość to wszystko czego szukała. Zauważywszy zaniepokojoną minę Wojtka, bez namysłu pocałowała go. Zrobiła to namiętnie i czule. Chłopak poczuł co chciała mu przez to powiedzieć. Odwzajemnił pocałunek. Całował ją czule, delikatnie a zarazem energicznie i namiętnie.  W pewnej chwili przekręcił się na brzuch. Przykrył jej delikatne ciało swoim. Gładził jej włosy. Próbował jak smakuje jej skóra. Po chwili zszedł do szyli. Obdarowywał ją namiętnymi pocałunkami. Spojrzał na nią figlarnie, ale z namiętnością w oczach. Laura wrzała z nadmiaru rozkoszy. Nie mogła powstrzymać tego przyjemnego ciepła. Rozkosz, którą czuła w jego towarzystwie była czymś nowym, ale jednocześnie czymś wspaniałym. Chciała aby trwało to w nieskończoność. Każdy centymetr jej ciała wołał o więcej. Wojtek zaczął całował jej barki gdy nagle dziewczyna poderwała się z trawy. Spojrzała na niego rozkojarzonym spojrzeniem i rzekła:
- Nawet nie wiesz jak cieszą mnie Twoje słowa. – dotknęła jego policzka.
- Laura, jesteś taka piękna. – podniósł się i pomógł jej wstać. Śmiejąc się zaniósł ją na rękach do wody. Dziewczyna wzbraniała się, krzyczała aby tego nie robił, jednak po fakcie, gdy była zanurzona po pas w wodzie nie mogła powstrzymać śmiechu. Z uśmiechem chlapali się wodą. Bawili się znakomicie. Chłopak obdarowywał ją pocałunkami. Nie czuła się skrępowana. Czuła, że teraz będzie coraz lepiej. Zapach jego mokrego ciała, jego radosne, czarujące spojrzenie, ciepło jego dłoni, delikatność pocałunków pozostawionych na jej szyi wprawiały Laurę w stan uniesienia. Wychodząc z wody chłopak nagle przystanął. Wpatrywał się w jej mokre ciało. Uwielbiał jej pytające spojrzenie za każdym razem gdy wpatrywał się w nią z powagą. Usiedli na kocu. W pewnej chwili chłopak chwycił rękę Laury, spojrzał jej czule w oczy i rzekł:
- Będziesz ze mną? – Laura nie mogła uwierzyć własnym uszom. Nie mogła powstrzymać radości, jednak w głębi serca zdawała sobie sprawę, że za miesiąc on wyjedzie i skończy się ich wakacyjna miłość. Bolała ją ta myśl, gdyż nie chciała się z nim rozstawać nawet na chwilę. Marzyła o wspólnym życiu. Śniła, że co rano budzi się u jego boku, że zasypia wtulona w jego ramiona. Chciała czuć jego pocałunki na całym ciele. Pocałowała go delikatnie w policzek i rzekła smutnym głosem:
- Nie zdajesz sobie sprawy jak długo czekałam na te słowa. Jednak nie mogę się na to zgodzić.
- Dlaczego? – zapytał zdziwiony jej wyznaniem.
- Za miesiąc wracasz do domu, do Warszawy. Ja zostanę tutaj. Nie uda się nam to. Jestem bardzo szczęśliwa słysząc to z Twoich ust, bo też bardzo Cię kocham jednak nie mogę zapominać, że wszystko niedługo się skończy. – posmutniała na dźwięk tych słów. Chłopak spojrzał jej w oczy. Miała rację. On również nie chciał się z nią rozstawać. Wiedział, że ta piękna przygoda kiedyś musi się skończyć.  Długo nie mógł pogodzić się z tą myślą. Nagle rzekł nie spuszczając z niej wzroku:
- To bądźmy parą przez jeden miesiąc. Jestem z Tobą bardzo szczęśliwy. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Zmieniłaś całe moje życie. Obiecaj mi, że zostaniesz ze mną przez jeden miesiąc, a potem zobaczymy co przyniesie los. – mówiąc to patrzył jej w oczy. – Kocham Cię Lauro. - nie odpowiedziała tylko wtuliła się w niego.

***

Minęły piękne dwa dni. Laura pożegnała się z rodziną i razem z Wojtkiem wrócili do Wrocławia. Po drodze Wojtek rozmyślał o tym co będzie dalej. Laurze ta myśl również nie dawała spokoju, jednak postanowiła, że spełni daną obietnicę. Dojechali do akademika. Chłopak wyszedł z samochodu jako pierwszy. Otworzył ukochanej drzwi i podał jej rękę, aby pomóc jej wyjść z samochodu.
- Wejdziesz? – zapytała wyjmując torbę z bagażnika.
- Z chęcią, kochanie. – to słowo bardzo cieszyło dziewczynę. Lubiła go słuchać, lubiła z nim rozmawiać. Musiała jednak zostawić mu po sobie jakąś pamiątkę. Długo nad tym myślała. Dziewczyna otworzyła drzwi do pokoju i zaprosiła chłopaka do środka. Postawiła torbę przy szafce i usiadła na łóżku. Wojtek usiadł obok i przytulił ją mocno. Zmęczona całodzienną jazdą zamknęła oczy. Nagle Wojtek zauważył, że Laura śpi. Ułożył ją na łóżku i przykrył kołdrą. Uwielbiał patrzeć jak spała. Ten widok przypominał mu pierwszy pocałunek. Zawsze gdy przypominał sobie tamtą sytuację powijał się uśmiech na jego twarzy. Pogładził policzek Laury i położył się obok niej. Przytulił ją do siebie. Miała takie delikatne ciało. Poczuł ciepło jej skóry, jej oddech niczym powiew wiatru. Pocałował ją delikatnie w policzek i usnął trzymając ją w ramionach.

***

Nastał nowy dzień. Pierwsza przebudziła się Laura. Leżała obok Wojtka pławiąc się w blasku jego śpiącej twarzy. Zaskoczyła ją obecność chłopaka, jednak mimo tego bardzo ucieszyła się, że z nią został. Tego dnia szła do pracy, więc szybko się ubrała i po cichu wyszła z pokoju, aby nie obudzić Wojtka.

***

Chłopaka obudziły promienie słońca wpadające bezczelnie do pokoju przez uchylone okno. Przetarł oczy i ujrzał na poduszce obok małą kartkę z napisem:

„Jestem w pracy. Zostawiam Ci klucze od pokoju.
Przynieś mi je wieczorem. Czekam na Ciebie.
Całuję. Twoja Laura.”

Ujęło go to zdanie. „Twoja Laura”. Wyszedł z pokoju i udał się do domu wuja. Oddał samochód, wziął prysznic i poszedł pokręcić się po mieście. Nie mógł znieść myśli, że niedługo rozstanie się z nią. Chciał wykorzystać czas jaki im pozostał. Nie mógł znieść upływającego czasu. Cieszył się każdą chwilą spędzoną z ukochaną dziewczyną. Wieczorem zabrał gitarę i udał się do kawiarni La Rose. Było po 22. Zauważył jak dziewczyna zamyka drzwi od kawiarni. Zaszedł ją od tyłu i delikatnie szarpnął za struny. Laura nagle się odwróciła. Słysząc dźwięk gitary obróciła się kilkakrotnie wokół własnej osi. Ucałowała ukochanego i udali się do akademika. Rozmawiali o minionym dniu. Śmiali się w najlepsze gdy nagle Wojtek zapytał z nienacka:
- Może masz ochotę pójść nad staw?
- Oczywiście. – rzekła z uśmiechem. Wciąż miała w uszach muzykę z przed chwili.  – Pozwól tylko, że wejdę na chwilkę do akademika. Muszę się odświeżyć.
Nie odpowiadając poszedł za nią. Dotarli do celu. Weszli do pokoju i Laura rzekła:
- Nie będziesz miał nic przeciwko jak pójdę się wykąpać. Po całym dniu pracy muszę odzyskać siły.
- Nie, oczywiście, że nie. Poczekam na Ciebie. – uśmiechnięta udała się do łazienki. Nagle chłopak usłyszał szum lejącej się wody. Zastanawiał się jak wygląda nagie ciało Laury. Wyobraził sobie jak dotka jej mokrego ciała. Rozkosz jaką poczuł z tego tytułu napawała go radością. Po chwili dziewczyna wyszła z łazienki i owinięta w sam ręcznik podeszła do niego. Kokieteryjnie spojrzała mu w oczy. Odłożyła gitarę i rzuciła go na łóżko. Zaskoczyło go jej zachowanie.
- Co Ty robisz?
- Nic nie mów tylko mnie pocałuj. – rozkazała dziewczyna. Uczynił co kazała. Zaczęli całować się drapieżnie i z wielkim pożądaniem. Każda część ciała Laury była napięta z rozkoszy. Chłopakowi spodobała się taka postawa dziewczyny. Nie chciał jednak aby czuła się do czegoś zobowiązana. Położył się na niej. Zaczął całować jej twarz, szyję, dekolt. Zaczął odgarniać ręcznik z jej piersi. Nagle dziewczyna poderwała się. Spojrzała na swoje ciało, na chłopaka i z płaczem uciekła do łazienki. Wojtek czym prędzej poszedł za nią.
- Kochanie, otwórz! Laura, skarbie …
- Nie! Znowu zrobiłam z siebie idiotkę. – płakała dziewczyna.
- Kochanie.  Proszę Cię otwórz. Chcę Ci coś powiedzieć. – po tych słowach Laura otworzyła drzwi. Stała cała zapłakana w progu łazienki. Chłopak czym prędzej podszedł do niej i przytulił ją mocno.
- Znowu to samo. Jestem beznadziejna.
- Nie mów tak.
- Chciałam abyś po tej nocy pamiętał mnie na zawsze. Jednak nie mogę się przełamać. Nie umiem. Ja … - spojrzała na niego. - … ja jestem … jeszcze nigdy tego nie robiłam! – wpadła w wielką rozpacz. Nie dość że zrobiła z siebie totalną kretynkę na oczach ukochanego to jeszcze wykrzyczała mu w twarz tak intymną rzecz.
- To fantastycznie.
- Co?
- Uwierz mi, że taka dziewczyna jak Ty to rzadkość w dzisiejszym świecie. Dziewczyny się nie szanują. Ty jesteś inna i dobrze o tym wiesz. Jeśli tego nie chcesz … - nie pozwoliła mu skończyć.
- Ja chcę. Wojtek ja bardzo tego chcę. Czuję, że to Ty jesteś tym, jedynym. Tym, któremu mogę zaufać. Chcę, abyś pamiętał mnie na zawsze. – pocałowała go mocniej. Ręcznik upadł na podłogę. Stała przed nim całkiem naga. Nie czuła już wstydu. Zdjęła mu koszulkę i zaczęła całować jego nagi tors. Nie pozostał obojętny. Podniósł ją i delikatnie ułożył na łóżku. Położył się obok niej i całował po kolei jej usta, oczy, szyję oraz dekolt. Smakował każdy centymetr jej ciała. Chciał zapamiętać jego smak. Językiem błądził po jej piersiach, brzuchu. Dotknął sutków, które natychmiast stwardniały prosząc o więcej.  Muskał jej skórę delikatnymi pocałunkami. Nie zdawał sobie wcześniej sprawy, z faktu, że seks może być tak wyjątkowy. Miał do czynienia z różnymi dziewczynami, ale jeszcze żadna nie dała mu takiej rozkoszy jak Laura. Kochał ją. Naprawdę ją kochał. Chciał aby czuła się przy nim bezpiecznie, kobieco i dziękował Bogu, że tamtego wieczoru zesłał ją na rynek. Uświadomił sobie, że chce być blisko niej, że każdego dnia chce się nią opiekować oraz udowadniać swoją miłość oraz chronić ją. Całując jej ciało, chciał zasypiać i budzić się przy jej boku. Zależało mu na niej jak jeszcze na nikim. Widząc jej napięte ciało cieszył się że spotkał ją na swojej drodze. Imponował mu również fakt, że był jej pierwszym chłopakiem. Zaufała mu bezgranicznie. Cieszyło go to bardzo. Spojrzał jej w oczy. Wyczytał z nich pozwolenie do dalszego działania. Nie czekał długo. Pocałował ją z jeszcze większym uczuciem i wszedł w nią delikatnie. Laura czuła narastającą rozkosz. Nigdy nie przypuszczała, że to uczucie będzie tak wspaniałe. Nie sądziła, że ta jedna noc zmieni jej życie na zawsze. Miała go przy sobie. Całował ją, pieścił jej ciało, smakował jego każdy centymetr. Serca biły jednym rytmem a ich oddechy stawały się coraz szybsze. Czuła bliskość z jego ciałem. Czuła jedność z jego duszą. Chciała aby ta chwila trwała wiecznie. Ich dynamiczne ruchy przeplatane namiętnymi pocałunkami uświadomiły im, że uczucie jakim do siebie pałają jest wielkie i prawdziwe. Chłopak nie spodziewał się, że widok szczytującej Laury wprawi go w takie zadowolenie. Czuł zapach jej rozgrzanego ciała. Jej przyspieszony oddech był muzyką dla jego uszu oraz podziękowaniem za wspólnie spędzone chwile. Było to zwieńczenie ich wielkiego uczucia. Teraz już wiedział, że nigdy o niej nie zapomni. Była kobietą jego snów. Uśmiechnięty pocałował ją czule kilka razy i zasnęli objęci oraz spełnieni.

***

Od tamtej nocy minął tydzień. Laura nie mogła wymazać jej ze swojej pamięci. Codzienne spotkania z ukochanym wprawiały ją w stan zadowolenie. Gdy się z nim widziała nie mogła przestać go całować ani przytulać. Zachowywała się jak typowa zakochana dziewczyna. Uśmiechała się, cieszyła się z każdej błahostki. Nawet gdy opowiadała Izie o ukochanym nie mogła przestać się śmiać.
Pewnego wieczoru, kiedy zamykała kawiarnię, podbiegł do niej niski mężczyzna i wyrwał jej torebkę. Laura pobiegła za nim wołając z płaczem. Wojtek siedział na murku i przygrywał na gitarze. Grał z radością w sercu, i to wszystko dzięki Laurze. Nagle zauważył jak Laura biegnie za jakimś chłopakiem. Usłyszał mimowolnie jej nawoływanie. Nie wiedziała, że chłopak jest na rynku. Próbowała sama się z tym uporać jednak była za słaba. Wojtek nie wiele myśląc pobiegł za złodziejem.
- Chodź tu! Jak Cię dorwę! – krzyczał biegnąc za rzezimieszkiem. Udało mu się go dogonić i odzyskać ukradziony przedmiot. Po chwili dobiegła do nich zdyszana Laura. Oddał jej torebkę i przytulił Laurę do siebie. Próbował ją uspokoić. W tym celu rzekł:
- Nic, Ci nie jest, kochanie? – już mieli odchodzić, gdy usłyszał zza pleców.
- Wojtek? Wojtek Zięba? – odwrócił się z zainteresowaniem.
- Tak.
- Nie pamiętasz mnie? Wojtek to ja, Łysy.
- Łysy?
- Wojtek, kopę lat. – przywitali się uściskiem ręki. – Sorki, nie wiedziałem, że to Ty.
- Ukradłeś torebkę mojej dziewczynie. – powiedział gniewnie. – Co masz na swoją obronę?
- Nic. Wybacz. Uuu. Witaj ślicznotko. – Laura wystraszona schowała się za ukochanego.
- Nie mów tak do niej. Tak teraz zarabiasz? – odpowiedział poważnie.
- Nie no sorry. Tak wyszło. Nie chciałem.
- Kto to jest? – zapytała wystraszona dziewczyna.
- Nie bój się kochanie. To jest Łysy … eee … to znaczy Piotrek. Piotrek to mój kolega. Jeździliśmy razem na żagle. – tu urwał opowieść.
-  Przepraszam panienko. Nie wiedziałem, że jesteś lubą Zięby. Tak a propos … – oho nie wróżyło to nic dobrego - … nie jesteś już z Martą?
- Jak widzisz nie jestem z Martą. – spojrzał na kumpla z gniewem w oczach. Nie przewidział takiego zwrotu wydarzeń.
- Dobra nie wściekaj się. Muszę uciekać. Trzymaj się. Żegnaj ślicznotko i jeszcze raz sorki za wszystko. – pobiegł w głąb ciemnej ulicy. Wojtek stał nieruchomo i zastanawiał się co z tego wszystkiego wyniknie. Z rozmyślań wyrwał go dźwięk upadającej torebki. Odwrócił się zaniepokojony i dostrzegł Laurę zbierającą rzeczy. Nic nie mówiła. Wiedział, że męczy ją tajemnicza Marta. Ukląkł obok i pomagał jej zbierać rozsypane klamoty. Nagle dotknął jej ręki. Spojrzała na niego pytająco.
- Marta to moja była dziewczyna. – rzekł onieśmielony.
- Nie mówisz mi się tłumaczyć. Dziękuję za pomoc, mój rycerzu. – i pocałowała go na znak wdzięczności. Objął ją mocno i poszli w kierunku stawu. Nie odzywali się do siebie. Napawali się swoją obecnością.
Doszli nad staw. Usiedli na ławce i objęci wpatrywali się w rozgwieżdżone niebo. W pewnej chwili Laura ujrzała na środku stawu dwa łabędzie. Łabędzie pływały blisko siebie. Przytulone szyje układały się w kształt serca. Ujął ją ten widok. Wiedziała, że gdy łabędzie wiążą się w pary to na zawsze. Przypomniała sobie, że czas mija nieubłaganie.  Za dwa tygodnie ich przygoda skończy się. On wyjedzie do Warszawy, ona zostanie tu. Bała się, że o niej zapomni, że wyrzuci z pamięci ich wspólne chwile, zapomni o pocałunkach i tej nocy, kiedy kochali się po raz pierwszy.  Zdawała sobie sprawę, że nie uda jej się o nim zapomnieć. Kochała go całym sercem. Mimo danej obietnicy nie chciała aby wyjeżdżał. Chciała aby został z nią. Przeraziła ją ta egoistyczna myśl. Wiedziała, że ma on tam przyjaciół, rodzinę, pracę. Wiedziała, że sama nie wyjedzie z tych stron. Nie widziała dla siebie miejsca w obcym mieście. Na myśl o rozstaniu łzy napłynęły do oczu. On zmienił jej życie. Uświadomił jej jak piękny może być ten świat, jak piękna może być miłość. Nauczył ją kochać samą siebie. Rozmyślając tak przytuliła się mocniej. Mimowolnie łza spłynęła po policzku. Chłopak to zauważył i rzekł z powagą:
- Skarbie stało się coś?
- Nie.
- To czemu płaczesz?
- Widzisz te dwa łabędzie? – zapytała łkającym głosem.
- Tak, ale chyba nie płaczesz z nich powodu, co? – odsunęła się od niego. Wyprostowała się i rzekła patrząc w księżyc.
- Wybacz mi. – spojrzała na niego. Nie mogła powstrzymać łez.
- Nie rozumiem.
- Wojtek musimy się rozstać. Nie możemy się więcej spotykać. – powiedziała smutna.
- Co? Dlaczego? – zapytał zszokowany jej słowami.
- Nie chce abyś wyjeżdżał, rozumiesz. Nie zniosę tej rozłąki. – rozpłakała się na dobre  – Nie umiem bez Ciebie żyć. Kocham Cię. Wiem, wiem, że nie powinnam tego mówić. Wiem, że tam jest Twój dom. Jednak nie mogę znieść myśli, że Cię stracę, że nie będzie Cię przy mnie. Jestem głupia wiem. Wmawiałam sobie, że to będzie trwało wiecznie. Kocham Cię Wojtek. Kocham Cię całym sercem. Dzięki Tobie zrozumiałam, że jestem piękna. Dałeś mi tą nadzieję, że miłość może wszystko. Dzięki Tobie moje życie nabrało sensu. Wybacz mi, ale nie zniosę rozłąki z Tobą. – łzy nie przestawały płynąć. Z każdym słowem było ich więcej. Chłopak słysząc jej płacz przytulił ją. Wiedział, że musi być to dla niej bardzo bolesna sytuacja. Pękało mu serce gdy słyszał jak płacze w jego ramionach. W pewnym sensie miała racje. On też bał się tej chwili.
- Ja tez Cię kocham Lauro. – mówił tuląc ją w ramionach. -  Długo nie chciałem się do tego przyznać, jednak przebywanie z Tobą zmieniło mnie oraz moje dotychczasowe postrzeganie wielu spraw. Uświadomiłaś mi, jak wiele może znaczyć zwykły buziak oraz jak wiele można wyrazić przez jeden uścisk. Dałaś mi wiarę w to, że ludzie potrafią być piękni, mądrzy i tacy wspaniali. Jestem przykładem faceta, który miał wszystko. Obracałem się w otoczeniu ludzi, o których nic nie wiedziałem. To Ty pokazałaś mi, że jeden uśmiech wystarczy aby zmienić całe życie.  Poznawanie Ciebie było najpiękniejszą rzeczą jaka mi się przydarzyła. Ja również nie chcę się z Toba rozstawać.
- Doskonale wiesz, że musi to nastąpić.
- Nie, wcale nie musi.
- O czym mówisz? – zerknęła na niego przejęta.
- Zostanę tu z Tobą.
- Nie. Nie możesz rezygnować ze swojego dotychczasowego życia. Chciałabym abyś ze mną tu został, ale nie mogę tego od Ciebie żądać. Twój dom jest tam. Tam masz rodziców, znajomych.
- To pojedź ze mną.
- Kochanie, to nie jest takie proste. Moje miejsce jest tu. Ja jestem ze wsi, nie odnalazłabym się w tak dużym mieście. Tak samo Ty nie będziesz czuł się dobrze mieszkając na wsi. Eh … czemu to musi być takie trudne. – dotknął jej policzka.
- Posłuchaj. Zostały nam jeszcze dwa tygodnie. Piękne dwa tygodnie. Wiem, że zarówno dla mnie jak i dla Ciebie jest to mało czasu. Jednak nie poddawajmy się. Może los przyniesie nam rozwiązanie. – po tych słowach pocałował ją. Jeszcze nigdy nie całował dziewczyny z takim bólem w sercu. Bolało go ich rozstanie. Całując ją wspomniał ich wspólną noc. Pozostanie ona w jego pamięci na zawsze. Siedzieli tak do późnej nocy.

czwartek, 29 września 2011

Następna stacja "Szarość"

I znowu to samo. Znowu samotność, znowu szarość. Nic tylko praca, praca, dom. Myślałam nad swoim życiem. Myślałam nad tym co mnie spotkało i co mnie jeszcze spotka, ale bez sensu. Śmierć, choroba, strach – takie zjawiska przetaczały się przez moje życie bez przerwy.  Takie sny nawiedzały mnie nieustannie. Smutek, żal, gniew, osamotnienie takie uczucia mną kierowały. Pamiętam to był chyba poniedziałek. Tak, szary ponury poniedziałek, który zmienił moje życie. Jednak sama  nie wiem czemu tak się stało. Tamtego dnia jak w każdy inny dzień szłam do pracy. Wsiadłam do metra i pojechałam na drugi koniec Warszawy. Jechałam bo musiałam. Nie było sensu siedzieć w pustym domu, obserwując białe ściany. Wszystkie meble, wszystkie obrazy przypominały mi o Jacku. Poznaliśmy się 30 lat temu. Był maj. Gdy miałam 17 lat pojechałam z koleżankami na obóz harcerski. On był moim zastępowym. Był ode mnie starszy o dwa lata. Był postawnym mężczyzną o kruczoczarnych włosach i szarych oczach. Imponował mi swoim zachowaniem. Zawsze był poważny, ale gdy przychodziło co do czego umiał się uśmiechnąć tak, że na sam jego widok serce zaczynało mi bić jak szalone. Minęły trzy tygodnie wspaniałej wyprawy i trzeba było wracać. Wtedy dojrzałam. Poszłam do niego i powiedziałam jak bardzo go lubię. Owszem bałam się powiedzieć mu całą prawdę, ale nie musiałam. On wyczytał z moich oczu wszystko co skrywałam w sercu. Pamiętam, że na pożegnanie dał mi całusa w policzek i powiedział, że na zawsze zostaniemy przyjaciółmi. Gdy wróciłam do domu przez długi czas nie mogłam o nim zapomnieć. Śnił mi się każdej nocy, a wspomnienia z obozu wirowały we mnie nie dając spokoju. To była moja pierwsza prawdziwa miłość. Pewnego dnia, a był to najcudowniejszy dzień w moim życiu, zadzwonił telefon. Od razu rozpoznałam jego głos. Pamiętam jak zaproponował mi spotkanie. Byłam w siódmym niebie, a serce biło jak szalone. Nic już nie mogło popsuć mi humoru. 

***

Przeżyliśmy tak 20 lat. Niestety 2 lata po ślubie dowiedziałam się, że nie mogę mieć dzieci. Załamałam się ale Jacek podtrzymywał mnie na duchu jak nikt inny. Nawet moja matka tak mnie nie wspierała. Wciąż mam w głowie jego słowa: „Najważniejsze, że mamy siebie. Wszystko inne się nie liczy”. Pięć lat temu Jacek dowiedział się, że ma raka mózgu. Ehhh. Brakuje mi go. W pustym domu chodziłam jego szlakami, dotykałam rzeczy, przypominałam sobie nasze wspólne chwile. Wszystko działo się tak szybko, a ja nie umiałam tego opanować. Z każdym krokiem, z każdą myślą  uzmysławiałam sobie, że jego już nie ma. Że już nie usłyszę jego głosu, że nie poczuje jego dłoni na swojej twarzy. Brakowało mi naszych rozmów. Był moim przyjacielem. Kiedy wykryto chorobę, mój mąż zmienił się nie do poznania. Był zamknięty w sobie, a myślami wędrował gdzieś gdzie ja nie miałam dostępu.  Patrzył na mnie, ale w jego wzroku nie było tego co dawniej. Nie było iskry, zachwytu. Wiele razy myślałam, że to moja wina, ale z czasem zrozumiałam, że to przez chorobę, która zżerała go od środka. Wiele razy zadawałam sobie pytanie jak mu pomóc. Jego twarz była poważna, a oczy bez wyrazu., ale wierzyłam, że słyszy to wszystko co do niego mówię. Po 5-ciu latach cierpienia odszedł. Choroba go nie oszczędziła. Ja też nie dodawałam mu otuchy. Przychodziłam z pracy do domu, siadałam, nawet nie robiłam obiadu. No bo po co, dla kogo? Jacka i tak musiałam karmić przez rurkę bo nie był w stanie sam jeść. Gdy patrzyłam jak cierpi odechciewało mi się żyć. Nie miałam już siły bawić się w pielęgniarkę. Z każdym podejściem do łóżka miałam ochotę wybiec z domu i już do niego nie wrócić. Całymi dniami przesiadywałam przy jego łóżku. W nocy pilnowałam by smacznie spał, gdy ja ledwo trzymałam się na nogach. Opowiadałam mu różne historie, które zdarzyły się w pracy. Czekałam, ale jednocześnie bałam się momentu, kiedy się obudzi. Kiedy stanie na nogi, a ja nie umiałabym się zachować, nie wiedziałabym co powiedzieć. Po jego śmierci wszystko się zmieniło. Nic mnie nie cieszyło. Każda najdrobniejsza porażka wywoływała u mnie wybuch płaczu. Nie byłam już tą samą silną kobietą jaką byłam 10 lat temu. Wszystkie moje myśli były daleko od domu, męża. Sama nie wiedziałam czego chciałam, czego pragnęłam. Chciałam cofnąć czas i zatrzymać te uciekające minuty. Chciałam mu jeszcze tyle powiedzieć. Zostawił mnie samą. Myślał tylko o sobie. 

***

Jadąc tak tym metrem bez animuszu, rozglądałam się wokół i obserwowałam ludzi, którzy również jechali na drugi koniec Warszawy. Starsza kobieta w beżowym kapeluszu czytała tygodnik, młody chłopiec grał w jakąś grę elektroniczną. Wszyscy poważni, zamyśleni … i nagle, nawet nie wiem co mnie do tego skłoniło zauważyłam Jego. Był wysoki, przystojny. Miał duże brązowe oczy i siedział naprzeciwko mnie. Mimo tego dostrzegłam go dopiero po paru chwilach. Czytał gazetę. Miał chyba z 25 lat może więcej. Promieniowało od niego dobrocią, inteligencją i czymś czego do dziś nie umiem wyjaśnić. Spojrzałam na niego i poczułam, że serce zabiło szybciej a oddech wyraźnie przyspieszył, jakbym zobaczyła ducha. Po za nim nie interesowało mnie już nic a nic. Sama nie wiem co to było, ale to było bardzo przyjemne uczucie. Serce nie chciało zwolnić … nie wiem co się ze mną działo. Przecież ja go w ogóle nie znałam. Wyraźnie był ode mnie dużo młodszy i … chyba kogoś miał. Miał na sobie grubą kurtkę, gdyż była to zima. Dla mnie był jak ósmy cud świata. Gdyby nie Ci wszyscy ludzie rzuciłabym mu się na szyje i ucałowała czule. Wtedy zorientowałam się, że zwariowałam. Jak on może mi się podobać? O co tu chodzi? Jacek umarł pół roku temu a ja już myślę o następnym. „Wstydź się! Masz prawie 50 lat! Opanuj się!” pomyślałam. Przez cały czas owej jazdy nie odrywałam od niego oczu. Byłam jak zahipnotyzowana. Gdy dojechałam na swoją stację nie chciałam wysiadać. Chciałam pławić się w jego blasku. Tulić wzrokiem jego ciało. Wiedziałam, że jak wysiądę to wszystko zniknie, że znowu będzie szary ponury poniedziałek, praca której nie znoszę, ludzie którzy mnie denerwują na każdym kroku, klienci którzy wciąż narzekają. Po śmierci Jacka nie miałam celu w życiu. Chciałam zakopać się w ziemi i czekać … sama nie wiem na co. Niechętnie wysiadłam z wagonu i udałam się w kierunku piekła jakim była moja praca. Weszłam do budynku i od progu poczułam niechęć do tego miejsca i żal do tego mężczyzny, że zostawił mnie z tym wszystkim samą. W jego pobliżu czułam się jak by zatrzymał się czas. Cały dzień chodziłam potłuczona, wszystko leciało mi z rąk. Nie mogłam przestać myśleć o tym mężczyźnie z wagonu. Nazwałam go Pan M. Wiem głupio ale łatwiej było mi go sobie wyobrazić. Był, siedział obok mnie. Wydawało mi się, że przy nim czułabym się szczęśliwsza, że odnalazłabym sens życia.
Gdy poznałam Jacka nie przypominał tego, którym stał się później. Kariera, dom, rodzina, to były je cele. Gdy dowiedział się o chorobie nic go już nie interesowało. Całe jego życie przekręciło się o całe 180 stopni ale kiedy zapadł w śpiączkę było coraz gorzej. Zaczęło brakować nam pieniędzy. Musiałam wziąć kredyt, pożyczać pieniądze od znajomych. Do tej pory spłacam zadłużenia. 

***

Minął jakiś czas. Sporadycznie widywałam go w metrze. Jeździł chyba na uczelnie. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Pewnego dnia wstałam o 6.30. Umyłam się, ubrałam, wypiłam kawę i znowu do pracy. Chciałam go spotkać. Chciałam znowu spojrzeć w jego oczy. Pieścić wzrokiem jego twarz. Dotarłam na peron i z utęsknieniem czekałam na pociąg. Modliłam się aby wsiadł do mojego wagonu. Błagałam Boga, aby dał mi kolejną szansę bym znów mogła zobaczyć Pana M. Gdy w końcu przyjechał pociąg, wsiadłam i ze ściśniętym gardłem usiadłam na jednym z miejsc. Czekałam na jego przyjście. Moje prośby zostały wysłuchane, gdy pociąg wjechał na stacje Politechnika. Nagle, gdy uchyliły się drzwi, miałam wrażenie, że śnię. Wszedł On. Pan M. Miał czarny skórzany plecak, a w prawej ręce trzymał gazetę. Oczywiście usiadł naprzeciwko mnie i zaczął ją czytać. Wtedy zdałam sobie sprawę, że ja go chyba kocham. Zgłupiałam, doszczętnie zgłupiałam. Kochać kogoś kogo się nie zna, kogo widzi się pierwszy raz na oczy.  Nie znając jego imienia. Pan M. to nawet nie imię, nawet nie przezwisko to tylko wymysł mojej chorej wyobraźni. „Jestem wariatką”  pomyślałam. Jednak wtedy wydawało mi się, że to znak od Boga, że wkońcu skończą się moje problemy. Nagle on zwinął gazetę. Popatrzył się na mnie. Ja wyprostowałam się jakby na zawołanie. Uśmiechnął się delikatnie i wyjął z kieszeni telefon. Widziałam że pisał do kogoś. Zaciekawiło mnie to. Gdy dojechałam na swoją stację wszystko się zmieniło. Zostałam na swoim miejscu. Gdy drzwi się zamknęły pomyślałam sobie: „ Zwariowałaś, kobieto!?” Śledzenie kogoś to dość dziwna sprawa, ale było już za późno na zmianę decyzji. Nagle usłyszałam jak ktoś do mnie mówi: „Przepraszam, upadła Pani czapka?” To był Pan M. Ja otworzyłam oczy szeroko jakby zapytał się o coś intymnego. Podał mi czapkę. Drżącą ręką odebrałam przedmiot. Przez przypadek dotknęłam jego dłoni. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Popatrzyłam na niego wystraszona. Podziękowałam i odwróciłam speszona wzrok. Wciąż w uszach miałam ten jego gruby głos. Spojrzałam na swoją rękę. Czułam się bardzo dziwnie. Nie umiem nawet tego logicznie wyjaśnić. Oddech miałam przyspieszony, serce biło szybciej. Musiał zauważyć moją bladą twarz bo rzekł zdenerwowanym głosem: „ Proszę Pani? Wszystko w porządku? Jest Pani blada.” Byłam blada bo się bałam, że mnie zdemaskuje. „Tak, wszystko dobrze. Trochę tu gorąco.”  - wydukałam uśmiechając się nerwowo.  

***

Dojechaliśmy do stacji Młociny. Pan M. podniósł się i pośpiesznie wyszedł. Ja pobiegłam za nim. Wyszliśmy z metra i prosto ulicą do jakiegoś bloku. Powoli, z obawą, że mnie zauważy szłam za nim bacznie go obserwując. Nagle wyjął telefon i usłyszałam jak z kimś rozmawia. Byłam ciekawa z kim. „Boże kobieto, co Ty robisz?!” pomyślałam sobie, ale nogi się nie zatrzymały. Weszłam za nim w jakąś krętą dróżkę i nie zważając na nic szłam, jakbym szła do siebie. Pan M. poprawił plecak i znowu wyjął telefon z kieszeni. Gdy odebrał przystanął, a ja razem z nim. Zaczął radośnie z kimś rozmawiać. Usłyszałam: „ … dobrze będę za 5 minut, kochanie.” Gdy usłyszałam to słowo na „k” zdębiałam. On kogoś ma, ale jak to możliwe? Po kilku minutach zdałam sobie sprawę, że on na mnie patrzy. Gdy to zauważyłam dostałam ataku histerii. Jednak nie dałam tego po sobie poznać. Jakby nigdy nic oddaliłam się, mając w pamięci ten jego zaskoczony wyraz twarzy. Potem udałam, że wchodzę do jakiegoś domu, a on poszedł dalej nie oglądając się za siebie. Oczywiście poszłam za nim. Weszliśmy w jakieś ładne osiedle. „Pewnie tu mieszka.” pomyślałam. Już chciał wejść do jakiegoś domu, gdy nagle odwrócił się i znowu spojrzał na mnie gniewnie. Oburzył się i już bez uśmiechu odezwał się: „Czy Pani mnie śledzi?” Otworzyłam szeroko oczy z niedowierzaniem, chociaż to była prawda. „Nie, pewnie, że nie…!” powiedziałam z grymasem na twarzy. „Jak nie jak tak! Zawsze gdy się odwracam widzę Panią! Czego Pani ode mnie chce?” Poczułam się jakby mnie uderzył. Miałam w sercu dziurę. Jak on może, ja go przecież tak kocham, a on na mnie krzyczy. Nagle dostrzegłam na jego ręku złoty krążek. A jednak kogoś ma. Nagle zauważyłam jak z domu wychodzi jakaś kobieta. Drobna, szczupła szatynka. Miała duże oczy i piękne rysy twarzy. Była chyba w 4-tym miesiącu ciąży. Spojrzałam mu w oczy i poczułam się zdradzona. Jednak gdy dostrzegłam jego groźne spojrzenie, zebrało mi się na płacz. Chciałam uciec stamtąd jak najszybciej. Podeszła do nas ta młoda dziewczyna i nagle odezwała się do mnie z radością w głosie: „Pani Orłowska? To Pani?” Na początku nie wiedziałam o co jej chodzi. „Tak, ale nie wiem kim Pani jest?” Spojrzała na mnie z uśmiechem i odpowiedziała: „Nazywam się Natalia Wieczorek. Uczyła mnie Pani matematyki w liceum. No i należałam do harcerstwa. Jeździłam z Panią oraz z Panem Jackiem na obozy harcerskie.” Nagle sobie przypomniałam. Mała Natalka, zawsze uśmiechnięta lecz skryta i nieśmiała. Zostałam uratowana. „Natalia? To naprawdę Ty? Jak miło Cię widzieć. Ile to lat minęło? Chyba z 10. Co u Ciebie?” „A wspaniale, dziękuję. To jest mój mąż …”. Co jak to mąż, czyj? Jej? Boże, ależ ja się wygłupiłam. Ta informacja tak mną wstrząsnęła, że nie dosłyszałam nawet jego imienia. Zapraszała mnie na herbatę, ale odmówiłam usprawiedliwiając się dużym nawałem pracy. Nie powiedziałam jej, że nie pracuje już w szkole. Gdy odchodziłam ostatni raz obejrzałam się za siebie i zobaczyłam jak Pan M. przytula Natalkę. Jak dotyka brzuszka. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ale mimowolnie uśmiechnęłam się. Wróciłam do domu i znowu była szarość, smutek i pustka. Płakałam przez całą drogę powrotną. Wszystko stało się jasne. Zwariowałam. Przez te kilka dni oszukiwałam samą siebie. To nie była żadna miłość. Sama nie wiem co to było. Wszystko zwaliło mi się na głowę. Znowu pusty dom i powracające wspomnienia zamieniły moje życie w piekło. Widząc to jego spojrzenie, bałam się wykonać jakikolwiek ruch. Wstydziłam się tego co zrobiłam. Idiotka ze mnie. Kto by pomyślał, że starą babę zauroczy jakiś siusiumajtek. Plułam sobie w brodę myśląc o tym wszystkim. Jak bardzo się wygłupiłam. Usiadłam na fotelu wzięłam ulubione zdjęcie Jacka i przytulając je do piersi popłakałam się. Moja złość nie miała granic. Po kilku chwilach z oczami pełnymi od łez, wstałam i podeszłam do kredensu … 
Nazywam się Dorota Orłowska i od 7-miu lat jestem alkoholiczką …

KONIEC