niedziela, 22 lipca 2012

"Nowe życie"

- Emilko, zejdź z drzewa. – powiedziała kobieta wyraźnie zaniepokojona.
- Nie, idź sobie!
- Kochanie, proszę porozmawiajmy.
- Nie mam ochoty! Zostaw mnie! – powiedziała dziewczyna i wspięła się na wyższą gałąź.  Kobieta odeszła jednak wiedziała, że córka jest w fatalnym nastroju. Nigdy nie widziała jej w takim stanie. Zawsze była dziewczyną wesołą, szaloną i nie bała się mówić, co jej leży na sercu. Mówiła, co myślała i nie przejmowała się opinią innych. Matka nie mogła zapomnieć wyrazu jej twarzy, gdy zobaczyła ją tamtego dnia. W oczach tkwiła pustka, na twarzy nie widać było tego uroczego uśmiechu. Wygniecione ciuchy, roztrzepane włosy, świadczyły o tym, że jej mała dziewczynka musi przeżywać piekło, jednak nie wiedziała, co jest tego przyczyną. Próbowała wyciągnąć z córki, choć jedną informacje jednak od tygodnia Emilia nie odzywała się do nikogo, nie spotykała się z przyjaciółmi. Całymi dniami przesiadywała na drzewie i z zamyślonymi oczami patrzyła w niebo. Matkę bardzo niepokoiło zachowanie córki i każdego dnia zmartwiona chodziła po ogrodzie i obserwowała ją. Chciała wiedzieć, co gnębi jej dziecko, jednak nie chciała na siłę wyciągać z niej informacji w obawie, że dziewczyna jeszcze bardziej zamknie się w sobie. Emilia wraz z rodziną mieszkała w Ciechanowie. Miała 17 lat. Była normalną dziewczyną. Lubiła luźne ciuchy i niewyszukane słownictwo. Mimo tego lubiła czytać poezję i słuchać ciężkiej muzyki. Była wyrozumiała, dojrzała, zawsze umiała wysłuchać przyjaciół i pomóc im w miarę swoich możliwości. W wieku 15 lat, mimo zakazu rodziców przekuła sobie język i zaplotła dredy. Lubiła taki wizerunek. Sprawiał on, że czuła się sobą. Z ubiegiem czasu rodzice pogodzili się z takim wizerunkiem córki. Wiedzieli, że nie uda im się wyperswadować jej tego z głowy, więc nie próbowali więcej. Z czasem ojciec nawet polubił jej styl i nie chciał jej zmieniać. Dziewczyna nigdy nie udawała kogoś innego, zawsze była sobą, za to właśnie kochali ją przyjaciele. Emilia uczęszczała do technikum gastronomicznego przy ulicy Orylsa w Ciechanowie. Dziewczyna uwielbiała gotować i miała bardzo wyczulony zmysł smaku. Umiała stworzyć taką kompozycję przypraw, że każda potrawa nabierała wyrafinowanego smaku. Marzeniem Emilii było założenie własnej restauracji. W wolne weekendy piekła przepyszne ciasta, które rozdawała przyjaciołom oraz sąsiadom. Matka Emilii – Joanna, nie umiała tak gotować jak córka, i zawsze radziła się jej w sprawach kulinarnych. Prowadziła ona stołówkę robotniczą przy jednym z dużych zakładów produkcyjnych. Ulubionym, wieczornym zajęciem pań było ustalanie menu na następny dzień, żartowanie oraz wymyślanie dziwnych i śmiesznych nazw dań. Niestety od tygodnia każdy wieczór kończył się tak samo. Każda siedziała w swoim pokoju i nie odzywały się do siebie. Pewnego wieczoru Joanna wróciła do domu i dostrzegła Emilię siedzącą w ulubionym fotelu ojca, która pustym wzrokiem wpatrywała się w okno. Kobieta położyła zakupy na stole i weszła do pokoju. Spojrzała na córkę. Miała ten sam wyraz twarzy, co od tygodnia. Zamyślony, zgaszony, nieobecny. Usiadła obok córki i powiedziała cicho:
- Na co tak patrzysz?
- Słucham? – zapytała dziewczyna wyrwana z rozmyślań.
- Na co tak patrzysz? – kobieta powtórzyła pytanie.
- Zamyśliłam się, przepraszam.
- Tata, jutro przyjeżdża. Pomożesz mi w kuchni? – zapytała Emilię, gdyż nie chciała poruszać drażliwego tematu. Ojciec Emilii – Marek - pracował, jako kierowca ciężarówek i rzadko bywał w domu. Tym razem pojechał na Węgry. Z każdego wyjazdu przywoził córce książki kucharskie z regionalnymi przepisami. Nie było go w domu od 3 miesięcy, gdyż często był w rozjazdach. – Chodź. Zamierzam zrobić schab ze śliwkami. – chwyciła córkę za rękę i zaciągnęła do kuchni. Emilia nie opierała się, chociaż nie miała ochoty na zajęcia w kuchni.
- Proszę namocz śliwki. – powiedziała Joanna i podała córce miskę z owocami. Dziewczyna bez słowa wykonała swoje zadanie. Matka, chciała w ten sposób spędzić z córką trochę czasu oraz wyciągnąć z niej powód jej złego samopoczucia. – Jak było dzisiaj w szkole? 
- Dobrze. – powiedziała cicho Emilia. Bez słowa wzięła mięso, umyła je i zaczęła nakłuwać. Ta cisza doprowadzała Joannę do szału, jednak musiała zachować spokój by nie wystraszyć córki.
- Emilko, co się z Tobą dzieje? Od kliku tygodni chodzisz smutna, nieobecna. Dziecko, martwię się o Ciebie.
- Nic się nie dzieje, mamo. Taka pogoda. – powiedziała Emilia nie patrząc na matkę. – Czy mam zrobić coś jeszcze czy mogę iść do swojego pokoju? Muszę się pouczyć. Mam jutro klasówkę.
- Dobrze, idź do siebie. Ja zrobię resztę. – odchodząc dziewczyna przytuliła się do matki. Joanna wyczuła w tym geście wołanie o pomoc jednak nie mogła nic zrobić bez dodatkowych informacji. Intuicja mówiła jej, że córka wpakowała się w jakieś kłopoty. Nigdy nie miała z nią większych problemów wychowawczych. Rozrabiała, jako dziecko, ale to było normalne. Obserwowała jak cień Emilii znika w drzwiach pokoju. Joannę bolało serce za każdym razem, kiedy nie była w stanie pomóc swojemu dziecku, kiedy widziała smutek na twarzy córki. Mogła jedynie czekać aż Emilia sama zechce z nią porozmawiać. Wzięła mięso, natarła je solą, pieprzem, oraz suszonym czosnkiem. Wysmarowała mięso glazurą z musztardy i zielonego pieprzu i obtoczyła w majeranku. Do środka włożyła 6 suszonych śliwek wymoczonych w rumie. Całość obłożyła plastrami boczku. Owinęła mięso w folię spożywczą i włożyła do lodówki, aby marynowało się całą noc. Posprzątała kuchnię i wyszła na podwórze by pozamykać stodołę i nakarmić psa. Było dość ciepło na dworze, więc usiadła na ławce przy altanie i myślała, co się dzieje z jej dzieckiem. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Chciała wiedzieć, co się dzieje. Chciała poznać przyczyny zmiany z wesołej dziewczyny w chodzący cień człowieka. Musiała się tego dowiedzieć, za wszelką cenę. Nie mogła dłużej patrzeć jak jej córka cierpi. Nie mogła znieść myśli, że nie może jej pomóc. Może mąż jej pomoże. Może on namówi Emilkę do mówienia. Dziewczyna zawsze miała z ojcem dobry kontakt, nawet jak nie było go miesiącami w domu, potrafiła złapać z nim każdy temat i drążyć go całymi godzinami. Niewiele myśląc spojrzała na podwórko i wzdychając ciężko zamknęła drzwi. Włączyła telewizor i usiadła w fotelu Marka. Myślała nad swoim życiem. Zastanawiała się czy wszystko robi tak jak tego chciała w przeszłości. Brakowało jej obecności męża. Wiedziała, że dzięki jego pracy mogą pozwolić sobie na dostatnie życie, ale brakowało jej jego wsparcia, jego siły. Całymi dniami była sama w domu, córka była coraz starsza i miała własne życie, własne sprawy. Czasami myślała nad tym jak by było cudownie jakby cofnął się czas. Wspominała jak Emilia była mała, jak stawiała pierwsze kroki. W kredensie w dolnej szufladzie trzymała wszystkie zdjęcia, jakie zrobiła Emilii i Markowi. Byli szczęśliwą rodziną. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk telefonu. Kobieta podeszła niemrawo do kredensu i podniosła słuchawkę:
- Tak, słucham?
- Dobry wieczór, czy rozmawiam z Emilią Goździk? – odezwał się ktoś po drugiej stronie. Joanna usłyszała gruby, wyniosły głos. Był to męski głos. Zaniepokoiła się, serce podpowiadało jej, że sprawa Emilii niedługo się wyjaśni. Bała się jednak dowiedzieć tej prawdy.
- A z kim mam przyjemność? Jestem mamą Emilii, czy mogę w czymś pomóc?
- Nazywam się Sylwester Jakubczyk przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale czy mogę rozmawiać z Emilią?
- Już chwileczkę. – powiedziała kobieta i odłożyła słuchawkę. Z walącym sercem poszła do pokoju córki. Miała wrażenie, że kojarzy to nazwisko. – Emilko, telefon do Ciebie.
- A kto dzwoni o tej porze?
- Pan Sylwester Jakubczyk. – nagle z pokoju wybiegła Emilia i w pośpiechu pobiegła do telefonu.
- Czego chcesz?! – powiedziała oschle. Joanna zauważyła łzy w oczach dziewczyny i zorientowała się, że zły nastrój córki, spowodowany jest owym mężczyzną. Niestety intuicja podpowiadała Joannie, że nie jest to łatwa sprawa. Wyszła do kuchni by dać córce możliwość porozmawiania z mężczyzną sam na sam. Stanęła jednak przed drzwiami i słuchała. Bolało ją serce, gdy słuchała jak jej dziecko płacze. Rozmowa nie trwała długo. Po pięciu minutach Emilia rozłączyła się i z płaczem pobiegła do swojego pokoju.  Kobieta nie wiele myśląc pobiegła za córką. Gdy weszła do pokoju dostrzegła, że jej laptop jest otwarty. Była wyświetlona jakaś strona. Podeszła jednak do córki, by ją pocieszyć. Usiadła na łóżku i chwyciła rękę córki. Nagle ona wyrwała się i z powagą w głosie powiedziała:
- Gdy następnym razem zadzwoni ten Pan, powiedz, że mnie nie ma.
- Dobrze, kochanie. Kto to był i czemu płaczesz?
- Proszę Cię nie pytaj się ciągle o to samo! Nic się nie dzieje! Rozumiesz?! Męczysz mnie od tygodni! Dasz mi wreszcie święty spokój?! – po tych słowach Emilia wiedziała, że zrobiła źle. Jednak nie dało się tego cofnąć. Joannie łzy napłynęły do oczu. Mimo to wstała i z godnością wyszła. Powiedziała jedynie cicho:
- Jeśli tego sobie życzysz to nic więcej nie będę Cię pytać. Jednak jeśli będziesz chciała porozmawiać to będę w swoim pokoju. Dobranoc. – Emilia chciała przeprosić matkę, jednak nie odważyła się. Jeszcze bardziej się rozpłakała. Joanna poszła do swojego pokoju i zakrywszy ręce w dłoniach rozpłakała się. Nie wiedziała jak pomóc córce. Nie dało się ukryć, że te słowa bardzo ją zabolały. W tej właśnie chwili chciała przytulić się do męża. Chciała, aby ją objął i powiedział kilka słów. Jednak jego nie było.
               
***

Następnego dnia Joanna wstała wyjątkowo wcześnie. Poszła do kuchni by przygotować mięso na przyjazd męża. Była smutna i nie miała na nic ochoty. Mobilizowała ją jedynie myśl, że zaraz przyjedzie Marek. Wstawiła mięso do piekarnika i nastawiła go na 3 godziny. Marek lubił dobrze wypieczone mięso. Po czym obrała ziemniaki i zagniotła kluski śląskie. Mimo pracy nie mogła zapomnieć o słowach córki. Nagle w drzwiach stanęła Emilia. Oczy miała smutne i widać w nich było żal. Podeszła do matki i bez słowa przytuliła się. Kobiecie łzy napłynęły do oczu. Już chciała się odwrócić, gdy dziewczyna rzekła:
- Przepraszam, mamo. Nie chciałam tak powiedzieć. – Joanna wytarła ręce w ścierkę i odwróciła się. W jej oczach dalej widniał smutek jednak uśmiechnęła się i powiedziała powstrzymując łzy:
- Nic się nie stało kochanie. – Emilii było strasznie nie zręcznie gdyż wiedziała, że wyrządziła matce dużą krzywdę. Zawsze mogła na nią polegać. Nigdy nie powiedziała jej złego słowa, zawsze ją wspierała. Była zła na samą siebie, że pozwoliła, aby takie słowa wypłynęły z jej ust.
- Opowiem, Ci wszystko jak przyjdzie na to pora. – powiedziała Emilia i z większą siłą objęła matkę.
- Rozumiem. Teraz się pośpiesz, bo spóźnisz się do szkoły.
- Już, już. O której tata przyjeżdża?
- Ma być ok. 16, więc proszę bądź punktualnie. – powiedziała matka i wróciła do wyrabiania klusek. – Zjedz śniadanie.
- Nie jestem głodna. Lecę. – powiedziała Emilia i pocałowała mamę w policzek. Kobieta odwzajemniła uścisk i pożegnała córkę. „Teraz albo nigdy” pomyślała Joanna. Wytarła ręce w ścierkę i podeszła do kredensu. Wykręciła numer do pracy i rzekła cicho jakby bała się, że ktoś ją usłyszy:
- Witaj Kasiu.
- Witam Panią.
- Kasiu, nie przyjdę dzisiaj do pracy. Powiedz Marysi, że dzisiejsze menu zostawiłam na szafce w kuchni.
- Dobrze. Pani Joanno czy wszystko w porządku?
- Nie czuję się najlepiej. Do zobaczenia. – skłamała Joanna i z pośpiechem odłożyła słuchawkę. Upewniła się, że Emilia wyszła do szkoły, zamknęła drzwi i ze strachem weszła do jej pokoju. Panował tam duży bałagan, więc miała pretekst gdyby przyłapała ją córka. Poprawiła jej łóżko i narzuciła kapę, którą uszyła dla niej babcia Iwona. Rozejrzała się dookoła. Zebrała z podłogi porozrzucane ubrania. Nagle zauważyła na podłodze zdjęcie mężczyzny. Podniosła je i przyjrzała się mu bliżej. Na zdjęciu widać było uśmiechniętą Emilię, którą obejmował starszy mężczyzna. Joanna miała wrażenie, że już gdzieś widziała jego twarz. Domyśliła się, że jest to pan Jakubczyk. Zastanawiała się tylko, kim on jest i co takiego zrobił, że jej córka chodzi jak cień po domu. Odłożyła zdjęcia na biurko. Miała mętlik w głowie. Wiedziała już, kto jest sprawcą zmiany zachowania jej córki. Poukładała ubrania w szafie, a te brudne włożyła do kosza na pranie. Przez cały czas nie mogła wyrzucić z głowy myśli o tym tajemniczym mężczyźnie. Wyraźnie była widoczna różnica wieku. Musiał mieć z 40 lat. Bała się najgorszego. Bała się, że ten mężczyzna zgwałcił Emilię. Nagle poczuła jak ktoś łapie ją w pasie. Przestraszyła się tak bardzo, że aż krzyknęła. Gdy się odwróciła ujrzała Marka. Stał za nią mąż i uśmiechał się radośnie. Gdy tylko kobieta go zobaczyła wtuliła się w niego i rozpłakała się. Nie miała już siły dźwigać tego całego ciężaru. Marek zmartwił się widząc żonę w takim stanie.
- Kochanie, co się stało? Coś z Emilią?
- Jak dobrze, że jesteś w domu. – nagle Joanna poczuła zapach palonego mięsa. Szybko pobiegła do kuchni i wyjęła mięso z piekarnika. Odstawiła blachę na blat i odwróciła się do męża:
- Myślałam, że będziesz o 16-tej?
- Jechałem całą noc, aby tylko być z Wami jak najszybciej. Joasiu, co się stało? Jesteś smutna. – powiedział już poważniej.
- Marek, martwię się o Emilię. – powiedziała kobieta i spojrzała na męża poważnie.
- Co się stało? Emilia jest cała i zdrowa, tak?
- No właśnie, nie wiem. Od kilku tygodni jest smutna, chodzi zamyślona, nie je, nie śpi. Przesiaduje na drzewie całymi godzinami. Nie widuje się z przyjaciółmi. Ona się zmieniła.
- Może się zakochała, albo chce schudnąć. To normalne w jej wieku.– powiedział ironicznie mężczyzna otwierając puszkę piwa.
- Marek, ja mówię poważnie. Mam wrażenie, że ktoś jej coś zrobił. – powiedziała Joanna i spojrzała na męża jak nigdy wcześniej. Marek nigdy nie widział takiego wzroku żony, więc automatycznie wyprostował się i zmarszczył brew. Zawsze wierzył żonie i nie miał powodu, aby tym razem tego nie zrobić.
- Co masz na myśli? - powiedział upijając łyk piwa.
- Znasz może Sylwestra Jakubczyka?
- Nie, ale co to ma do rzeczy?
- Wczoraj podsłuchałam rozmowę Emilii z tym panem. Dzisiaj znalazłam w jej rzeczach zdjęcie jakiegoś mężczyzny. Wydaje mi się, że to on.
- Jakiego mężczyzny? – zaniepokoił się Marek. Kobieta poszła do pokoju córki i przyniosła mężowi zdjęcie, które znalazła wcześniej na podłodze. Marek spojrzał na mężczyznę na zdjęciu i starał się ogarnąć całą ta sytuację.
– Mówiła Ci coś?
- Nie. Nie chce ze mną w ogóle rozmawiać. Nie chce gotować, nie chce czytać. Nic ją nie interesuje. Siedzi w domu, patrzy się w ścianę pustym spojrzeniem. Marek, mam wrażenie, że ten człowiek skrzywdził naszą dziewczynkę. - mężczyzna spojrzał na żonę i wiedział, że musi wziąć sprawę w swoje ręce. – Może Ty przekonasz ją, aby coś powiedziała. Nie poznaję swojego dziecka. Marek, boję się o nią. Czuję, że coś jest nie tak. – w oczach żony widać było przerażenie.  Marek przytulił żonę i zastanawiał się jak rozwiązać tą sprawę. Wiedział, że nie może teraz zostawić ich samych.

***

Kilka godzin później Emilia wróciła do domu. Gdy weszła do środka zauważyła kurtkę ojca. Pobiegła do niego, czym prędzej. Chciała się z nim przywitać. Gdy weszła do salonu zauważyła rozpłakaną matkę i zdenerwowanego ojca.
- Gdzieś Ty była do cholery?! – zapytał rozgniewany ojciec.
- U znajomego. – odpowiedziała zdziwiona dziewczyna.
- Czy to taki wielki problem dać znać! Matka prosiła abyś była o 16-tej w domu! U kogo byłaś?!
- U Andrzeja. – wyczuła, że coś się zaraz zmieni.
- Kochanie, bałam się o Ciebie. – powiedziała Joanna, łamiącym głosem.
- Przepraszam, zagadałam się z … - nie dokończyła, gdy ojciec zapytał.
- Co się z Tobą dzieje?
- Co masz na myśli?
- Mama, mi wszystko powiedziała. Usiądź. Musimy porozmawiać. – Emilia poczuła, że rodzice znają jej sekret. Czuła, że nie da rady dłużej tego ukrywać. Może już czas powiedzieć prawdę?
- Nie rozumiem. – ciągnęła dalej dziewczyna.
- Kochanie, powiedz nam, dlaczego jesteś taka smutna?
- Wydaje Ci się mamo.
- Kim jest Sylwester Jakubczyk? – zapytał nagle ojciec. Ton jego głosu świadczył o tym, że nie spocznie póki nie dowie się całej prawdy. Emilia wiedziała, że nie uniknie tego. W duchu modliła się jednak o to, aby rodzice dali jej jeszcze czas. Mimo tego wszystkiego zszokowało ją to pytanie. Opuściła głowę i nic nie powiedziała. Joanna już chciała coś powiedzieć jednak Marek zaprotestował skinieniem głowy.
- Emilko, martwimy się o Ciebie. Nie uda nam się Tobie pomóc, jeśli nie będziemy wiedzieć, co się dzieje. – powiedział ojciec i zbliżył się do córki. Dziewczyna wiedziała, że może powiedzieć im wszystko jednak bała się ich reakcji i tego, co pomyślą jej rodzice jak poznają prawdę.
- Znalazłam dzisiaj u Ciebie w pokoju, zdjęcie tego mężczyzny. – powiedziała matka i pokazała je Emilii.
- Grzebałaś w moich rzeczach? – zdenerwowała się dziewczyna.
- Nie, nie robię takich rzeczy. Kiedy sprzątałam, znalazłam je na podłodze. Kim jest ten mężczyzna?
- Nie Twoja sprawa! – powiedziała i wyrwała matce zdjęcie z ręki.
- Nie odzywaj się tak do matki! – krzyknął Marek wyraźnie zdenerwowany.  – Odpowiedz na pytanie.
- Nikt Cię nie prosił abyś sprzątała w moim pokoju!
- Emilia! – powtórzył ojciec i zmarszczył brew. Dziewczyna spojrzała na zaniepokojoną minę matki. Wiedziała, że rodzicom należą się wyjaśnienia. Nie wiedziała jednak, od czego zacząć. Po chwili krepującego milczenia Emilia opadła na krzesło i zakryła twarz rękami.
- Córeczko, proszę powiedz, co Ci jest. Nie mogę patrzeć na Twoje cierpienie. Nie mogę słuchać jak plączesz nocami. Nie chcemy abyś się nas bała. Jesteśmy tu po to, aby Ci pomóc. Ktoś wyrządził Ci krzywdę. Kto to jest? Proszę porozmawiaj z nami. – powiedziała Joanna przytulając córkę do piersi. Po raz pierwszy od kilku tygodni Emilia wypłakała się w matczynych ramionach.
- Sylwestra poznałam w Warszawie. – powiedziała po chwili dziewczyna.
- W tej restauracji … - chciał wiedzieć ojciec, jednak Joanna przerwała mu. Chciała, aby Emilia powiedziała wszystko, co ją gnębi.
- Był jednym z klientów tej restauracji. Był wysoki, czarujący. Dobrze ubrany, miał wyrafinowane poczucie humoru. Jak się uśmiechał to miał takie dołeczki w policzkach? Spodobał mi się. Prawie codziennie przychodził do restauracji. Rozmawiał ze mną. Opowiadał o swojej pracy, o swoim życiu. Jaki jest samotny, jak mu jest ciężko? Lubiłam z nim rozmawiać. Był taki szarmancki. Zawsze mnie słuchał. Mówił jak rozwiązać problemy. Uczył mnie jak się zachowywać w towarzystwie. Lubimy tych samych poetów. Zaczęliśmy się spotykać. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Było fajnie. Nie przeszkadzało mi, że ma 40 lat. Jemu nie przeszkadzało, że mam tylko 17. Mimo swojego wieku nawiązaliśmy fajny kontakt. Czułam się przy nim jak prawdziwa kobieta. Czułam się piękna, czułam, że mogę powiedzieć mu wszystko. Zaufałam mu. – tu zawahała się. Spojrzała na matkę i na ojca. Zauważyła ich niepokój. Wiedziała, że musi powiedzieć im to, co skrywała od kilku tygodni. Już czas. – Jestem w 5-tym tygodniu ciąży. – powiedziała to i zakryła twarz w dłoniach. Wybuchła płaczem i jeszcze bardziej wtuliła się w matkę. Bała się reakcji rodziców. Wiedziała, że ich zawiodła. Wiedziała, że zraniła ich oboje. Nie chciała tego. Gdy do matki dotarły słowa córki nie mogła w nie uwierzyć.
- Słucham? W ciąży? – zapytał ojciec i pośpiesznie wstał.
- Tak. – powiedziała nie patrząc na nich. Nie miała odwagi, aby spojrzeć im w oczy.
- On jest ojcem? – Emilia nic nie powiedziała tylko skinęła głową i ponownie zakryła twarz w rękach. Matka przytuliła ją mocniej, chociaż była wstrząśnięta tą wiadomością. – Powiedziałaś mu o tym? – milczenie córki było potwierdzeniem.
- Obiecywał mi, że jak skończę 18 lat, to będzie ze mną. Że zamieszkamy razem. Okazało się, że on ma żonę i syna. Kiedy powiedziałam mu o tym, że jestem w ciąży … powiedział, że mam się jej jak najszybciej pozbyć? Oznajmił, że nie będzie wychowywał mojego bachora. – te słowa dobiły dziewczynę. Łzy płynęły strumieniami. – Ja go naprawdę kochałam, mamo. Nie wiem, co mam robić. Powiedział mi, że zapłaci za to. Kiedy mu powiedziałam, że nie mam zamiaru tego zrobić … - zaschło jej w gardle - … uderzył mnie. Powiedział, że nie pozwoli, aby taka ciksa jak ja zrujnowała mu życie i karierę. – nie miała siły mówić. Nie miała siły oddychać. Wszystko wydawało się złym snem, z którego chciała się jak najszybciej obudzić. Nie miała odwagi spojrzeć na rodziców. Słyszała tylko raz po raz jak mama ociera łzy. Słyszała oddech ojca. Przez dłuższą chwilę trwała krępująca cisza. Nagle Marek poderwał się z krzesła i powiedział ze łzami w oczach:
- Ten skurwiel, zapłaci mi za to! – zaczął kierować się ku drzwiom.
- Marek, gdzie Ty idziesz? – zapytała zaniepokojona Joanna.
- Do tego gnoja! – powiedział ściskając pięści.
- Nic o nim nie wiesz. Nie wiesz gdzie on mieszka, a po za tym jest późna godzina.
- W dupie mam, że jest późno! – powiedział chwytając kluczyki.
- Co zamierzasz zrobić?
- Nie wiem, ale dowiem się gdzie ten typ mieszka i zrobię wszystko, aby poczuł się do odpowiedzialności.
- Kochanie, uspokój się. – powiedziała Joanna podchodząc do męża. Wiedziała, że Marek czuje wściekłość. – Nie ma po co robić z tego sensacji. – Joanna miała mętlik w głowie, jednak wiedziała, że złość do niczego nie prowadzi. – Jesteś zmęczony po podróży, jutro na spokojnie zajmiemy się tą sprawą.
- Jak możesz tak mówić?! Nie obchodzi Cię, że ten facet zrujnował życie naszej córce?! Ona jest jeszcze za młoda! Ona powinna iść na studia! Powinna się kształcić! – zawahał się, gdy zauważył strach w oczach żony. Wziął głęboki oddech. Joanna ze łzami w oczach rzekła:
- Wiem, że jesteś zły. Mnie również nie cieszy ta sytuacja, ale mimo to musimy zachować spokój i rozwiązać to w kulturalny sposób. Nie chcę abyś miał kłopoty. Rozumiesz? – znała Marka i wiedziała, że w złości był gotowy zrobić rzeczy, których później by żałował. Mężczyzna nic nie powiedział tylko odłożył kluczyki na blat kredensu i przytulił mocno żonę. Miała rację. Wiedział, że ona również to wszystko przeżywa. Stęsknił się za nią. Za jej oczami, za jej głosem. Nie przewidział, że po prawie 3-ch miesiącach nieobecności zastanie w domu takie bagno. Musiał jednak stawić temu czoło i pomóc córce. Jednak w obecnej chwili nie chciał z nią rozmawiać. Zawiódł się na niej. Myślał, że jest rozsądna i nie da się wpakować w takie problemy. Pocałował Joannę w czoło i nie patrząc na Emilię udał się do sypialni. Emilia wiedziała, że w oczach ojca jest skończona. Wiedziała, że nigdy już nie zdobędzie ponownie jego zaufania. Dziewczyna siedziała na krześle i nie mogła ruszyć się z miejsca. Joanna spojrzała na córkę i po chwili podeszła do niej. Usiadła obok niej chwytając za rękę i uśmiechnęła się.
- Tata, mnie nienawidzi prawda? – zapytała Emilia.
- Nie, kochanie. Tata Cię kocha i boli go, że stało się to, co się stało. Emilko, proszę opowiedz mi wszystko. Chcę Ci pomóc dziecko. Byłaś u lekarza? Emilia, spójrz na mnie. – powiedziała i czekała na reakcję córki.
- Nie mam odwagi spojrzeć Ci w oczy.
- Posłuchaj, nie odwrócimy biegu wydarzeń. Stało się i musimy temu podołać. Byłaś u lekarza? – powtórzyła pytanie.
- Tak, byłam. Przepraszam, mamo. Myślałam, że on mnie kocha. Myślałam, że traktuje mnie poważnie. Jestem głupia. Myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi.
- Nie jesteś głupia. Po prostu się zakochałaś.
- Teraz zdałam sobie sprawę, że nigdy go nie kochałam. Imponował mi, bo był dojrzały. Byłam głupia. Co ja najlepszego zrobiłam? – powiedziała to i przytuliła się do matki.
- Będzie dobrze. Nie płacz, nie możesz teraz się denerwować. Opowiedz mi jak to było. – Joanna słuchała córki, która raz po raz zawieszała głos. Ciężko było jej mówić o tym wszystkim. Widać było, że naprawdę kochała tego mężczyznę. Matka widziała, że cała ta sytuacja strasznie ją męczy. Rozumiała również męża. Nie był gotowy na tego typu zmiany. Panie przegadały cały wieczór. Emilia opowiedziała matce o wszystkich rzeczach, jakie jej obiecał. Opisała wszystkie miejsca, w jakich byli. Opowiedziała jej, jakie emocje nią targały. Pierwszy raz od kilku tygodni zwierzyła się matce ze wszystkich swoich myśli. Po kilku godzinach obie poszły spać. Jednak żadne z nich nie zmrużyło oka. Joanna myślała jak pomóc córce w uporaniu się z myślą, że wszystko się skończyło. Nagle z rozmyślań wyrwał ją zaspany głos Marka.
- Czemu jej nie dopilnowałaś? – zapytał z pretensją. Nigdy się tak nie zwracał do żony.
- Słucham? – zapytała nie wierząc w jego słowa.
- Dobrze słyszałaś. – dziwił się sam sobie, jednak nie mógł już się wycofać.
- Czyli uważasz, że to moja wina?! – powiedziała Joanna starając się zachować spokój.
- Nie powiedziałem tego. – podniósł się i zaspanymi oczami wpatrywał się w żonę.
- Obwiniasz mnie o to, że nasza córka zaszłą w ciążę? Jestem tylko jedna. Nie mam siły! Nie mam już siły! – miała dość. Wstała wzburzona z łóżka i poszła do kuchni. Nie chciała, aby Emilia słyszała ich rozmowę. Zaspany Marek poszedł za żoną. Zrugał siebie za to, że rozpoczął tą rozmowę. Mógł ugryźć się w język. –Zrozum, że Emilka jest kobietą i ma prawo się zakochać. Jest jednak jeszcze dzieckiem i ma prawo popełniać błędy.
- Ty to nazywasz błędem? To jest nieodpowiedzialność.
- Nie pochwalam jej zachowania, ale czy Ty nie byłeś nigdy zakochany? – próbowała bronić córkę. – Pogubiła się, a my musimy jej pomóc. Ona nas teraz potrzebuje.
- Wiem, nie zamierzam Was zostawiać z tym samych.
- Emilka powiedziała mi jak to wszystko było naprawdę.
- Jak to? To jest jeszcze inna wersja wydarzeń?
- Nie. Wszystko, co powiedziała Tobie było prawdą, ale mnie powiedziała więcej. Wyjaśniła, czym się kierowała. Powiedziała mi co czuła. – powiedziała Joanna i podeszła do męża bliżej. – Marek, mam wrażenie, że znam tego człowieka. Mogłabym sobie dać rękę uciąć, że już go gdzieś widziałam.
- Skąd to przekonanie?
- Nie wiem, jednak, gdy zobaczyłam to zdjęcie … to nazwisko … - zawahała się kobieta.
- Nie jest wykluczone, że go znamy. Popytam jutro, czy ktoś go zna. Nie chce uznać dziecka? Zmuszę go do tego. – po tych słowach przytulił żonę do siebie i delektował się zapachem jej ciała. Kochał w niej ten spokój, kochał w niej to, że mimo walących się ścian ona zawsze potrafiła znaleźć belkę, która to wszystko podtrzyma.  Wrócili do łóżka.
             
***

Nastał ranek. Emilia obudziła się dość późno. Słyszała w sieni krzątających się rodziców. Wstała z łóżka i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Nie lubiła na siebie patrzeć. Opuchnięta twarz, rumieńce na policzkach. Zauważyła, że jej ciało zaczęło się zmieniać. Biust znacznie urósł a biodra stały się bardziej zarysowane. Spojrzała na brzuch. Wiedziała, że znajduje się tam istotka, która zmieni jej życie na zawsze. Musiała być silna. Musiała pokazać, że jest na tyle dojrzała i na tyle potrafi o siebie zadbać, że zniesie to wszystko z godnością i będzie dobrą matką. Będzie jak Joanna. Matka zawsze była dla niej wzorem. Zawsze chciała być jak ona. Spokojna, ułożona. Cieszyła się z tego, że będzie mamą. Zawsze marzyła o dużej rodzinie. Nie miała jednak w planach takiego biegu wydarzeń. Wiedziała jednak, że życie nie zawsze pisze optymistyczne scenariusze. Była słoneczna, ciepła niedziela, więc ubrała luźną tunikę i związała włosy w duży kok. Otworzyła drzwi i poszła do łazienki.
- Dzień dobry, kochanie. – powiedziała Joanna, widząc zaspaną córkę. Gdy Emilia ujrzała rodziców wiedziała, że zrobiła dobrze, mówią im o dziecku. Spadł z jej serca ogromny ciężar. Bała się, że rodzice nie będą chcieli jej znać. W drzwiach minęła Marka. Mężczyzna tylko spojrzał na córkę i uśmiechnął się. Ciężko mu było pogodzić się z myślą, że życie jego córki zmieni się o 180 stopni. Pogodził się z tą sytuacją i chciał wspierać córkę jak tylko było to możliwe.
- Dzień dobry tato. – powiedziała dziewczyna i pocałowała ojca w policzek.
- Dzień dobry, skarbie. Myj się, bo jedziemy na targ. Trzeba kupić świeżych warzyw i owoców. Musisz się teraz dobrze odżywiać. Może jakąś rybkę kupimy, co? – zapytał i rozłożył gazetę. Dziewczyna uśmiechnęła się i poszła do łazienki. Gdy usiadła na sedesie zauważyła czerwone kropki na muszli. Zaniepokoiła się. Nie zauważyła tego wcześniej. Przerażona zawołała matkę, która przybiegła słysząc przerażenie w głosie córki.
- Emilko, co się stało?
- Dostałam okresu. – powiedziała zaniepokojona dziewczyna. Łzy napłynęły do oczu, gdyż bała się o swoje dziecko.
- Jedziemy do lekarza! – powiedział Marek, chwytając czym prędzej kluczyki od samochodu. W pośpiechu pojechali do prywatnej kliniki, która znajdowała się w centrum miasta. Przedstawili sytuację Emilki, i czekali na wizytę u ginekologa. Emilia, nie mogła przestać myśleć o całej tej sytuacji. Modliła się aby wszystko skończyło się dobrze. Po kilku minutach dziewczyna została zaproszona do gabinetu. Pielęgniarka pozwoliła matce wejść z córką. Joanna usiadła na krześle i czekała na lekarza wspierając córkę. Nagle drzwi się otworzyły a w nich stanął mężczyzna. W ręku trzymał teczkę z wynikami badań, które wcześniej zrobiła Emilia. Gdy dziewczyna dostrzegła twarz lekarza, zaniemówiła. Joanna zauważyła minę córki i zaniepokoiła się. Gdy spojrzała na twarz mężczyzny, przypomniała sobie że to właśnie jego widziała na zdjęciu. Już wiedziała co tak przeraziło córkę. Lekarzem okazał się mężczyzna ze zdjęcia. Emilia poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Czuła, że zaraz zwymiotuje. Mężczyzna zamknął drzwi gabinetu i podszedł do biurka nie patrząc na kobiety.
- Sylwester? – wydukała zszokowana Emilia. Gdy mężczyzna usłyszał jej cichy głos podniósł wzrok i wyraźnie zszokowany spoglądał to na Joannę to na Emilię. Spojrzał na nazwisko pacjętki na karcie i zdał sobie sprawę kim ona była. Poczuł na plecach zimny pot. Joannę zaniepokoiła ta cisza.
- To Pan jest Sylwester Jakubczyk? – zapytała zszokowana Joanna. Już wiedziała kim jest mężczyzna ze zdjęcia. Pamiętała go doskonale. To właśnie on prowadził jej pierwszą ciążę. Przez niego poroniła za pierwszym razem. Pamiętała jak wypierał się, jak kłamał w żywe oczy. Teraz ten sam mężczyzna uczestniczył w życiu jej córki. Łzy napłynęły do oczu Joanny. Krzyknęła oburzona:
- Na miłość Boską, to nie może być Pan! Co Pan najlepszego narobił?! Czemu to musi być Pan!
- Mamo, znasz Sylwestra? – zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Niestety, tak. – nie było odwrotu. Sylwester spojrzał na kobiety zszokowanym spojrzeniem. - Nie dość, że przez Pana nie żyje Kubuś, to postanowił Pan zniszczyć też życie mojemu drugiemu dzieckuj córki! Czemu ciągle natykam się na Pana?! Czemu?!  – Joanna nie zwracała uwagi na córkę, która nie wiedziała jaką tragedię matka chowała od lat. Obserwowała ją jedynie i słuchała jej płaczu. Krzyki dobiegające z gabinetu zmartwiły Marka, który siedział przed gabinetem i czekał na informacje o stanie zdrowia Emilii. Gdy usłyszał donośmy głos żony, zmartwił się gdyż nigdy przedtem nie słyszał tak zdenerwowanej żony. Joanna zawsze starała się być opanowana i reagować na wszystko z uśmiechem. Wstał i złapał za klamkę z zamiarem otwarcia drzwi, gdy nagle wyszła Joanna. Była roztrzęsiona tak jak 20 lat temu. Spojrzała na męża i nie mówiąc nic wyszła z budynku. Marek obserwował znikający cień kobiety. Zastanawiał się co mogło się stać. Emilia wyszła przerażona z gabinetu i spojrzała jeszcze raz za siebie. Napotkała przenikliwy wzrok mężczyzny i ze smutnymi oczami wyszła z ojcem z budynku. Joanna stała pod lipą, która rosła tuż za kliniką i zanosiła się od płaczu. Wróciły wspomnienia sprzed 20-tu lat. Te tragiczne wspomnienia, które ukrywała przed córką tyle lat. Widziała jej przerażone spojrzenie. Wyciągnęła z torebki chusteczkę i wytarła oczy. Zauważyła nadchodzącego męża. Córka szła za nim jakby bała się, że jednym słowem może rozgniewać matkę. Joanna wzięła głęboki oddech. Marek przytulił żonę do siebie i czuł jej ciężki oddech. Nic nie mówił. Próbował jedynie zrozumieć zachowanie Joanny. Kobieta wyprostowała się i powiedziała do męża zachrypniętym głosem:
- To był on.
- Nie rozumiem.
- To ten człowiek zniszczył życie naszej córce. – powiedziała Joanna przez łzy i spojrzała na męża.
- Emilia, co się tam stało? – zapytał Marek trzymając żonę w objęciach. Dziewczyna nie spojrzała na ojca tylko szepnęła rozżalona:
- To był on tato. Sylwester Jakubczyk jest lekarzem w tej klinice.
- Że, co? On jest lekarzem?
- Tak. – powiedziała Emilia. Bała się spojrzeć na ojca. – Mamo, kim był Kubuś? – Emilia wypowiedziała to tak cicho, że sama nie wiele słyszała z tej wypowiedzi. Zastanawiała się o czym mówiła matka. Nigdy nie widziała jej w takim stanie. Zawsze była ostoją spokoju i opanowania. W gabinecie pokazała inne oblicze. Oblicze cierpiącej kobiety i zranionej matki. Kobieta spojrzała na męża i na córkę. Otarła policzki z łez i podeszła do Emilii:
- Kubuś? Kubuś był Twoim braciszkiem. – Joanna zawiesiła głos.
- Emilko, przed twoim narodzeniem, mama była w ciąży z Kubusiem. Zaraz … czy … - spojrzał na żonę i już wiedział, czemu była ona tak roztrzęsiona. Nie wiele myśląc pobiegł z powrotem do gabinetu. Musiał w końcu załatwić tą sprawę po męsku.
- Nie daruje mu tego! – krzyczał z wściekłości Marek. Kobiety pobiegły za nim chcąc uspokoić mężczyznę jednak było za późno. Marek wszedł z impetem do gabinetu lekarza i krzyknął – Ty, draniu! – uderzył go pięścią w twarz. Mężczyzna upadł na podłogę. Z nosa poleciała krew. Mężczyzna zdał sobie sprawę, że wszystko wyszło na jaw. Rozkazał pielęgniarce wyjść i zamknąć drzwi. Marek był z nim teraz sam na sam. Miał dość, że ten człowiek zatruwa mu życie. – Ty skurwielu! Zniszczę Cię! Nie dość, że zabiłeś mi syna to śmiałeś dotknąć moją córkę! Ona jest jeszcze dzieckiem! Ona nic nie wiem o życiu! Co z Ciebie za lekarz?! Co z Ciebie za człowiek?! Wykorzystałeś niewinną dziewczynę i uważasz, że unikniesz odpowiedzialności?! To się grubo myślisz!
- Sama, tego chciała! – Marek uderzył go ponownie. Nie mógł słuchać jak ten typ obraża jego małą córeczkę. Winił się za to, że pozwolił jej jechać do tej piekielnej Warszawy. Nie mógł sobie wybaczyć, że posłał ją tam samą. Był wściekły, że nie uchronił jej.
- Zamknij się! Nie muszę Ci chyba wyjaśniać jak to wszystko działa! Nie zamierzam tego robić!
- Nie będę płacił na tego bękarta! – Marek chciał go uderzyć ponownie, jednak mężczyzna zrobił unik. Marek nie wiele myśląc podszedł do lekarza i chwycił go za gardło. – Oskarżę Pana o pobicie. – powiedział łapiąc oddech.
- W dupie to mam! Słyszysz?! – pościł mężczyznę. Marek zorientował się, że drzwi uchyliły się w nich stanął ochroniarz. – Spotkamy się w sądzie! Zniszczę Cię! – krzyknął Marek i wyszedł z gabinetu niczym błyskawica. 
Chwycił Joannę za rękę i wyszedł z budynku. Skierował się do samochodu. Szedł szybkim krokiem. Nagle Joanna przystanęła. Marek spojrzał na nią i czekał na jej reakcję:
- Co z Emilią? Sprawa nie została wyjaśniona.
- Pojedziemy do szpitala. – wsiedli do samochodu i pojechali do najbliższego szpitala. Marek siedział w samochodzie i palił jednego papierosa za drugim. Nie palił od 5 lat. Jednak cała ta sytuacja, spowodowała, że nie miał siły zapanować nad myślami. Nie mógł wybaczyć sobie, że zostawił swoją rodzinę samą. Wiedział, że żona ma mu za złe, że taką pracę wykonuje, mimo tego że nigdy nie powiedziała mu złego słowa. Zdawał sobie sprawę, że nigdy nie usłyszy od niej słów pretensji. Była mu wdzięczna za to, że tak ciężko pracuje. Kochał ją też za to. Nienawidził siebie za to, że zmusza żonę do takiego życia. Nie wyobrażał sobie jednak życia z inną kobietą. Joanna była jego przyjaciółką, jego muzą i jego największym szczęściem. Wspominał sobie jak spotkał ją po raz pierwszy. Pracował wtedy jako mechanik samochodowy. Zakochał się w jej uśmiechu od pierwszego wejrzenia. Była skromna, ułożona. Nie mówiła za wiele. Przypomniał sobie jak Joanna była w ciąży z Kubusiem. Pamiętał jak się cieszyła na wieść o dziecku. Przypomniał sobie co przeżywali, gdy żona poroniła. Wciąż w pamięci miał jej płacz, nie przespane noce i próby samobójcze. Na szczęście pojawiła się Emilia. Ona sprawiła, że Joanna odzyskała wolę życia. Czuł, się winny całej tej sytuacji. Czekał aż Joanna wyjdzie z córką ze szpitala. Czuł, że serce zaraz mu eksploduje. Spostrzegł jak Emilia otwiera drzwi. Za córką wyszła Joanna. Miała zamyślone spojrzenie. Wiedział, że myśli o Kubusiu. Zawsze gdy widział na jej twarzy tak poważną minę, wiedział, że wracają wspomnienia z przeszłości. Joanna otworzyła drzwi samochodu i usiadła obok męża. Marek spojrzał na żonę oczekując wyjaśnienia. Kobieta ocknęła się i powiedziała cicho.
- Wszystko jest dobrze. Okres czasem się zdarza. Emilka ma dużo odpoczywać i uważać na stres. – Emilia siedziała z tyłu i nie odezwała się słowem. Wciąż myślała o tajemniczym Kubusiu. Postanowiła, że musi dowiedzieć się więcej.  

***

Wrócili do domu. Atmosfera była dość ciężka. Każdy zajął się swoimi czynnościami. Joanna siedziała w salonie i przeglądała rodzinne zdjęcia. Nie zauważyła jak do pokoju weszła Emilia. Dziewczyna podeszła do matki i położyła jej rękę na ramieniu. 
- Mogę posiedzieć z Tobą? – zapytała.
- Oczywiście, kochanie.
- Mamo, opowiesz mi o Kubusiu? – Joanna, spojrzała na córkę i pomyślała, że dobrze by było powiedzieć córce co przeżyła. Jednak bała się, czy da radę mówić o tym po tylu latach. Odłożyła zdjęcie i powiedziała opuszczając wzrok.
- Gdy miałam 22 lat, dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Byliśmy wtedy z Twoim ojcem 2 lata po ślubie. Cieszyłam się bardzo. Od razu wiedziałam, że będzie to chłopiec. Czułam to. – głos jej się załamał, jednak Emilia nic nie powiedziała. Chwyciła matkę za dłoń i ścisnęła mocno. Chciała wiedzieć jaka była jej mama. -  Dałam mu na imię Kubuś. – łzy poleciały po policzkach. Było jej ciężko, jednak mówiła dalej. – Moją ciążę prowadził właśnie Sylwester Jakubczyk. Był wtedy młodym ginekologiem. Był dopiero po studiach. Pracował w przychodni w Wyszkowie. Tam mieszkałam jako panna. – zamknęła na chwilę oczy. – Był to 5 miesiąc. Pewnego wieczoru, kiedy Twój ojciec był za granicą, dostałam okropnych bóli. Nie mogłam ruszyć się z fotela. Każdy ruch powodował jeszcze większy ból. Zauważyłam, na fotelu ślady krwi. Mimo okropnego bólu dodzwoniłam się po pogotowie. Przyjęli mnie na oddział. – przerwała opowieść by przełknąć łzy – Jakubczyk zrobił mi badania, podał środek przeciwbólowy. Czułam się okropnie, a on wypuścił mnie do domu. – zacisnęła zęby jakby przeszył ją ból z tamtej przerażającej nocy. – Tydzień później, ponownie dostałam tych bóli. Bolało mnie jeszcze bardziej niż poprzednim razem. Po przyjeździe do szpitala okazało się, że Kubuś … - nie mogła tego wypowiedzieć. - … Kubuś już nie żył. Zamiast zostawić mnie wtedy w szpitalu … on tak po prostu wypuścił mnie do domu. Mój Kubuś. Mój synek nie żył! – Joanna zanosiła się od płaczu. Kątem oka zauważyła łzy na policzkach córki. Opowieść matki wstrząsnęła nią. Nie wiedziała, że przez tyle lat mama skrywała taką tragedię. Zawsze zastanawiała się o czym myśli matka, kiedy siedzi w fotelu taty. Teraz już wiedziała.
- Jest mi przykro, mamo. – powiedziała. Chciała wstać, ale Joanna przytrzymała jej rękę i powiedziała stanowczym głosem.
- Emilko, pamiętaj, że kocham Cię najbardziej na świecie. Wiedz, że mimo tego że dalej boli mnie to wszystko zawsze będziesz moją małą córeczką. Jesteś dla mnie najważniejsza, córciu. – otarła łzę z policzka córki i pocałowała w czoło. Emilia wiedziała, że nie są to puste słowa.  Zawsze miała wielkie oparcie w rodzicach. Nigdy nie powiedziała na nich złego słowa. Zdarzały im się kłótnie i sprzeczki jak w normalnej polskiej rodzinie. Jednak nigdy nie było przemocy, zawsze miała co jeść i w czym pójść do szkoły. Nigdy niczego jej nie brakowało. Nie była zła na ojca, że miesiącami nie ma go w domu. Wiedziała, że dzięki niemu może pozwolić sobie na zachcianki. Dziękowała Bogu, za to że ma tak wspaniałych rodziców.
               
***

Minęło 5 miesięcy. Ciąża Emilii była widoczna i nie dało jej się już ukryć. Mimo tego Emilia nie wstydziła się tego. Po szkole chodziła z podniesiona głową i dawała wszystkim do zrozumienia, że nie obchodzą ją komentarze innych. Przyjaciele bardzo ją wspierali. Poznała również nowego kolegę Marcina, któremu wyraźnie wpadła w oko. Pomagał jej w noszeniu plecaka, odprowadzał codziennie do domu i dzwonił, aby sprawdzić jak czuje się Emilia i jej dziecko. Dziewczyna rozkwitła. Ku wielkiemu zdziwieniu rodziców obcięła długie dresy i wyjęła kolczyk z języka. Przefarbowała włosy na kasztanowy brąz i zaczęła się delikatnie malować. Co miesiąc chodziła do zaprzyjaźnionej Pani ginekolog, aby sprawdzić czy dziecko rozwija się prawidłowo. Pewnego zimowego popołudnia, gdy Emilia uczyła się do matury, zadzwonił dzwonek do drzwi. Emilia wystraszyła się tego gdyż była w domu sama. Ostrożnie podeszła do drzwi, spojrzała w wizjer i ujrzała w nim obcą kobietę. Miała czarne włosy sięgające do pasa, czerwoną szminkę na ustach i duże szarozielone oczy. Stała przed drzwiami i dmuchała na ręce aby je ogrzać. Przez wizjer zauważyła że do domu zbliża się matka, która na czas ciąży córki, wzięła urlop w stołówce. Joanna zauważyła kobietę przed drzwiami. Odstawiła torby z zakupami i zapytała lekko dysząc:
- Słucham, mogę w czymś pomóc?
- Dzień dobry Pani. Nazywam się Teresa Laskowska-Jakubczyk, czy możemy porozmawiać? – Joanna wyprostowała się i z wahaniem zaprosiła kobietę do środka. Położyła zakupy w kuchni i zaprosiła kobietę do salonu. Ta rozejrzała się po domu. Zauważyła jak z drugiego pokoju przygląda jej się dziewczyna. Panie stanęły naprzeciwko siebie. Emilia czuła jak paraliżuje ją strach. Do salonu weszła Joanna z filiżankami z gorącą herbatą. Postawiła je na stole i usiadła zaniepokojona obok tajemniczej kobiety i rzekła:
- Słucham. Chciała Pani ze mną rozmawiać.
- Tak, naprawdę chciałam porozmawiać z Panią i pani córką. – w tym momencie skierowała wzrok na brunetkę, która wpatrywała się kobiecie dość uważnie. Matka zawołała córkę. Dziewczyna weszła do pokoju ze spuszczoną głową. Nie spojrzała na kobietę i usiadła obok matki. Ta chwyciła ją za rękę i zapytała ostrożnie kobietę:
- Proszę, powiedzieć po co Pani przyszła. – kobieta upiła łyk herbaty i rzekła zasmucona.
- Znam całą prawdę. Wiem, że jesteś w ciąży, Emilio. – spojrzała na nią pustymi oczami. – Sylwester nie wie, że tu przyszłam. Chciałam powiedzieć, że … - tu zawiesiła głos.
- Przepraszam Panią. – powiedziała Emilia i spojrzała na kobietę. – Wiem, że wyrządziłam Pani krzywdę. – ta nic nie powiedziała tylko upiła kolejny łyk herbaty. – Postąpiłam głupio. Zaufałam Sylwestrowi. Obiecywał mi, że będzie ze mną. Nie wiedziałam, że ma rodzinę. Gdyby wiedziała, że Sylwester ma żonę, nigdy nie zrobiłabym tego. Jest to moja wina. Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać. – powiedziała kobieta. Słychać było w jej głosie żal. Chciała się rozpłakać jednak powstrzymała się od tego zamiaru. – Sylwester, zdradza mnie regularnie od 3 lat. Godziłam się na to. Sama nie wiem czemu. Chyba dlatego, że go kocham. Nie jesteś pierwszą i na pewno nie ostatnią. – Emilia zauważyła jak łza spłynęła jej po policzku. Joanna siedziała i uważnie słuchała. Żal jej było patrzeć jak ta kobieta cierpi. Jak przez tyle lat znosiła wyskoki męża i nic z tym nie zrobiła. – Emilio, przyszłam do Ciebie, ponieważ chciałabym prosić Cię, abyś nie wnosiła sprawy do sądu. To zniszczyłoby mu karierę. – gdy do Joanny dotarły słowa kobiety, wstała i z oburzeniem rzekła:
- Nie. Nie pozwolę, aby temu człowiekowi, po raz kolejny uszło na sucho. Proszę mi wybaczyć te słowa, jednak nie pozwolę, aby Pani mąż nie poniósł odpowiedzialności za swoje czyny. – kobieta spojrzała na Joannę przenikliwym spojrzeniem jakby chciała się dowiedzieć o co chodzi. Nie znała Joanny, jednak zauważyła, że ta sprawa dotyczy także jej samej. – Pani mąż zabił moje dziecko. – powiedziała Joanna i usiadła z powrotem na krześle. Oczy się zeszkliły. Kobieta siedziała zszokowana i nie wiedziała co powiedzieć. Nigdy nie słyszała aby Sylwester zrobił coś podobnego.
- O czym Pani mówi? – Joanna spojrzała na kobietę i ze łzami w oczach opowiedziała jej historię sprzed 20-tu lat. Ciężko było jej mówić ponownie o tym wszystkim. Dzięki Bogu była obok niej córka. Kobieta obserwowała panie i nie dowierzała własnym uszom. Mąż całe życie ją okłamywał. Teraz to do niej dotarło.  Zrozumiała, że przez te wszystkie lata była z mężczyzną, o którym nic nie wiedziała. Odstawiła filiżankę i drżącą ręką wyciągnęła z torebki papierosa. – Przepraszam, ale musze zapalić. – powiedziała to i wyszła na podwórze. Joanna nie mogła zapomnieć wyrazu twarzy tej kobiety. Z każdym wypowiedzianym słowem czuła, że schodzi z niej powietrze. Emilia siedziała przy matce i nie odzywała się. Gdy kobieta wróciła z podwórza, powiedziała nie patrząc na kobiety. – Zrobię wszystko, zapłacę każde pieniądze, aby niczego Ci nie brakowało, Emilio. – odchrząknęła. Upiła łyk zimnej herbaty. Ubrała płaszcz, gdy nagle Emilia wstała, podeszła do kobiety i rzekła:
- Pani Tereso, ja niczego od Pani nie przyjmę. Nie chodzi tu o mnie. Ja sobie poradzę. Chcę, aby ten człowiek zapłacił za to, co zrobił moim rodzicom. Chcę, aby śmierć mojego brata, została uszanowana.
- Jestem zobowiązana Ci pomóc.
- Pomoże mi Pani, jeśli pozwoli, aby Sylwester poniósł należytą karę. – nagle do domu wszedł Marek. Spojrzał na kobiety i nie wiedział co się dzieje. Miny pań mówiły, że atmosfera jest napięta. Postanowił wypytać się o wszystko później. Udał się do sypialni, by przeczekać całą rozmowę. Kobieta spojrzała jedynie na Emilię i rzekła:
- Tu jest moja wizytówka. – i wręczyła dziewczynie mały kartonik – Dzwoń do mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebować. Do widzenia. – odwróciła się na pięcie i ze smutkiem w oczach wyszła. Emilię wzruszyła mina tej kobiety, starała się zrozumieć co ona musi przeżywać. Marek zorientował się, że rozmowa dobiegła końca i wyszedł cicho z sypialni. Spojrzał na córkę oczekując wyjaśnień. Joanna podniosła się z krzesła i powiedziała cicho:
- Muszę się przejść, przepraszam. – i wyszła na podwórze. Oboje spojrzeli na Joannę, jednak nie odważyli się nic powiedzieć. Marek podszedł do Emilii i zaczęli rozmawiać. Dziewczyna opowiedziała ojcu, o tajemniczym gościu i jej propozycji oraz o reakcji matki. Mężczyzna jedynie słuchał i raz po raz potakiwał na znak, że słucha. Jednak wciąż był myślami z żoną. Chciał byś z nią, jednak wiedział, że potrzebuje ona teraz samotności. Wymienił z córką jeszcze kilka uwag i poszedł na ogród szukając Joanny. Emilia siedziała w salonie i rozmyślała nad całą tą sytuacją. Postanowiła się przejść. Musiała pozbierać myśli. Idąc tak ulicą dostrzegła grupkę przyjaciół. Wśród nich stał Marcin i szeroko się uśmiechał. Lubiła słuchać jego śmiechu. Wiele razy złapała się na tym, że myśli o nim wieczorami. Zawsze miała w nim duże wsparcie. Podeszła do znajomych.
- Cześć, co słychać? – powiedziała i spojrzała na Marcina.
- Cześć, Emi. Szykujemy się na imprezę. Gutek ma wolną chatę. Idziesz z nami? – zapytał Olek.
- Oczywiście, mały chętnie się napije. – powiedziała i zaśmiała się radośnie. Czuła się dobrze w gronie przyjaciół. Wiedziała, że zawsze może na nich polegać. Zauważyła jak Marcin przygląda jej się z zainteresowaniem. Zarumieniła się i poprawiła kosmyk kasztanowych włosów. Podeszła nieśmiale do niego i zapytała:
- Co słychać?
- Spox. A jak Ty się czujesz? – uśmiechnął się do niej czarująco.
- Dobrze. Mały również czuje się dobrze. – pogłaskała się po brzuchu.
- Jednak widzę, że coś Cię martwi. – powiedział już ciszej. – Przejdziemy się? – zapytał nagle.
- Jasne. Do zobaczenia! Pozdrówcie Gutka! - przeszli kilka metrów i usiedli na najbliższej ławce. Chłopak spojrzał na Emilię.
- Znasz już płeć?
- Tak. Jednak nic więcej Ci nie powiem. – uśmiechnęła się dziewczyna. 
- O nic więcej nie zapytam. – przekomarzał się z nią. Lubiła to. Siedzieli w ciszy przez chwilę. Nagle Emilia wyprostowała się. Dotknęła brzucha i powiedziała uśmiechnięta:
- Jak się wierci. – chwyciła rękę Marcina i położyła na brzuchu. Chłopak spojrzał na nią czule i nie mówił nic. Urzekło go to wszystko. Często łapał się na tym, że zależy mu na tej dwójce. Uśmiechnął się radośnie. Minęła chwila. Porozmawiali chwilę. Dziewczyna lubiła spędzać czas w towarzystwie Marcina. W pewnej chwili Emilia spojrzała na zegarek i powiedziała próbując się podnieść:
- Muszę już iść.
- Spotkamy się jeszcze?
- Pewnie. Wpadnij do mnie to może sobie jakiś film obejrzymy.
- Ok., zadzwonię. – rozstali się. Emilia nie zauważyła jak Marcin odwrócił się i wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę. Mimowolnie uśmiechnął się i poszedł w swoją stronę.
               
***

Do porodu było coraz bliżej. Dziewczyna coraz bardziej bała się tego. Co raz częściej odwiedzał ją Marcin. Był jej ostoja i zawsze mogła na niego polegać. Pomagał jej w szkole, odprowadzał do domu. Rozmawiali godzinami i dobrze się czuli w swoim towarzystwie. Lubili te same filmy oraz tych samych wokalistów. Zawsze mieli temat do rozmowy. Joanna cieszyła się, że córka znalazła takiego wspaniałego partnera. Zawsze gdy na nich patrzyła przypominała sobie siebie sprzed lat. Wspominała swoją młodość z Markiem u boku. Mąż znowu musiał wyjechać, jednak obiecał, że wróci jak najszybciej. Nie mógł przeoczyć narodzin wnuka. Tajemnicza kobieta co miesiąc przesyłała dużą sumę pieniędzy. Kobiety nigdy więcej się nie spotykały. Joanna dowiedziała się, że Teresa zdecydowała się rozwieść z mężem i wyjechała do Szwajcarii. Sylwester przyznał się do wszystkich zarzucanych mu czynów. Spawa sądowa przebiegła spokojnie, mimo tego że wyrok sądu nie był zadowalający. Dostał zakaz wykonywania zawodu lekarza tylko na okres 2 lat. Joanna jednak wiedziała, że mężczyzna zrobi wszystko aby ominąć to postanowienie. Podczas rozprawy nie mogła patrzeć w twarz tego  człowieka jednak czuła, że jej życie się zmienia. Wspomnienia tkwiły w niej nadal jednak wiedziała, że czas pogodzić się z przeszłością i zacząć żyć na nowo. Wiedziała, że ma dla kogo żyć.
               
***

Nadszedł dzień porodu. Do ostatniej minuty, Emilia nie chciała zdradzić jaka jest płeć dziecka. Po 12 godzinach przyszedł na świat chłopczyk. Marcin, który był przy porodzie wziął małego na ręce i wzruszył się. Marcin i Emilia byli parą od 3 miesięcy. Po porodzie przewieźli dziewczynę na salę. Przy łóżku siedziała matka. Marcin wraz z Markiem rozmawiali i cieszyli się widokiem zdrowej Emilii. Pielęgniarka przyniosła małego i podała je zmęczonej dziewczynie.  Ważył 375 g i dostał 9,5 punkta w skali Apgar. Pielęgniarka pokazała Emilii jak karmić małego. Marcin podszedł ostrożnie do łóżka i powiedział radośnie:
- Witaj, maluchu. – pocałował zmęczoną Emilię i wziął malca na ręce.    
- Jak dasz mu na imię? – zapytała po chwili Joanna. Emilia przez chwilę milczała. Spojrzała na Joannę i na Marka. Powstrzymując łzy powiedziała dumna.
- Kuba. – Joanna spojrzała na córkę zszokowanymi oczami. Łzy napłynęły do oczu. Marek też się wzruszył. Matka przytuliła córkę do piersi i rozpłakała się. Była szczęśliwa, że maleńka cząstka jej synka będzie teraz w jej wnuku. Po chwili wzięła otulonego kocykiem chłopca i powiedziała łkającym głosem:
- Witaj na świecie, Kubusiu. – i pocałowała małego w czoło. Ten uśmiechnął się niewinnie i usnął w babcinych ramionach.

***

KONIEC