I) Błądziłam we mgle
nie wiedziałam jak
potoczy się mój los.
Słuchałam rad
wodziłam za nos
swój własny świat.
Teraz już wiem, że wyruszyć czas
odnaleźć drogę swą.
Trzymając sny w sercu na dnie ...
Ref. Wyruszam w świat, nie boję się.
Blask snów mą drogę oświetli dziś.
Dotrę tam, gdzie wiedzie głos
gdzie wiodą sny ... sny.
II) Mówili mi nie idź tam,
robisz tylko źle.
Lecz serca głos ucieka wciąż
do tych sennych chwil.
Kieruje mnie na szczęścia szlak
którym dotrę tam, gdzie chcę
który sprawi, że sobą będę znów.
Ref. Wyruszam w świat, nie boję się.
Blask snów mą drogę oświetli dziś.
Dotrę tam, gdzie wiedzie głos
gdzie wiodą sny ...
III) Dzięki nim żyję,
dzięki nim siłę mam,
mogę powstać znów.
Dzięki nimjestem sobą
Ref. Wyruszam w świat, nie boję się.
Blask snów mą drogę odmieni dziś.
Jeśli chcesz ze mną chodź x 2
Witaj. W samotnej szufladzie pośród stosu kartek leżały one ... piosenki, wiersze, opowiadania, napisane sercem ... czekały na to aż ktoś je przeczyta, aż ktoś zrozumie ich sens. Skoro tu jesteś to znaczy, że usłyszałeś ich wołanie ... Mam nadzieję, że czytając owe teksty poczujesz się tak samo jak ja kiedy je pisałam. Może nie jest to najwyższej klasy sztuka, ale wierzę że spodoba Ci się moja praca. Zapraszam do miłej i lekkiej lektury. Katiusza :-*
sobota, 15 września 2012
poniedziałek, 20 sierpnia 2012
"Jaskółka"
Zegar na ścianie wskazywał 18:30. Komisarz Patryk Brodnicki
siedział przy biurku i porządkował raporty. Przytłumione światło lampki delikatnie
oświetlało jego twarz. Kilkudniowy zarost i podkrążone oczy wskazywały na to,
że od dłuższego czasu pracował nad trudną sprawą. Za oknem padał śnieg. Chłód przedostawał
się do pomieszczenia oplatając jego ciało. Mężczyzna wstał by rozprostować
kości. Miał 45 lat. Zmarszczki wokół oczu dodawały mu elegancji. Grafitowe,
krótko ostrzyżone włosy i alabastrowa cera, były jego znakami rozpoznawczymi.
Na twarzy widniał uśmiech i zaangażowanie. Kochał swoją pracę. Pracował w
policji od ponad 20 lat. Pracował w kryminalistyce gdyż zawsze pasjonowała go
ta dziedzina. Od dziecka marzył, aby wstąpić do policji. Ojciec komisarza
Brodnickiego był antyterrorystą. Zawsze, gdy wracał z akcji opowiadał synowi
jak obezwładnił kolejnego napastnika. Mały Patryk z zapartym tchem słuchał jego opowieści i marzył, że w przyszłości pójdzie w ślady ojca. Brodnicki
wychował się w dużym mieście i wiedział, jakie niebezpieczeństwa czyhają na
niego za rogiem. Zawsze był człowiekiem ostrożnym i opanowanym. Umiał ocenić
sytuację i poradzić sobie w każdych warunkach. Miał dużą wiedzę oraz potrafił utożsamić
się ze sprawcą przestępstwa. Umiał połączyć małoistotne fakty i rozwiązać
zagadkę, która dla wielu kolegów po fachu była zagwozdką. Miał bardzo spokojny,
ciepły głos, dzięki któremu potrafił wyciągnąć z każdej osoby niezbędne
informacje dotyczące prowadzonej sprawy. Miał duży autorytet wśród podwładnych.
Każdy policjant, który miał okazję z nim pracować, opisywał go w samych
superlatywach. Był wzorem dla młodych policjantów, których douczał. Miał swój
niewyszukany styl, który nadawał mu indywidualny charakter. Przetarte
niebieskie dżinsy oraz biała koszula. Nie nawiedził krawatów ani muszek. Na
oczach stare Rayban-y i brązowa marynarka na ramieniu. Miał jednak bzika na
punkcie butów. Lubił kowbojki, chociaż wiedział, że w tym klimacie nie są one
praktyczne. Miał to jednak w nosie. Zawsze robił, co chciał. Co rusz kupował
nowe buty. Cieszył się z nich jak dziecko.
***
Chuchnął na dłonie gdyż w pokoju zrobiło się zimno. Mimo dużego chłodu,
otworzył szerzej okno i zapalił papierosa. Marlboro czerwone. Innych nie palił.
Wiele razy próbował rzucić, jednak nigdy nie był w stanie wytrwać. Nie umiał odmówić sobie porannego papierosa. Po ciężkim dniu, papieros
był niezbędnym towarzyszem w powrocie do domu. Wydychając dym papierosa, zamyślił się. Od ponad miesiąca nie mógł poskładać faktów i dowodów, jakie zebrał w sprawie zabójstwa
pewnego bankowca. Wiele razy jeździł na miejsce zbrodni i nie mógł znaleźć
logicznego wytłumaczenia jak mogło dojść do śmierci tego człowieka. Wiele razy
przeglądał dokumentacje oraz raport z sekcji zwłok. Po raz pierwszy nie mógł
zrozumieć motywu zbrodni. Intuicja nigdy go nie zawodziła. Umiał postępować
według jej wskazówek.
***
Usiadł z powrotem do komputera. Przetarł zmęczone oczy i
spojrzał na ekran. Stukot klawiatury przyprawił go o ból głowy. W tle leciała
delikatna muzyka ze starego radia, które przywiózł z Rosji pod koniec lat 90.
Spojrzał na zegarek. Nagle odezwał się telefon. Po dwóch sygnałach podniósł leniwie
słuchawkę.
- Komisarz Brodnicki,
słucham?
- Panie komisarzu, ma
pan gościa.
- Zaraz kończę pracę. Eh ... dobrze niech wejdzie. – powiedział zmęczonym głosem. Wstał od biurka i
podszedł do blatu. Nastawił wodę na kawę, gdyż czuł, że powieki stają się coraz
cięższe. Ciekawiło go, kto, chce z nim rozmawiać o tej porze. Niby było jeszcze
wcześnie, jednak nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Chciał wyjść z biura i
pojechać do domu. Do żony. Chciał się do niej przytulić i usnąć trzymając ją w
ramionach. Uśmiechnął się, gdy spojrzał na zdjęcie stojące na biurku. Widniała
na nim kobieta, w której był zakochany po uszy. Była to Judyta, jego ukochana
żona, którą poznał 15 lat temu. Miał z nią dwoje dzieci, 12-letniego syna
Konrada i 10-letnią córkę Marysię. Czuł się spełniony, jako mąż i jako ojciec.
Wiedział, że dzieci są z niego dumne. Przypomniał sobie, jak poszedł z synem do
szkoły, na uroczystość zorganizowaną z okazji dnia ojca. Konrad nie mógł wyjść z
podziwu i opowiadał wszystkim kolegom, kim jest i co robi jego tata. Nigdy nie
zapomni tego spojrzenia, pełnego dumy i szczęścia.
***
Z transu wyrwał go odgłos pukania do drzwi. Odstawił ramkę
ze zdjęciem i powiedział cicho:
- Proszę. – drzwi
delikatnie się uchyliły a w nich stanęła kobieta. Miała czerwony płaszcz i
kasztanowe długie włosy. Zanim na niego spojrzała minęło kilka minut. Komisarza
zaintrygowała ta sytuacja. Kobieta weszła nieśmiałe do środka i stanęła
naprzeciwko niego. Nerwowo zgniatała rękawiczkę, którą zdjęła z jednej ręki. W
powietrzu czuć było ciężką aurę.
- Przepraszam, że
niepokoję o tej porze. – powiedziała po chwili kobieta. Odgarnęła kosmyk
włosów, które opadły na policzek.
- Nic nie szkodzi.
Proszę, może Pani usiądzie. – pokazał ręką krzesło naprzeciwko biurka. – Napije się Pani czegoś? Jest strasznie
zimno na zewnątrz. – zaproponował gdyż widział, że kobieta jest przerażona.
Wiedział, że nic z niej nie wyciągnie, jeśli będzie w takim stanie. Miał
wrażenie, że gdzieś tą kobietę już widział. Pomyślał, że to zmęczenie stroi mu
figle.
- Nie dziękuję. – usiadła nieśmiale na rogu krzesła.
Spojrzała na niego. Miała piękne zielone oczy. Usta małe, ale pełne i namiętne.
Lekko brzoskwiniowe i lśniące. Brodnicki zrugał się i opuścił wzrok na swoje
dłonie. Nie ukrywał, że kobieta bardzo mu się podobała. Była wyjątkowa.
- Słucham, w czym
mogę pomóc? – powiedział i spojrzał na nią ponownie. Zauważył, że nerwowo
zagryza usta. Waha się. Widział taką minę wiele razy. Zastanawiała się czy
dobrze zrobiła, że tu przyszła. Widział, że miała ochotę wstać i wyjść.
- Czy to Pan prowadzi
sprawę zabójstwa Aleksandra Głowackiego? – zapytała nagle z powagą w głosie.
Zdziwił się tym pytaniem. Poczuł, że ta kobieta może pomóc mu rozwiązać ową
zagadkę. Wyprostował się na krześle i poprawił kołnierzyk koszuli.
- Tak. Nazywam się …
- nie pozwoliła mu skończyć, gdyż powiedziała półszeptem.
- Wiem, jak się Pan
nazywa. Komisarz Patryk Brodnicki, prawda? – uśmiechnął się gdyż chciał
rozluźnić atmosferę. Kobieta jednak nie odwzajemniła uśmiechu. Jej policzki
były lekko zapadnięte i miała worki pod oczami. Miał wrażenie, że przed chwilą płakała. – Przychodzę do Pana gdyż muszę wreszcie powiedzieć prawdę. –
spojrzała na niego wystraszonym spojrzeniem. Tajemniczość tej wypowiedzi jeszcze bardziej zaintrygowała
mężczyznę. Zieleń jej oczu wydała się Brodnickiemu jeszcze bardziej zielona.
Widział, że się boi, nie wiedział jednak, czego.
- Dokładnie. Proszę
się uspokoić. – powiedział i podał jej szklankę wody. – Może, wezmę płaszcz. – stanął za nią i
zdjął płaszcz z jej ramion. Przypadkowo dotknął jej włosów. Były delikatne i lśniące.
Poczuł coś w stylu pożądania jednak powstrzymał tą myśl. Usiadł z powrotem do
biurka i wyciągnął z dolnej szuflady dyktafon. Szare, nie zbyt duże urządzenie, marki Sony,
postawił na blacie biurka.
- To ja zamordowałam
Aleksandra Głowackiego. – powiedziała nagle kobieta, nie patrząc na
Brodnickiego. Miała zachrypnięty głos. Łzy napłynęły do oczu. Mężczyzna
wyprostował się i nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Myślał, że się
przesłyszał.
- Słucham? – nie
mógł uwierzyć, że tak delikatna kobieta mogła zabić kogokolwiek, a zwłaszcza
tak silnego mężczyznę.
- Musiałam tu
przyjść, ponieważ męczy mnie poczucie winy. Nie mogę spać po nocach.
- Dobrze, chwileczkę.
Proszę się uspokoić. Zaraz wszystko mi Pani powie. – włączył dyktafon i powiedział
ponownie swoim spokojnym, ciepłym głosem – Jak
się Pani nazywa?
- Nazywam się Paulina
Janicka - Richardson. – powiedziała i łza popłynęła po policzku rozmazując
na nim tusz.
- Kiedy się Pani
urodziła?
- 16 marca 1978 roku.
- Gdzie Pani mieszka
i czym się zajmuje?
- Mieszkam w
Warszawie i … - tu zawiesiła głos - …
i pracowałam w banku.
- Dobrze. Pani
Paulino, proszę powiedzieć co Pani wie o sprawie? – musiał zadać te
pytania. Nie znosił ich. Nie cierpiał tych wszystkich procedur i wytycznych,
ale nie miał wyjścia. – Czemu twierdzi
Pani, że to Pani jest osobą, która zamordowała Aleksandra Głowackiego? – po
zadaniu tego pytania stwierdził, że jego składnia jest tragiczna. Zawsze starał
się mówić poprawnie i logicznie. Tym razem nie potrafił.
- Ponieważ, to jest
prawda. To ja zabiłam Głowackiego. – powtórzyła. Miał ochotę ją przytulić.
Nie mógł patrzeć w jej oczy więc raz po raz spoglądał w monitor komputera.
- Proszę powiedzieć,
co się stało? – kobieta nie odpowiedziała. Na kolanach trzymała dużą torbę z czerwonej skóry. Po chwili niezręcznej ciszy otworzyła ją i wyjęła plastikową, przezroczystą siatkę, w której był schowany nóż. Położyła siatkę
na biurko i spojrzała na mężczyznę.
- To jest nóż, którym
zabiłam Głowackiego. – Brodnicki spojrzał na dowód zbrodni. Raport sekcji
zwłok mówił wyraźnie, że zamordowany zginął od ciosu nożem. Otworzył szerzej
oczy i obserwował reakcję kobiety. Zauważył na nożu ślady zaschniętej krwi.
Ostrze zalśniło od blasku lampki. –
Miałam dość tego co ten człowiek mi robił. On zatruł mi życie. Zniszczył mnie
fizycznie i psychicznie. Spowodował, że moje małżeństwo było na skraju rozpadu.
– tym razem popłakała się. Brodnicki siedział i nie dowierzał. Miał wiele
takich spraw i wiele razy słuchał takich samych zdań. Tym razem jednak miał uczucie, że
współczuje tej kobiecie. dziwnym trafem, zaczęło mu na niej zależeć. Odłożył siatkę z dowodem na bok i
powiedział spokojnie:
- Proszę powiedzieć
kiedy się to zaczęło? - pierwszy raz nie wiedział jak zacząć przesłuchanie.
- Wszystko zaczęło
się półtora roku temu. Przeprowadziłam się z mężem do Warszawy i szukałam pracy.
– co chwila zawieszała głos, jednak Brodnicki nic nie mówił tylko pozwolił aby
spokojnie opowiedziała swoją historię. –
W Internecie znalazłam ogłoszenie, że szukają pracownika do jednej z placówek
banku. Skończyłam studia bankowości w Cambridge i mam duże doświadczenie w
pracy w banku. Robiłam praktyki w bankach w Wielkiej Brytanii. Tam też poznałam
swojego męża George'a. – otarła łzę. – Pomyślałam,
że warto spróbować. Wiedziałam, że to moja szansa. Pojechałam na spotkanie.
Przywitał mnie bardzo uprzejmy kierownik. Aleksander Głowacki. – przełknęła nerwowo
ślinę. – Udało mi się i przyjęli mnie.
Byłam bardzo szczęśliwa. Aleksander był bardzo uprzejmy, pomocny, zawsze mogłam
się do niego zwrócić gdybym czegoś nie wiedziała. Była taka zasada, że
pracownicy mówili do siebie po imieniu. Bardzo mi się to podobało. W pewnym
momencie zauważyłam, że Aleks kręci się wokół mnie i cały czas sprawdza co
robię. Na początku myślałam, że jest to standardowa procedura. Sprawdza czy
dobrze wykonuję swoją pracę. Byłam menadżerem do spraw kadrowo-płacowych. Był
chętny do pomocy, zawsze gdy go o coś prosiłam to się godził. Było mi to na
rękę jednak nie spodziewałam się, że tak to się skończy. – tu urwała.
Westchnęła głośno i wyciągnęła chusteczkę z torebki.
- Co było dalej?
– zapytał Brodnicki obserwując jej zgrabne ruchy.
- Kiedyś poprosił
mnie do gabinetu i powiedział, że jestem jego najlepszą pracownicą. Byłam
uradowana, że docenia moją pracę. Potem zaczęłam dostawać kwiaty, prezenty,
premie co jakiś czas. Kiedyś zauważyłam, że wpłacił mi na konto większą sumę
pieniędzy niż było to zawarte w umowie. Poszłam więc do niego by tą sprawę
wyjaśnić. Powiedziałam że nie przyjmę tych pieniędzy i oddałam nadwyżkę. Wtedy
chwycił mnie o tutaj … – pokazała swoją talię - … powiedział, że jestem najpiękniejszą kobietą i chce abym była tylko
jego. Starałam się wyrwać jednak zaczął mnie całować i … - widać było, że
wstyd jej za to co mówi - … dotykać
mojego biustu. Udało mi się uwolnić. Powiedziałam, żeby więcej tego nie robił i
wyszłam. Następne miesiące były okropne. Co rusz mnie kontrolował, podważał moje decyzje i polecenia. Podjudzał pracowników przeciwko mnie. Sprawdzał mi komputer. Zarzucał mi, że kradnę. Ośmieszał na
każdym kroku. Dzwonił do mnie w nocy i chciał załatwiać jakieś sprawy. Śledził
mnie i nagabywał. Próbował namówić mnie na wyjazd jednak bałam się, że coś się
stanie i nie będę mogła tego powstrzymać. Wpraszał się do nas do domu. George
nic nie podejrzewał. Próbowałam mu powiedzieć, ale się wstydziłam. Był
przekonany, że Aleks robi to z dobrego serca. Mylił się. – łzy spływały po
policzkach. Mężczyzna miał ochotę otrzeć te łzy i pocałować te delikatne
policzki. Musiał się pilnować aby nie zrobić głupstwa. Z każdym słowem, serce
bolało go jeszcze bardziej. Nie mógł uwierzyć, że musiała przeżywać to
wszystko sama. Dziwił się sam sobie, że tak to wszystko przeżywa. Podczas swojej 20-letniej
kariery miał do czynienia z setkami takich spraw. Współczuł tym kobietom,
oczywiście, jednak nigdy nie czuł tego co teraz. Nie czuł takiego
zaangażowania, takiej niemocy. Praca w policji spowodowała, że miał znieczulicę
na wiele spraw. Wszystkie emocje ludzkie, z jakimi się spotykał spływały po nim
jak po kaczce. Nie zadręczał się nimi. Były, ale nie były tak istotne. Ona
zmieniła to wszystko. Sam nie wiedział czemu tak się stało. Poprawił się na
krześle i nerwowo czekał na dalszy ciąg tej historii, mimo że wiedział jaki
on będzie. - Pewnego dnia nie
wytrzymałam i powiedziałam mu co o tym wszystkim myślę. Nie ukrywałam, że miałam
go dość. Miałam w nosie, że może mnie zwolnić. On jednak nie traktował mnie
poważnie. Powiedział, że pracując tu jestem jego własnością i może robić ze mną
co chce. Pamiętam, że zamknął wtedy drzwi na klucz. Przestraszyłam się. Nigdy
nikogo się tak nie bałam jak jego. – nie mogła powstrzymać łez. Ciężko było
jej złapać oddech. Widział, że cała drży. Okno było zamknięte, więc nie było to
spowodowane chłodem.
- Co było dalej?
– musiał zadać to bezsensowne pytanie aby wiedziała, że ją słucha. Wiedział
również, że nie ma ono sensu. Wiedział dokładnie jaki będzie ciąg dalszy. Nic
nie powiedział tylko przyglądał się jej uważnie. Róż na policzkach sprawiał, że
jej skóra wydawała się bardzo gładka. Chciał jej dotknąć. Zbeształ się za tą
myśl.
- Niestety, musiałam
wyjechać z Aleksem w interesach. Bardzo tego nie chciałam. Broniłam się przed tym. Usprawiedliwiałam się chorobą córki i innymi argumentami. Nie dało to żadnych efektów. Pojechaliśmy do Gdańska. Podpisywaliśmy
kontrakt na duże pieniądze. Mimo, moich obaw, Aleks zachowywał się normalnie.
Pojechaliśmy tam na trzy dni. Mieliśmy dwa oddzielne pokoje hotelowe. Pewnego wieczoru, gdy brałam
prysznic, usłyszałam pukanie do drzwi. Owinęłam się w szlafrok i poszłam
otworzyć. W nich stał Aleks. Wszedł do pokoju bardzo gwałtownie i
trzasnął drzwiami. Podszedł do mnie i … - koszmar tamtej nocy, był
wyrysowany na jej twarzy. Brodnicki nic nie mówił tylko słuchał. Wszystko
zaczęło mu się układać w logiczną całość. Nie mógł pozbyć się myśli o jej
pięknych, kasztanowych włosach. Czuł zapach jej ciężkawych perfum i delektował
się nimi po cichu. Nie mógł się zdradzić. - … zerwał ze mnie szlafrok. Stałam przed nim całkiem naga. Próbowałam
się zakryć jednak on chwycił mnie za ręce i ścisnął mocno. Powiedział, że teraz
jestem już tylko jego. Zaczął mnie całować po szyi … – mówiła to z takim obrzydzeniem, że az jemu zrobiło sie niedobrze. Wstydziła się tego, więc co chwila zawieszała głos. - …
zaczęłam krzyczeć. Zagroził mi, że jeśli się z nim nie prześpię … zniszczy
karierę mojego męża. Widzi Pan, George jest bardzo znanym politykiem. Ma bardzo dobrą
reputację i duży szacunek wśród swoich wyborców. -
Brodnicki znał to z autopsji – Groził
mi, że powie mu o naszym „romansie” i doprowadzi do tego, że mnie zostawi i
nigdy nie odbuduje swojej reputacji. Nie mogłam na to pozwolić. Kocham męża,
jednak nie mogłam zrobić tego czego on oczekiwał. Rozumie, mnie Pan? –
spojrzała na mężczyznę dziecinnym spojrzeniem. Urzekło go to jednak nic nie
powiedział.
- Oczywiście, że
rozumiem. Proszę mówić dalej. – wstał i nalał jej wody do szklanki.
Wiedział jednak, że pomogłaby jej setka. Kobieta ocierała łzy, gdyż wspomnienia
tamtych chwil nie dawały jej spokoju. Chciała się uwolnić od wspomnień z
przeszłości. Brodnicki czuł, że musi jej pomóc. Najpierw musiał wysłuchać jej
do końca. Podszedł do komody, która stała w drugim końcu pokoju. Nalał odrobinę wódki i podał ją kobiecie. – Proszę to wypić. – uśmiechnął się. Mimowolnie musnął jej rękę. Była
gładka i chłodna. Przeszył go dreszcz. Spojrzał na zegar aby nie myśleć o jej
delikatnej skórze. Kobieta niewiele myśląc zrobiła to co jej poradził.
Skrzywiła się i zaczęła mówić ponownie. Usiadł naprzeciwko niej i uważnie
słuchał.
- Zaczęłam wyzywać go
od szaleńców, oplułam go. Musiałam się jakoś bronić. Zaczęłam się wyrywać,
szarpać. Kopnęłam go w krocze. Upadłam na podłogę. Nie miałam jednak siły
wstać. Serce mnie bolało. Kręciło mi się w głowie. Czułam, że świat kręci się
coraz szybciej. Nie wiedziałam co się dzieje. Pamiętam tylko, że obudziłam się
naga … - otarła łzę - … w jego łóżku. Nie mogłam powiedzieć żadnego słowa. Usta miałam zaklejone taśmą. Czułam
ból na całym ciele. Zauważyłam, że śpi obok mnie. Nie mogłam się ruszyć. Czułam
obrzydzenie do tego człowieka. Nienawidziłam go ze wszystkich sił. Wróciliśmy
do Warszawy. Następny miesiąc był dla mnie koszmarem. Mąż nie rozumiał co się
ze mną dzieje, a ja nie umiałam powiedzieć mu co się stało. Nie byłam wstanie
tego opisać. Chciałam się zabić. Kilka razy chciałam popełnić samobójstwo.
– tu odsłoniła rękaw złotego swetra. Na prawym nadgarstku widoczna była świeża
blizna. Gdy mężczyzna to ujrzał, nie mógł powstrzymać złości. Nie mógł uwierzyć
jak człowiek może tak zniszczyć drugiego człowieka. – Wiele razy chciałam się zwolnić, jednak za każdym razem on śmiał mi się w oczy i darł moje wypowiedzenie. Robiłam wszystko, aby jak najszybciej mnie zwolnił. Myliłam pracowników, przelewałam sobie więcej pieniędzy niż zazwyczaj, nie dopilnowywałam swoich obowiązków. Proszę mi wierzyć, jestem bardzo poukładana i zawsze dobrze wykonuje swoje obowiązki. Aleks zaczął opowiadać w pracy ... jaka jestem cudowna w łóżku … jak go
podniecam … jak … . W końcu te plotki dotarły do mojego męża. Aleks był tak
bezczelny, że powiedział o tym mojemu mężowi. Powiedział mu, że od dłuższego
czasu z nim sypiam. Powiedział, mu, że sypiam również z innymi pracownikami i dzięki temu mam taką pozycję. Pokazał mu zdjęcia, z naszego wyjazdu do Gdańska. Pokazał mu zdjęcia, na którym leżę naga w łóżku, a on obok mnie. Nie umiałam mu tego wyjaśnić. nie umiałam mu tego powiedzieć. Wszyscy mieli mnie za szmatę. Mój mąż również. Nie wierzył kiedy
starałam się wytłumaczyć. Nie chciał słuchać kiedy mówiłam, że nic mnie z nim
nie łączy. – nie powstrzymywała już łez. Nie chciała już dłużej udawać że
wszystko jest w porządku. Gdyby nie dzieliło ich biurko Brodnicki by ją przytulił. Otarłby te łzy. Powiedziałby, że dobrze zrobiła, że zatłukła tego
gnoja. Nie mógł jednak tego zrobić. Nie mógł znieść myśli, że zmagała się z tym
problemem od półtora roku. Był również zły na nią, że wcześniej nie zawiadomiła
policji. Czuł wściekłość, że nic nie wiedział wcześniej. Czuł również, że za
bardzo się w to angażuje. Wiedział, że w domu czekają na niego żona i dzieci. Nie
mógł jednak pozostawić tej kobiety samej sobie. Nie został policjantem tylko po to
aby łapać bandytów. Został nim po to aby pomagać takim ludziom jak pani
Paulina. To on musiał być silny i nieugięty. On musiał rozwiązać sprawę. On
musiał być ostoją i dawać nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Właśnie …
nadzieja. To ona sprawiała, że wiele spraw zostało rozwiązanych.
- Jak zareagował Pani
mąż, na wieść o rzekomym romansie? – zapytał gdyż był tego ciekaw. Chciał
wiedzieć jaki jest George. Spojrzał w jej zielone oczy i czekał na odpowiedź.
Nie chciał ujawniać, że bardzo go to interesowało. Nigdy tak się nie zachowywał.
Nie wiedział czemu tak się zaangażował w tą sprawę.
- George, uwierzył w
plotki o moim romansie z Aleksem. Wyprowadził się z domu. Złożył pozew o rozwód. Nie chciał mnie znać. Uważał, że go zawiodłam, że zraniłam jego uczucia. Nie umiałam powiedzieć mu, że Aleks mnie
zgwałcił … - całe jej ciało drżało. Brodnicki słuchał i zastanawiał się co
on by zrobił w takiej sytuacji. Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Ufał żonie,
ona ufała jemu. Jednak czy byłby w stanie znieść romans żony? Czy gdyby się
dowiedział o takim zdarzeniu, zachował by się tak jak George. Sam tego nie
wiedział. - … nie mogłam mu powiedzieć.
Nie potrafiłam. Brzydziłam się własnego ciała. Nie chciałam z nim sypiać. Nie
mogłam. Nie mogłam.
- Jak doszło do
morderstwa Pana Głowackiego? – musiał o to zapytać. Musiał się w końcu
dowiedzieć jak ona to zrobiła, że nikt jej nie widział. Chciał sobie wyobrazić
tą chwilę. Jednak nie potrafił. Wiedział jak musiała żyć przez cały ten czas. W
strachu, niepewności. Nagle zrobił coś czego nie planował. Wyłączył dyktafon.
Oparł się o krzesło i czekał na odpowiedź.
- Dlaczego wyłączył
Pan dyktafon? – zapytała zdziwiona kobieta. – Nie chcę się ukrywać. Muszę ponieść karę. Proszę go włączyć. –
powiedziała stanowczo. Powaga jej wypowiedzi, spowodowała, że przez plecy
Brodnickiego przeszedł dreszcz. Nie spodziewał się takiej reakcji.
- Chciałem pomóc.
– próbował się wytłumaczyć ze swojego zachowania. Czuł się z tym dziwnie,
jednak nie było najgorzej.
- Dziękuje, jednak ja
nie potrzebuję takiej pomocy. Proszę mnie wysłuchać. – nie powiedział nic
więcej tylko opuścił wzrok i czekał na dalszy ciąg historii. Włączył ponownie
dyktafon. Czuł się jak dzieciak, który narozrabiał. – Było to w czwartek. Dokładnie to pamiętam. Udało mi się porozmawiać z George'm. Nie powiedziałam mu oczywiście o tym, co zrobił mi Aleks. Dzięki Bogu, uwierzył
mi. Mąż wyjechał do Anglii. Miał ważne posiedzenie. Miałam do niego dolecieć za kilka
dni. Córka poleciała z mężem, bo miała
wolne w szkole. Mam córkę, wie Pan? To jest Jenny. – wyciągnęła z portfela
małe szkolne zdjęcie i pokazała je komisarzowi – Ma 10 lat. Dojrzewa i bywa bardzo nieznośna. – tu uśmiechnęła się.
Po raz pierwszy ujrzał jej uśmiechniętą twarz. Rozjaśniła się, stała się
bardziej promienna. Ucieszyło go to. – Pamiętam,
że pod wieczór do nas do domu przyszedł Aleks. Wszedł do środka i zaczął się do
mnie przystawiać. Próbowałam wyrzucić go z domu. Krzyczałam. Myślałam że ktoś
mnie usłyszy. Miałam nadzieję, że ktoś mi pomoże. Niestety byłam sama na
osiedlu. Wszyscy gdzieś wyjechali. Mimo to wołałam, prosiłam aby sobie poszedł.
On stanowczo stał w drzwiach i śmiał mi się w twarz. Paraliżowało mnie to. Nie
mogłam zrobić żadnego ruchu. Mówił, że jestem tylko jego i że zaraz mi pokaże
co to znaczy. Złapał mnie i przyciągnął do siebie. – znowu zawiesiła głos.
Wszystko powróciło. Łzy wskazywały na to, że nie ma siły walczyć z tym dalej. –
Trzymał mnie tak mocno, że nie mogłam
złapać tchu. Serce mi biło jak szalone. Próbowałam się uwolnić i zadzwonić na
policję ale nie pozwolił mi na to. Zaciągnął mnie do kuchni. Zaczął mnie
rozbierać. Włożył rękę w stanik … Boże jak o tym pomyślę. – płakała. – Włożył kolano między moje nogi, nie mogłam
nic zrobić. Nagle zauważyłam na blacie nóż. – tu przerwała i spojrzała na
plastikową siatkę.
- Ten nóż? –
zapytał śledząc jej spojrzenie. Uniósł siatkę i spojrzał na przedmiot. Kątem
oka spojrzał na jej twarz. Znowu była napięta i smutna. Miał już dość tego
przesłuchania. Nie chciał jednak wzbudzić w niej wrażenia, że jej nie słucha.
Zaufała mu. Musiał doprowadzić to do końca. Tego od niego oczekiwała. – Tak. Kiedy mnie rozbierał chwyciłam go i
wbiłam w plecy. Nie wiem ile razy. Raz, dwa, może cztery. Nie wiem. Czułam, że wreszcie jestem wolna. On tylko spojrzał na mnie
błagalnym spojrzeniem i osunął się na podłogę. – mówiła, a jej wzrok był
zawieszony w czasoprzestrzeni. Mówiła wolno, nie płakała. Nie mówiła jak ktoś
komu żal. Triumfowała. Wygrała. Brodnicki widział to na jej twarzy.
- Znaleźliśmy ciało,
Pana Głowackiego, w stawie w pobliskim parku. Jak udało się Pani zanieść ciało?
Nikt Pani nie widział? – nie mógł wyjść z podziwu jak tak drobna kobieta
mogła zrobić coś takiego. Nie dziwił się. Był zachwycony jej reakcją. Nigdy nie
popierał morderstwa. Tym razem było inaczej. W duchu bardzo się cieszył, że to zrobiła.
- Nie. Gdy
zorientowałam się, że Aleks nie żyje, postanowiłam pozbyć się ciała. Miałam jednak zagwostkę
jak mam to zrobić. Miałam to szczęście, że wszyscy sąsiedzi wyjechali.
Zawinęłam jego ciało w stary dywan i wsadziłam do samochodu. – nie patrzyła
na niego.
- Jak udało się Pani go
podnieść?
- Wie Pan, nie
wiedziałam, że kobieta tak może zareagować. Dostałam takiej nadludzkiej siły. Wiem, myśli Pan pewnie, że jestem zimną
suką, której nie jest żal człowieka. – chciał powiedzieć, że wcale tak nie
myśli jednak nie dała mu dojść do słowa. – Wiem,
że pewnie każda kobieta, która do Pana przychodzi z taką sprawą mówi to samo. Ja to powtórzę. Nie mogłam inaczej. Musiałam się bronić.
Nie mogłam już znieść ciągłych telefonów, ciągłej kontroli. Ciągle za mną chodził, ciągle mnie prześladował. Wywoływał we mnie niechęć do samej siebie. Uwierzyłam, że jestem do niczego i jestem tylko od dawanie dupy. Nie mogłam
sobie poradzić z gwałtem. Nie wie Pan jak to jest gdy mąż chce się ze mną
kochać a ja nie mogę. Nie umiem spojrzeć na niego jak na mężczyznę. Boję się.
Brzydzę się. Jego. Własnego ciała. Boję się bólu. Boję się, że powtórzy się to
co wtedy. Wiem, może to obsesja, jednak nie umiem już żyć inaczej. Miałam dość
ciągłej kontroli. Bałam się, że on skrzywdzi moich bliskich. Widziałam jak on
patrzy na Jenny. Matka to widzi. Co ja miałam powiedzieć córce?, gdy pytała, co mi jest? Miałam powiedzieć jej prawdę? Ona jest jeszcze dzieckiem. Co miałam powiedzieć, rodzicom? Że do niczego się nie nadaję? Czuje się jak dzwika, wiem Pan? Tak właśnie się czuję. Jestem nikim. Żałuję, że wcześniej nic z tym
nie zrobiłam. Nie wiem sama czemu. Żałuję, że pozwoliłam aby taka sytuacja
miała miejsce. – mówiła to w wielkim żalu a łzy spływały strumieniem. Już
ich nawet nie wycierała. Pozwalała aby tusz oblewał jej delikatne policzki.
Brodnicki czuł w środku dziwny smutek. Czuł, że jej słowa wirują w jego głowie.
Chciał coś jej powiedzieć jednak nie potrafił. Po raz pierwszy nie potrafił
pocieszyć ofiary. Ona była ofiarą. Wiedział to doskonale mimo to, że jej
zeznania mówiły co innego. Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Kobieta przerwała
i wpatrywała się w mężczyznę czekając na jego reakcję. Brodnicki podniósł
słuchawkę i przycisnął przycisk przerywając połączenie. Nie chciał aby ktoś mu
teraz przeszkadzał. Słuchał jej z zapartym tchem. Jej zachrypnięty głos stawał
się bardziej stonowany, bardziej spokojny. Jakby opowiadała bajkę. Nie wierzył,
że mówi o morderstwie. Spojrzał na nią i dał jej zezwolenia do kontynuowania. Założyła
kosmyk włosów za ucho. Spojrzała na paznokcie i powiedziała spokojnie – Nie żałuję
jednak, że użyłam tego noża. Gdybym miała zrobić to jeszcze raz, nie wahałabym
się tak długo. Nie wie Pan, jak to jest jak się nie wie co się zaraz z Tobą
stanie. Nie wie Pan, co czułam patrząc na tego człowieka. Wiedziałam, że jeśli
nic nie zrobię on dalej będzie zatruwał mi życie. Powie Pan, powinna pójść Pani na policję.
Myśli Pan, że nie chciałam? Myśli Pan, że nie próbowałam. Jednak nie byłam w
stanie. Skoro nie powiedziałam o tym własnemu mężowi, którego kocham, i
z którym jestem od 10 lat to jak mogłam powiedzieć o tym komuś kogo nie znam. Jak miałam opisywać to wszystko co przeżyłam. Nie
mogłam przyznać się przed samą sobą, że zostałam zgwałcona. Zawsze słyszałam o gwałtach, ale nigdy nie
spodziewałam się, że spotka to mnie. Wiem, mówię nie składnie i trochę bez
sensu, ale musi Pan zrozumieć, że nie było dla mnie łatwe aby tu przyjść.
- Rozumiem. –
musiał coś powiedzieć. – Co się stało po
tym, jak zostawiła Pani ciało, Pana Głowackiego, w stawie?
- Wiedziałam, że będziecie
szukać narzędzia, więc zabrałam go ze sobą. – opuściła wzrok.
- Nie rozumiem jednej
rzeczy. – zaczął Brodnicki. – Jak
udało się Pani wejść do parku i nie wzbudzić niczyjej uwagi?
- Sama nie wiem. Wtedy
miałam wrażenie, że Bóg jest po mojej stronie. Szczerze powiedziawszy nie wiem
jakim cudem dotarłam do parku. Nie pamiętam tego. – pewne zdania nie
trzymały się kupy jednak pominął ten fakt.
- Nie znaleźliśmy
śladów stóp na trawie. Był październik. Jak Pani to zatuszowała?
- W pośpiechu nie
założyłam szpilek, jak mam w zwyczaju. Byłam w kapciach.– skinął głową, że
zrozumiał. Już chciał zadać kolejne pytanie gdy kobieta wyprostowała się i
powiedziała – Jeśli chce Pan wiedzieć
gdzie byłam przez ten czas, to Panu powiem. Tego samego wieczoru poleciałam do męża
do Anglii. Udało mi się znaleźć samolot. Zabrałam rzeczy, które widziałam na wierzchu.
Mąż się zdziwił, gdy zadzwoniłam do niego z informacją że jestem w Londynie.
– tu urwała. Poprawiła rękaw swetra i spojrzała na paznokcie. Miała krótko przycięte,
czerwone paznokcie. Na lewym nadgarstku miała złotą bransoletkę z jaskółką.
Zapamiętał ten element.
- Piękna bransoletka.
– powiedział i spojrzał na jej pełne usta.
- Dziękuję. –
odparła.
- Co ta jaskółka
oznacza?
- Wolność. Widzi Pan. Przez całe półtora roku czułam się jak w klatce. Nie mogłam się wydostać. Nie mogłam
oddychać. Tęskniłam za tym, że nikt mnie nie osądza. Nikt mnie nie śledzi. Tęskniłam za spokojem ducha. Wolność. Myśli Pan, że zgłupiałam do reszty, przecież pójdzie za kratki. Może i
będę w więzieniu, ale mam wolną duszę. Wiem, że zrobiłam słusznie.
- Rozumiem. –
powiedział i uśmiechnął się delikatnie. – Muszę zadać Pani jeszcze jedno
pytanie. Czy ktoś wie o tym zdarzeniu? –
wiedział, że czas na to pytanie. Chciał to usłyszeć.
- Tak. W końcu zdobyłam
się na odwagę i powiedziałam wszystko mężowi. To on mnie tu przysłał. On namówił mnie, że powinnam przyjść i powiedzieć prawdę. Nie chcę, aby niewinny
człowiek trafił do więzienia.
- Rozumiem. Czy chce
Pani coś dodać do swoich zeznań? – chciał wyjść z biura i pojechać do domu.
Chciał zniszczyć taśmę i wymierzyć sprawiedliwość po swojemu. Czuł, że
wsadzając ją za kratki postępuje nie słusznie. Ona tam nie pasowała. Była zbyt
delikatna. Nie mógł wyobrazić sobie tej drobnej kobiety w więzieniu. Chciał
wyrzucić ten dyktafon przez okno. Chciał wypuścić ją do domu, aby powróciła do poprzedniego
życia. Nie mógł jednak tego zrobić. Musiał zakończyć sprawę. Musiał postąpić
według procedur, których tak nie znosił. Postanowił jednak, że mimo wszystko, doprowadzi aby dostała jak najmniejszą karę.
- Dobrze. W związku z
tym muszę zatrzymać Panią, do wyjaśnienia. Mam nadzieję, że ma Pani dobrego
adwokata? – nie mówił do niej jak policjant. Mówił do niej jak mężczyzna
mówi do kobiety. Czule, z troską. Chciał wiedzieć, czy ma kogoś kto będzie ją bronić. Chciał wiedzieć, czy będzie bezpieczna.
- Tak. Mam adwokata. Dziękuję
Panie Komisarzu. Dziękuję, że wysłuchał Pan tego co miałam do powiedzenia. –
spojrzała na niego, zapięła torbę i wstała. Brodnicki podszedł do korytarza, na którym siedział młody policjant.
- Krzysztofie, pozwól. – ten zerwał się na równe nogi i poszedł za przełożonym. Otrzymał polecenia od komisarza. Już chciał wyciągnąć kajdanki, gdy Brodnicki rzekł z impetem – Nie trzeba. Pani nie będzie stawiała oporu. Pani płaszcz. – podał jej płaszcz i widział jak jej cień znika w posterunkowej celi. Było mu szkoda tej kobiety. Zastanawiał się czy nie zmarznie w tej celi. Było przecież strasznie zimno. Po chwili krzyknął za funkcjonariuszem. – Krzysztofie, zaczekaj. Pani Paulino, proszę jechać do domu.
- Krzysztofie, pozwól. – ten zerwał się na równe nogi i poszedł za przełożonym. Otrzymał polecenia od komisarza. Już chciał wyciągnąć kajdanki, gdy Brodnicki rzekł z impetem – Nie trzeba. Pani nie będzie stawiała oporu. Pani płaszcz. – podał jej płaszcz i widział jak jej cień znika w posterunkowej celi. Było mu szkoda tej kobiety. Zastanawiał się czy nie zmarznie w tej celi. Było przecież strasznie zimno. Po chwili krzyknął za funkcjonariuszem. – Krzysztofie, zaczekaj. Pani Paulino, proszę jechać do domu.
- Ale jak to? – wyraźnie
się zdziwiła. Nie spodziewała się tego po nim. Sam się tego po sobie nie spodziewał. – Jestem przecież winna morderstwa. – stwierdziła fakt.
- Wiem. Ufam Pani. – powiedział
i zbliżył się do niej. Wciąż czuł zapach jej ciężkawych perfum. – Proszę się stawić w poniedziałek z samego
rana. Będę na Panią czekał. – powiedział z uśmiechem. Pozwolił koledze
odejść i powiedział jej odwracając się na pięcie. – Spokojnej nocy. Dobranoc. – i zamknął drzwi pokoju. Widział, że
kobieta stoi i nie dowierza w jego słowa. Brodnicki usiadł przy biurku i zastanowił
się, czy dobrze zrobił. Starał się uspokoić myśli. Po chwili spojrzał na zegar. Było wpół do
dwunastej. Gdy spojrzał na nóż w foliowej siatce miał mieszane odczucia. W głębi duszy bał się, że ona się nie zjawi. No, nie było odwrotu. Wyłączył komputer, schował dyktafon do szuflady. Dostrzegł,
że nie zrobił sobie w końcu tej kawy. Nagle odezwała się komórka:
- Gdzie Ty jesteś?
– zapytała kobieta z telefonu.
- Już jadę do domu,
kochanie. Nie martw się.
- Już się bałam.
Czekam na Ciebie.
- Nie musisz. Idź
spać. Judytko?
- Tak?
- Kocham Cię, wiesz?
- Wiem. Ja Ciebie też.
Wracaj szybko. – rozłączył się i wzdychając głęboko wyszedł z budynku. Wyszedł
na zewnątrz i poczuł zimny powiew wiatru na policzkach. Teraz był pewien, że postąpił dobrze. Po raz pierwszy od kilku godzin, poczuł, że wszystko się ułoży. Intuicja podpowiadała mu, że ta kobieta jest na tyle silna i stawi czoła karze. Wiedział, że nie będzie ona wysoka. Był z niej dumny. W głębi serca cieszył się, że przyznała się do winy. Wiedział, że bała. Wiedział, że ma sobie za złe, że nie zrobiła nic wcześniej. Czuł, że jego dusza też jest wolna. Nigdy wcześniej nie czuł tego. Nie czuł takiego spokoju. Opatulił szyję i udał się do samochodu.
Odjechał. W pamięci wciąż miał jednak symbol z jej bransoletki. Pamiętał jej delikatny uśmiech, gdy na nią spoglądała. Była wolna. Miała wolną duszę. Była jak jaskółka.
K O N I E C
czwartek, 16 sierpnia 2012
"O Tobie śnię"
Dlaczego tak ciągle jest
że o Tobie śnię?
Nie umiem sobie poradzić z tym.
Ciągle Ty w moich snach pojawiasz się
Wtedy cała drżę.
Ref.
Proszę Boga o odpowiedź.
Proszę o to by powiedział mi,
Czemu znów w snach widzę Twoją
twarz?
Czemu o Tobie, czemu o Tobie śnię?
Ja to wiem i Ty to wiesz, że gdy
nie ma Ciebie
przy mnie to
moje
serce przestaje bić.
Ciągle
szuka Cię. Ciągle szuka Cię.
A jak znajdzie ... cieszy się, cieszy się i chce pamiętać Cię.
Wtedy
właśnie wiem, czemu o Tobie śnię,
o
Tobie śnię. O tak właśnie wiem.
Ref.
Proszę Boga o odpowiedź.
On mi mów, że to prosta rzecz,
że po prostu
kocham Cię i o Tobie,
o
Tobie śnie, o Tobie ciągle śnie.
Kochany o Tobie śnie, ciągle.
Kochany, ale wiem już, czemu tak jest.
Bo kocham Cię całym sercem swym,
tak bardzo
kocham Cię kocham Cię.
Ref.
Proszę Boga o odpowiedź
On mi mów, że to prosta rzecz,
że po prostu
kocham Cię i o Tobie,
o
Tobie śnie, o tobie ciągle śnie. x 2
niedziela, 22 lipca 2012
"Nowe życie"
- Emilko, zejdź z
drzewa. – powiedziała kobieta wyraźnie zaniepokojona.
- Nie, idź sobie!
- Kochanie, proszę
porozmawiajmy.
- Nie mam ochoty!
Zostaw mnie! – powiedziała dziewczyna i wspięła się na wyższą gałąź.
Kobieta odeszła jednak wiedziała, że córka jest w fatalnym nastroju.
Nigdy nie widziała jej w takim stanie. Zawsze była dziewczyną wesołą, szaloną i
nie bała się mówić, co jej leży na sercu. Mówiła, co myślała i nie przejmowała
się opinią innych. Matka nie mogła zapomnieć wyrazu jej twarzy, gdy zobaczyła
ją tamtego dnia. W oczach tkwiła pustka, na twarzy nie widać było tego uroczego
uśmiechu. Wygniecione ciuchy, roztrzepane włosy, świadczyły o tym, że jej mała
dziewczynka musi przeżywać piekło, jednak nie wiedziała, co jest tego
przyczyną. Próbowała wyciągnąć z córki, choć jedną informacje jednak od
tygodnia Emilia nie odzywała się do nikogo, nie spotykała się z przyjaciółmi.
Całymi dniami przesiadywała na drzewie i z zamyślonymi oczami patrzyła w niebo.
Matkę bardzo niepokoiło zachowanie córki i każdego dnia zmartwiona chodziła po
ogrodzie i obserwowała ją. Chciała wiedzieć, co gnębi jej dziecko, jednak nie
chciała na siłę wyciągać z niej informacji w obawie, że dziewczyna jeszcze
bardziej zamknie się w sobie. Emilia wraz z rodziną mieszkała w Ciechanowie.
Miała 17 lat. Była normalną dziewczyną. Lubiła luźne ciuchy i niewyszukane
słownictwo. Mimo tego lubiła czytać poezję i słuchać ciężkiej muzyki. Była
wyrozumiała, dojrzała, zawsze umiała wysłuchać przyjaciół i pomóc im w miarę
swoich możliwości. W wieku 15 lat, mimo zakazu rodziców przekuła sobie język i
zaplotła dredy. Lubiła taki wizerunek. Sprawiał on, że czuła się sobą. Z
ubiegiem czasu rodzice pogodzili się z takim wizerunkiem córki. Wiedzieli, że
nie uda im się wyperswadować jej tego z głowy, więc nie próbowali więcej. Z
czasem ojciec nawet polubił jej styl i nie chciał jej zmieniać. Dziewczyna
nigdy nie udawała kogoś innego, zawsze była sobą, za to właśnie kochali ją
przyjaciele. Emilia uczęszczała do technikum gastronomicznego przy ulicy Orylsa
w Ciechanowie. Dziewczyna uwielbiała gotować i miała bardzo wyczulony zmysł
smaku. Umiała stworzyć taką kompozycję przypraw, że każda potrawa nabierała
wyrafinowanego smaku. Marzeniem Emilii było założenie własnej restauracji. W
wolne weekendy piekła przepyszne ciasta, które rozdawała przyjaciołom oraz
sąsiadom. Matka Emilii – Joanna, nie umiała tak gotować jak córka, i zawsze
radziła się jej w sprawach kulinarnych. Prowadziła ona stołówkę robotniczą przy
jednym z dużych zakładów produkcyjnych. Ulubionym, wieczornym zajęciem pań było
ustalanie menu na następny dzień, żartowanie oraz wymyślanie dziwnych i
śmiesznych nazw dań. Niestety od tygodnia każdy wieczór kończył się tak samo.
Każda siedziała w swoim pokoju i nie odzywały się do siebie. Pewnego wieczoru Joanna
wróciła do domu i dostrzegła Emilię siedzącą w ulubionym fotelu ojca, która
pustym wzrokiem wpatrywała się w okno. Kobieta położyła zakupy na stole i
weszła do pokoju. Spojrzała na córkę. Miała ten sam wyraz twarzy, co od
tygodnia. Zamyślony, zgaszony, nieobecny. Usiadła obok córki i powiedziała
cicho:
- Na co tak
patrzysz?
- Słucham? –
zapytała dziewczyna wyrwana z rozmyślań.
- Na co tak
patrzysz? – kobieta powtórzyła pytanie.
- Zamyśliłam się,
przepraszam.
- Tata, jutro
przyjeżdża. Pomożesz mi w kuchni? – zapytała Emilię, gdyż nie chciała
poruszać drażliwego tematu. Ojciec Emilii – Marek - pracował, jako kierowca
ciężarówek i rzadko bywał w domu. Tym razem pojechał na Węgry. Z każdego
wyjazdu przywoził córce książki kucharskie z regionalnymi przepisami. Nie było
go w domu od 3 miesięcy, gdyż często był w rozjazdach. – Chodź. Zamierzam zrobić schab ze śliwkami. – chwyciła córkę za
rękę i zaciągnęła do kuchni. Emilia nie opierała się, chociaż nie miała ochoty
na zajęcia w kuchni.
- Proszę namocz
śliwki. – powiedziała Joanna i podała córce miskę z owocami. Dziewczyna bez
słowa wykonała swoje zadanie. Matka, chciała w ten sposób spędzić z córką
trochę czasu oraz wyciągnąć z niej powód jej złego samopoczucia. – Jak było dzisiaj w szkole?
- Dobrze. –
powiedziała cicho Emilia. Bez słowa wzięła mięso, umyła je i zaczęła nakłuwać.
Ta cisza doprowadzała Joannę do szału, jednak musiała zachować spokój by nie
wystraszyć córki.
- Emilko, co się z
Tobą dzieje? Od kliku tygodni chodzisz smutna, nieobecna. Dziecko, martwię się
o Ciebie.
- Nic się nie
dzieje, mamo. Taka pogoda. – powiedziała Emilia nie patrząc na matkę. – Czy mam zrobić coś jeszcze czy mogę iść do
swojego pokoju? Muszę się pouczyć. Mam jutro klasówkę.
- Dobrze, idź do
siebie. Ja zrobię resztę. – odchodząc dziewczyna przytuliła się do matki.
Joanna wyczuła w tym geście wołanie o pomoc jednak nie mogła nic zrobić bez
dodatkowych informacji. Intuicja mówiła jej, że córka wpakowała się w jakieś
kłopoty. Nigdy nie miała z nią większych problemów wychowawczych. Rozrabiała,
jako dziecko, ale to było normalne. Obserwowała jak cień Emilii znika w
drzwiach pokoju. Joannę bolało serce za każdym razem, kiedy nie była w stanie
pomóc swojemu dziecku, kiedy widziała smutek na twarzy córki. Mogła jedynie
czekać aż Emilia sama zechce z nią porozmawiać. Wzięła mięso, natarła je solą,
pieprzem, oraz suszonym czosnkiem. Wysmarowała mięso glazurą z musztardy i
zielonego pieprzu i obtoczyła w majeranku. Do środka włożyła 6 suszonych śliwek
wymoczonych w rumie. Całość obłożyła plastrami boczku. Owinęła mięso w folię
spożywczą i włożyła do lodówki, aby marynowało się całą noc. Posprzątała
kuchnię i wyszła na podwórze by pozamykać stodołę i nakarmić psa. Było dość
ciepło na dworze, więc usiadła na ławce przy altanie i myślała, co się dzieje z
jej dzieckiem. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Chciała wiedzieć, co się dzieje.
Chciała poznać przyczyny zmiany z wesołej dziewczyny w chodzący cień człowieka.
Musiała się tego dowiedzieć, za wszelką cenę. Nie mogła dłużej patrzeć jak jej córka
cierpi. Nie mogła znieść myśli, że nie może jej pomóc. Może mąż jej pomoże.
Może on namówi Emilkę do mówienia. Dziewczyna zawsze miała z ojcem dobry
kontakt, nawet jak nie było go miesiącami w domu, potrafiła złapać z nim każdy
temat i drążyć go całymi godzinami. Niewiele myśląc spojrzała na podwórko i
wzdychając ciężko zamknęła drzwi. Włączyła telewizor i usiadła w fotelu Marka.
Myślała nad swoim życiem. Zastanawiała się czy wszystko robi tak jak tego
chciała w przeszłości. Brakowało jej obecności męża. Wiedziała, że dzięki jego
pracy mogą pozwolić sobie na dostatnie życie, ale brakowało jej jego wsparcia,
jego siły. Całymi dniami była sama w domu, córka była coraz starsza i miała
własne życie, własne sprawy. Czasami myślała nad tym jak by było cudownie jakby
cofnął się czas. Wspominała jak Emilia była mała, jak stawiała pierwsze kroki.
W kredensie w dolnej szufladzie trzymała wszystkie zdjęcia, jakie zrobiła
Emilii i Markowi. Byli szczęśliwą rodziną. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk
telefonu. Kobieta podeszła niemrawo do kredensu i podniosła słuchawkę:
- Tak, słucham?
- Dobry wieczór,
czy rozmawiam z Emilią Goździk? – odezwał się ktoś po drugiej stronie.
Joanna usłyszała gruby, wyniosły głos. Był to męski głos. Zaniepokoiła się,
serce podpowiadało jej, że sprawa Emilii niedługo się wyjaśni. Bała się jednak
dowiedzieć tej prawdy.
- A z kim mam
przyjemność? Jestem mamą Emilii, czy mogę w czymś pomóc?
- Nazywam się
Sylwester Jakubczyk przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale czy mogę
rozmawiać z Emilią?
- Już chwileczkę.
– powiedziała kobieta i odłożyła słuchawkę. Z walącym sercem poszła do pokoju
córki. Miała wrażenie, że kojarzy to nazwisko. – Emilko, telefon do Ciebie.
- A kto dzwoni o
tej porze?
- Pan Sylwester
Jakubczyk. – nagle z pokoju wybiegła Emilia i w pośpiechu pobiegła do
telefonu.
- Czego chcesz?!
– powiedziała oschle. Joanna zauważyła łzy w oczach dziewczyny i zorientowała
się, że zły nastrój córki, spowodowany jest owym mężczyzną. Niestety intuicja
podpowiadała Joannie, że nie jest to łatwa sprawa. Wyszła do kuchni by dać
córce możliwość porozmawiania z mężczyzną sam na sam. Stanęła jednak przed
drzwiami i słuchała. Bolało ją serce, gdy słuchała jak jej dziecko płacze.
Rozmowa nie trwała długo. Po pięciu minutach Emilia rozłączyła się i z płaczem
pobiegła do swojego pokoju. Kobieta nie wiele myśląc pobiegła za córką.
Gdy weszła do pokoju dostrzegła, że jej laptop jest otwarty. Była wyświetlona
jakaś strona. Podeszła jednak do córki, by ją pocieszyć. Usiadła na łóżku i
chwyciła rękę córki. Nagle ona wyrwała się i z powagą w głosie powiedziała:
- Gdy następnym
razem zadzwoni ten Pan, powiedz, że mnie nie ma.
- Dobrze,
kochanie. Kto to był i czemu płaczesz?
- Proszę Cię nie
pytaj się ciągle o to samo! Nic się nie dzieje! Rozumiesz?! Męczysz mnie od
tygodni! Dasz mi wreszcie święty spokój?! – po tych słowach Emilia
wiedziała, że zrobiła źle. Jednak nie dało się tego cofnąć. Joannie łzy
napłynęły do oczu. Mimo to wstała i z godnością wyszła. Powiedziała jedynie
cicho:
- Jeśli tego sobie
życzysz to nic więcej nie będę Cię pytać. Jednak jeśli będziesz chciała
porozmawiać to będę w swoim pokoju. Dobranoc. – Emilia chciała przeprosić
matkę, jednak nie odważyła się. Jeszcze bardziej się rozpłakała. Joanna poszła
do swojego pokoju i zakrywszy ręce w dłoniach rozpłakała się. Nie wiedziała jak
pomóc córce. Nie dało się ukryć, że te słowa bardzo ją zabolały. W tej właśnie
chwili chciała przytulić się do męża. Chciała, aby ją objął i powiedział kilka
słów. Jednak jego nie było.
***
Następnego dnia Joanna wstała wyjątkowo wcześnie. Poszła
do kuchni by przygotować mięso na przyjazd męża. Była smutna i nie miała na nic
ochoty. Mobilizowała ją jedynie myśl, że zaraz przyjedzie Marek. Wstawiła mięso
do piekarnika i nastawiła go na 3 godziny. Marek lubił dobrze wypieczone mięso.
Po czym obrała ziemniaki i zagniotła kluski śląskie. Mimo pracy nie mogła
zapomnieć o słowach córki. Nagle w drzwiach stanęła Emilia. Oczy miała smutne i
widać w nich było żal. Podeszła do matki i bez słowa przytuliła się. Kobiecie
łzy napłynęły do oczu. Już chciała się odwrócić, gdy dziewczyna rzekła:
- Przepraszam,
mamo. Nie chciałam tak powiedzieć. – Joanna wytarła ręce w ścierkę i
odwróciła się. W jej oczach dalej widniał smutek jednak uśmiechnęła się i
powiedziała powstrzymując łzy:
- Nic się nie
stało kochanie. – Emilii było strasznie nie zręcznie gdyż wiedziała, że
wyrządziła matce dużą krzywdę. Zawsze mogła na nią polegać. Nigdy nie
powiedziała jej złego słowa, zawsze ją wspierała. Była zła na samą siebie, że pozwoliła,
aby takie słowa wypłynęły z jej ust.
- Opowiem, Ci
wszystko jak przyjdzie na to pora. – powiedziała Emilia i z większą siłą
objęła matkę.
- Rozumiem. Teraz
się pośpiesz, bo spóźnisz się do szkoły.
- Już, już. O
której tata przyjeżdża?
- Ma być ok. 16,
więc proszę bądź punktualnie. – powiedziała matka i wróciła do wyrabiania
klusek. – Zjedz śniadanie.
- Nie jestem
głodna. Lecę. – powiedziała Emilia i pocałowała mamę w policzek. Kobieta
odwzajemniła uścisk i pożegnała córkę. „Teraz albo nigdy” pomyślała Joanna.
Wytarła ręce w ścierkę i podeszła do kredensu. Wykręciła numer do pracy i
rzekła cicho jakby bała się, że ktoś ją usłyszy:
- Witaj Kasiu.
- Witam Panią.
- Kasiu, nie
przyjdę dzisiaj do pracy. Powiedz Marysi, że dzisiejsze menu zostawiłam na
szafce w kuchni.
- Dobrze. Pani
Joanno czy wszystko w porządku?
- Nie czuję się
najlepiej. Do zobaczenia. – skłamała Joanna i z pośpiechem odłożyła
słuchawkę. Upewniła się, że Emilia wyszła do szkoły, zamknęła drzwi i ze
strachem weszła do jej pokoju. Panował tam duży bałagan, więc miała pretekst
gdyby przyłapała ją córka. Poprawiła jej łóżko i narzuciła kapę, którą uszyła
dla niej babcia Iwona. Rozejrzała się dookoła. Zebrała z podłogi porozrzucane
ubrania. Nagle zauważyła na podłodze zdjęcie mężczyzny. Podniosła je i
przyjrzała się mu bliżej. Na zdjęciu widać było uśmiechniętą Emilię, którą
obejmował starszy mężczyzna. Joanna miała wrażenie, że już gdzieś widziała jego
twarz. Domyśliła się, że jest to pan Jakubczyk. Zastanawiała się tylko, kim on
jest i co takiego zrobił, że jej córka chodzi jak cień po domu. Odłożyła
zdjęcia na biurko. Miała mętlik w głowie. Wiedziała już, kto jest sprawcą
zmiany zachowania jej córki. Poukładała ubrania w szafie, a te brudne włożyła
do kosza na pranie. Przez cały czas nie mogła wyrzucić z głowy myśli o tym
tajemniczym mężczyźnie. Wyraźnie była widoczna różnica wieku. Musiał mieć z 40
lat. Bała się najgorszego. Bała się, że ten mężczyzna zgwałcił Emilię. Nagle
poczuła jak ktoś łapie ją w pasie. Przestraszyła się tak bardzo, że aż
krzyknęła. Gdy się odwróciła ujrzała Marka. Stał za nią mąż i uśmiechał się
radośnie. Gdy tylko kobieta go zobaczyła wtuliła się w niego i rozpłakała się.
Nie miała już siły dźwigać tego całego ciężaru. Marek zmartwił się widząc żonę
w takim stanie.
- Kochanie, co się
stało? Coś z Emilią?
- Jak dobrze, że
jesteś w domu. – nagle Joanna poczuła zapach palonego mięsa. Szybko
pobiegła do kuchni i wyjęła mięso z piekarnika. Odstawiła blachę na blat i
odwróciła się do męża:
- Myślałam, że
będziesz o 16-tej?
- Jechałem całą
noc, aby tylko być z Wami jak najszybciej. Joasiu, co się stało? Jesteś smutna.
– powiedział już poważniej.
- Marek, martwię
się o Emilię. – powiedziała kobieta i spojrzała na męża poważnie.
- Co się stało?
Emilia jest cała i zdrowa, tak?
- No właśnie, nie
wiem. Od kilku tygodni jest smutna, chodzi zamyślona, nie je, nie śpi.
Przesiaduje na drzewie całymi godzinami. Nie widuje się z przyjaciółmi. Ona się
zmieniła.
- Może się
zakochała, albo chce schudnąć. To normalne w jej wieku.– powiedział
ironicznie mężczyzna otwierając puszkę piwa.
- Marek, ja mówię
poważnie. Mam wrażenie, że ktoś jej coś zrobił. – powiedziała Joanna i
spojrzała na męża jak nigdy wcześniej. Marek nigdy nie widział takiego wzroku
żony, więc automatycznie wyprostował się i zmarszczył brew. Zawsze wierzył
żonie i nie miał powodu, aby tym razem tego nie zrobić.
- Co masz na
myśli? - powiedział upijając łyk piwa.
- Znasz może
Sylwestra Jakubczyka?
- Nie, ale co to
ma do rzeczy?
- Wczoraj
podsłuchałam rozmowę Emilii z tym panem. Dzisiaj znalazłam w jej rzeczach
zdjęcie jakiegoś mężczyzny. Wydaje mi się, że to on.
- Jakiego
mężczyzny? – zaniepokoił się Marek. Kobieta poszła do pokoju córki i
przyniosła mężowi zdjęcie, które znalazła wcześniej na podłodze. Marek spojrzał
na mężczyznę na zdjęciu i starał się ogarnąć całą ta sytuację.
– Mówiła Ci coś?
- Nie. Nie chce ze
mną w ogóle rozmawiać. Nie chce gotować, nie chce czytać. Nic ją nie
interesuje. Siedzi w domu, patrzy się w ścianę pustym spojrzeniem. Marek, mam
wrażenie, że ten człowiek skrzywdził naszą dziewczynkę. - mężczyzna
spojrzał na żonę i wiedział, że musi wziąć sprawę w swoje ręce. – Może Ty przekonasz ją, aby coś powiedziała.
Nie poznaję swojego dziecka. Marek, boję się o nią. Czuję, że coś jest nie tak.
– w oczach żony widać było przerażenie. Marek przytulił żonę i
zastanawiał się jak rozwiązać tą sprawę. Wiedział, że nie może teraz zostawić
ich samych.
***
Kilka godzin później Emilia wróciła do domu. Gdy weszła
do środka zauważyła kurtkę ojca. Pobiegła do niego, czym prędzej. Chciała się z
nim przywitać. Gdy weszła do salonu zauważyła rozpłakaną matkę i zdenerwowanego
ojca.
- Gdzieś Ty była
do cholery?! – zapytał rozgniewany ojciec.
- U znajomego.
– odpowiedziała zdziwiona dziewczyna.
- Czy to taki
wielki problem dać znać! Matka prosiła abyś była o 16-tej w domu! U kogo
byłaś?!
- U Andrzeja.
– wyczuła, że coś się zaraz zmieni.
- Kochanie, bałam
się o Ciebie. – powiedziała Joanna, łamiącym głosem.
- Przepraszam,
zagadałam się z … - nie dokończyła, gdy ojciec zapytał.
- Co się z Tobą
dzieje?
- Co masz na
myśli?
- Mama, mi
wszystko powiedziała. Usiądź. Musimy porozmawiać. – Emilia poczuła, że
rodzice znają jej sekret. Czuła, że nie da rady dłużej tego ukrywać. Może już
czas powiedzieć prawdę?
- Nie rozumiem.
– ciągnęła dalej dziewczyna.
- Kochanie,
powiedz nam, dlaczego jesteś taka smutna?
- Wydaje Ci się
mamo.
- Kim jest
Sylwester Jakubczyk? – zapytał nagle ojciec. Ton jego głosu świadczył o
tym, że nie spocznie póki nie dowie się całej prawdy. Emilia wiedziała, że nie
uniknie tego. W duchu modliła się jednak o to, aby rodzice dali jej jeszcze
czas. Mimo tego wszystkiego zszokowało ją to pytanie. Opuściła głowę i nic nie
powiedziała. Joanna już chciała coś powiedzieć jednak Marek zaprotestował skinieniem
głowy.
- Emilko, martwimy
się o Ciebie. Nie uda nam się Tobie pomóc, jeśli nie będziemy wiedzieć, co się
dzieje. – powiedział ojciec i zbliżył się do córki. Dziewczyna wiedziała,
że może powiedzieć im wszystko jednak bała się ich reakcji i tego, co pomyślą
jej rodzice jak poznają prawdę.
- Znalazłam
dzisiaj u Ciebie w pokoju, zdjęcie tego mężczyzny. – powiedziała matka i
pokazała je Emilii.
- Grzebałaś w
moich rzeczach? – zdenerwowała się dziewczyna.
- Nie, nie robię
takich rzeczy. Kiedy sprzątałam, znalazłam je na podłodze. Kim jest ten
mężczyzna?
- Nie Twoja
sprawa! – powiedziała i wyrwała matce zdjęcie z ręki.
- Nie odzywaj się
tak do matki! – krzyknął Marek wyraźnie zdenerwowany. – Odpowiedz na pytanie.
- Nikt Cię nie
prosił abyś sprzątała w moim pokoju!
- Emilia! –
powtórzył ojciec i zmarszczył brew. Dziewczyna spojrzała na zaniepokojoną minę
matki. Wiedziała, że rodzicom należą się wyjaśnienia. Nie wiedziała jednak, od
czego zacząć. Po chwili krepującego milczenia Emilia opadła na krzesło i zakryła
twarz rękami.
- Córeczko, proszę
powiedz, co Ci jest. Nie mogę patrzeć na Twoje cierpienie. Nie mogę słuchać jak
plączesz nocami. Nie chcemy abyś się nas bała. Jesteśmy tu po to, aby Ci pomóc.
Ktoś wyrządził Ci krzywdę. Kto to jest? Proszę porozmawiaj z nami. –
powiedziała Joanna przytulając córkę do piersi. Po raz pierwszy od kilku
tygodni Emilia wypłakała się w matczynych ramionach.
- Sylwestra
poznałam w Warszawie. – powiedziała po chwili dziewczyna.
- W tej
restauracji … - chciał wiedzieć ojciec, jednak Joanna przerwała mu.
Chciała, aby Emilia powiedziała wszystko, co ją gnębi.
- Był jednym z
klientów tej restauracji. Był wysoki, czarujący. Dobrze ubrany, miał
wyrafinowane poczucie humoru. Jak się uśmiechał to miał takie dołeczki w
policzkach? Spodobał mi się. Prawie codziennie przychodził do restauracji.
Rozmawiał ze mną. Opowiadał o swojej pracy, o swoim życiu. Jaki jest samotny,
jak mu jest ciężko? Lubiłam z nim rozmawiać. Był taki szarmancki. Zawsze mnie
słuchał. Mówił jak rozwiązać problemy. Uczył mnie jak się zachowywać w
towarzystwie. Lubimy tych samych poetów. Zaczęliśmy się spotykać.
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Było fajnie. Nie przeszkadzało mi, że ma 40 lat.
Jemu nie przeszkadzało, że mam tylko 17. Mimo swojego wieku nawiązaliśmy fajny
kontakt. Czułam się przy nim jak prawdziwa kobieta. Czułam się piękna, czułam,
że mogę powiedzieć mu wszystko. Zaufałam mu. – tu zawahała się. Spojrzała
na matkę i na ojca. Zauważyła ich niepokój. Wiedziała, że musi powiedzieć im
to, co skrywała od kilku tygodni. Już czas. – Jestem w 5-tym tygodniu ciąży. – powiedziała to i zakryła twarz w
dłoniach. Wybuchła płaczem i jeszcze bardziej wtuliła się w matkę. Bała się
reakcji rodziców. Wiedziała, że ich zawiodła. Wiedziała, że zraniła ich oboje.
Nie chciała tego. Gdy do matki dotarły słowa córki nie mogła w nie uwierzyć.
- Słucham? W
ciąży? – zapytał ojciec i pośpiesznie wstał.
- Tak. –
powiedziała nie patrząc na nich. Nie miała odwagi, aby spojrzeć im w oczy.
- On jest ojcem?
– Emilia nic nie powiedziała tylko skinęła głową i ponownie zakryła twarz w
rękach. Matka przytuliła ją mocniej, chociaż była wstrząśnięta tą wiadomością.
– Powiedziałaś mu o tym? – milczenie
córki było potwierdzeniem.
- Obiecywał mi, że
jak skończę 18 lat, to będzie ze mną. Że zamieszkamy razem. Okazało się, że on
ma żonę i syna. Kiedy powiedziałam mu o tym, że jestem w ciąży … powiedział, że
mam się jej jak najszybciej pozbyć? Oznajmił, że nie będzie wychowywał mojego
bachora. – te słowa dobiły dziewczynę. Łzy płynęły strumieniami. – Ja go naprawdę kochałam, mamo. Nie wiem, co
mam robić. Powiedział mi, że zapłaci za to. Kiedy mu powiedziałam, że nie mam
zamiaru tego zrobić … - zaschło jej w gardle - … uderzył mnie. Powiedział,
że nie pozwoli, aby taka ciksa jak ja zrujnowała mu życie i karierę. – nie
miała siły mówić. Nie miała siły oddychać. Wszystko wydawało się złym snem, z
którego chciała się jak najszybciej obudzić. Nie miała odwagi spojrzeć na
rodziców. Słyszała tylko raz po raz jak mama ociera łzy. Słyszała oddech ojca.
Przez dłuższą chwilę trwała krępująca cisza. Nagle Marek poderwał się z krzesła
i powiedział ze łzami w oczach:
- Ten skurwiel,
zapłaci mi za to! – zaczął kierować się ku drzwiom.
- Marek, gdzie Ty
idziesz? – zapytała zaniepokojona Joanna.
- Do tego gnoja! –
powiedział ściskając pięści.
- Nic o nim nie
wiesz. Nie wiesz gdzie on mieszka, a po za tym jest późna godzina.
- W dupie mam, że
jest późno! – powiedział chwytając kluczyki.
- Co zamierzasz
zrobić?
- Nie wiem, ale dowiem
się gdzie ten typ mieszka i zrobię wszystko, aby poczuł się do
odpowiedzialności.
- Kochanie,
uspokój się. – powiedziała Joanna podchodząc do męża. Wiedziała, że Marek
czuje wściekłość. – Nie ma po co robić z
tego sensacji. – Joanna miała mętlik w głowie, jednak wiedziała, że złość
do niczego nie prowadzi. – Jesteś
zmęczony po podróży, jutro na spokojnie zajmiemy się tą sprawą.
- Jak możesz tak
mówić?! Nie obchodzi Cię, że ten facet zrujnował życie naszej córce?! Ona jest
jeszcze za młoda! Ona powinna iść na studia! Powinna się kształcić! –
zawahał się, gdy zauważył strach w oczach żony. Wziął głęboki oddech. Joanna ze
łzami w oczach rzekła:
- Wiem, że jesteś
zły. Mnie również nie cieszy ta sytuacja, ale mimo to musimy zachować spokój i
rozwiązać to w kulturalny sposób. Nie chcę abyś miał kłopoty. Rozumiesz? –
znała Marka i wiedziała, że w złości był gotowy zrobić rzeczy, których później
by żałował. Mężczyzna nic nie powiedział tylko odłożył kluczyki na blat
kredensu i przytulił mocno żonę. Miała rację. Wiedział, że ona również to
wszystko przeżywa. Stęsknił się za nią. Za jej oczami, za jej głosem. Nie
przewidział, że po prawie 3-ch miesiącach nieobecności zastanie w domu takie
bagno. Musiał jednak stawić temu czoło i pomóc córce. Jednak w obecnej chwili
nie chciał z nią rozmawiać. Zawiódł się na niej. Myślał, że jest rozsądna i nie
da się wpakować w takie problemy. Pocałował Joannę w czoło i nie patrząc na
Emilię udał się do sypialni. Emilia wiedziała, że w oczach ojca jest skończona.
Wiedziała, że nigdy już nie zdobędzie ponownie jego zaufania. Dziewczyna
siedziała na krześle i nie mogła ruszyć się z miejsca. Joanna spojrzała na
córkę i po chwili podeszła do niej. Usiadła obok niej chwytając za rękę i
uśmiechnęła się.
- Tata, mnie
nienawidzi prawda? – zapytała Emilia.
- Nie, kochanie.
Tata Cię kocha i boli go, że stało się to, co się stało. Emilko, proszę
opowiedz mi wszystko. Chcę Ci pomóc dziecko. Byłaś u lekarza? Emilia, spójrz na
mnie. – powiedziała i czekała na reakcję córki.
- Nie mam odwagi
spojrzeć Ci w oczy.
- Posłuchaj, nie
odwrócimy biegu wydarzeń. Stało się i musimy temu podołać. Byłaś u lekarza?
– powtórzyła pytanie.
- Tak, byłam.
Przepraszam, mamo. Myślałam, że on mnie kocha. Myślałam, że traktuje mnie
poważnie. Jestem głupia. Myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi.
- Nie jesteś
głupia. Po prostu się zakochałaś.
- Teraz zdałam
sobie sprawę, że nigdy go nie kochałam. Imponował mi, bo był dojrzały. Byłam
głupia. Co ja najlepszego zrobiłam? – powiedziała to i przytuliła się do
matki.
- Będzie dobrze.
Nie płacz, nie możesz teraz się denerwować. Opowiedz mi jak to było. –
Joanna słuchała córki, która raz po raz zawieszała głos. Ciężko było jej mówić
o tym wszystkim. Widać było, że naprawdę kochała tego mężczyznę. Matka
widziała, że cała ta sytuacja strasznie ją męczy. Rozumiała również męża. Nie
był gotowy na tego typu zmiany. Panie przegadały cały wieczór. Emilia
opowiedziała matce o wszystkich rzeczach, jakie jej obiecał. Opisała wszystkie
miejsca, w jakich byli. Opowiedziała jej, jakie emocje nią targały. Pierwszy
raz od kilku tygodni zwierzyła się matce ze wszystkich swoich myśli. Po kilku
godzinach obie poszły spać. Jednak żadne z nich nie zmrużyło oka. Joanna
myślała jak pomóc córce w uporaniu się z myślą, że wszystko się skończyło. Nagle
z rozmyślań wyrwał ją zaspany głos Marka.
- Czemu jej nie
dopilnowałaś? – zapytał z pretensją. Nigdy się tak nie zwracał do żony.
- Słucham? –
zapytała nie wierząc w jego słowa.
- Dobrze
słyszałaś. – dziwił się sam sobie, jednak nie mógł już się wycofać.
- Czyli uważasz,
że to moja wina?! – powiedziała Joanna starając się zachować spokój.
- Nie powiedziałem
tego. – podniósł się i zaspanymi oczami wpatrywał się w żonę.
- Obwiniasz mnie o
to, że nasza córka zaszłą w ciążę? Jestem tylko jedna. Nie mam siły! Nie mam
już siły! – miała dość. Wstała wzburzona z łóżka i poszła do kuchni. Nie
chciała, aby Emilia słyszała ich rozmowę. Zaspany Marek poszedł za żoną. Zrugał
siebie za to, że rozpoczął tą rozmowę. Mógł ugryźć się w język. –Zrozum, że Emilka jest kobietą i ma prawo
się zakochać. Jest jednak jeszcze dzieckiem i ma prawo popełniać błędy.
- Ty to nazywasz
błędem? To jest nieodpowiedzialność.
- Nie pochwalam
jej zachowania, ale czy Ty nie byłeś nigdy zakochany? – próbowała bronić
córkę. – Pogubiła się, a my musimy jej
pomóc. Ona nas teraz potrzebuje.
- Wiem, nie
zamierzam Was zostawiać z tym samych.
- Emilka
powiedziała mi jak to wszystko było naprawdę.
- Jak to? To jest
jeszcze inna wersja wydarzeń?
- Nie. Wszystko,
co powiedziała Tobie było prawdą, ale mnie powiedziała więcej. Wyjaśniła, czym
się kierowała. Powiedziała mi co czuła. – powiedziała Joanna i podeszła do
męża bliżej. – Marek, mam wrażenie, że
znam tego człowieka. Mogłabym sobie dać rękę uciąć, że już go gdzieś widziałam.
- Skąd to
przekonanie?
- Nie wiem,
jednak, gdy zobaczyłam to zdjęcie … to nazwisko … - zawahała się kobieta.
- Nie jest
wykluczone, że go znamy. Popytam jutro, czy ktoś go zna. Nie chce uznać
dziecka? Zmuszę go do tego. – po tych słowach przytulił żonę do siebie i
delektował się zapachem jej ciała. Kochał w niej ten spokój, kochał w niej to,
że mimo walących się ścian ona zawsze potrafiła znaleźć belkę, która to
wszystko podtrzyma. Wrócili do łóżka.
***
Nastał ranek. Emilia obudziła się dość późno. Słyszała w
sieni krzątających się rodziców. Wstała z łóżka i spojrzała na swoje odbicie w
lustrze. Nie lubiła na siebie patrzeć. Opuchnięta twarz, rumieńce na
policzkach. Zauważyła, że jej ciało zaczęło się zmieniać. Biust znacznie urósł
a biodra stały się bardziej zarysowane. Spojrzała na brzuch. Wiedziała, że
znajduje się tam istotka, która zmieni jej życie na zawsze. Musiała być silna.
Musiała pokazać, że jest na tyle dojrzała i na tyle potrafi o siebie zadbać, że
zniesie to wszystko z godnością i będzie dobrą matką. Będzie jak Joanna. Matka
zawsze była dla niej wzorem. Zawsze chciała być jak ona. Spokojna, ułożona.
Cieszyła się z tego, że będzie mamą. Zawsze marzyła o dużej rodzinie. Nie miała
jednak w planach takiego biegu wydarzeń. Wiedziała jednak, że życie nie zawsze
pisze optymistyczne scenariusze. Była słoneczna, ciepła niedziela, więc ubrała
luźną tunikę i związała włosy w duży kok. Otworzyła drzwi i poszła do łazienki.
- Dzień dobry,
kochanie. – powiedziała Joanna, widząc zaspaną córkę. Gdy Emilia ujrzała
rodziców wiedziała, że zrobiła dobrze, mówią im o dziecku. Spadł z jej serca
ogromny ciężar. Bała się, że rodzice nie będą chcieli jej znać. W drzwiach
minęła Marka. Mężczyzna tylko spojrzał na córkę i uśmiechnął się. Ciężko mu
było pogodzić się z myślą, że życie jego córki zmieni się o 180 stopni.
Pogodził się z tą sytuacją i chciał wspierać córkę jak tylko było to możliwe.
- Dzień dobry
tato. – powiedziała dziewczyna i pocałowała ojca w policzek.
- Dzień dobry,
skarbie. Myj się, bo jedziemy na targ. Trzeba kupić świeżych warzyw i owoców.
Musisz się teraz dobrze odżywiać. Może jakąś rybkę kupimy, co? – zapytał i
rozłożył gazetę. Dziewczyna uśmiechnęła się i poszła do łazienki. Gdy usiadła
na sedesie zauważyła czerwone kropki na muszli. Zaniepokoiła się. Nie zauważyła
tego wcześniej. Przerażona zawołała matkę, która przybiegła słysząc przerażenie
w głosie córki.
- Emilko, co się
stało?
- Dostałam okresu.
– powiedziała zaniepokojona dziewczyna. Łzy napłynęły do oczu, gdyż bała się o
swoje dziecko.
- Jedziemy do
lekarza! – powiedział Marek, chwytając czym prędzej kluczyki od samochodu.
W pośpiechu pojechali do prywatnej kliniki, która znajdowała się w centrum
miasta. Przedstawili sytuację Emilki, i czekali na wizytę u ginekologa. Emilia,
nie mogła przestać myśleć o całej tej sytuacji. Modliła się aby wszystko
skończyło się dobrze. Po kilku minutach dziewczyna została zaproszona do
gabinetu. Pielęgniarka pozwoliła matce wejść z córką. Joanna usiadła na krześle
i czekała na lekarza wspierając córkę. Nagle drzwi się otworzyły a w nich
stanął mężczyzna. W ręku trzymał teczkę z wynikami badań, które wcześniej
zrobiła Emilia. Gdy dziewczyna dostrzegła twarz lekarza, zaniemówiła. Joanna
zauważyła minę córki i zaniepokoiła się. Gdy spojrzała na twarz mężczyzny,
przypomniała sobie że to właśnie jego widziała na zdjęciu. Już wiedziała co tak
przeraziło córkę. Lekarzem okazał się mężczyzna ze zdjęcia. Emilia poczuła jak
serce podchodzi jej do gardła. Czuła, że zaraz zwymiotuje. Mężczyzna zamknął
drzwi gabinetu i podszedł do biurka nie patrząc na kobiety.
- Sylwester? –
wydukała zszokowana Emilia. Gdy mężczyzna usłyszał jej cichy głos podniósł
wzrok i wyraźnie zszokowany spoglądał to na Joannę to na Emilię. Spojrzał na
nazwisko pacjętki na karcie i zdał sobie sprawę kim ona była. Poczuł na plecach
zimny pot. Joannę zaniepokoiła ta cisza.
- To Pan jest
Sylwester Jakubczyk? – zapytała zszokowana Joanna. Już wiedziała kim jest
mężczyzna ze zdjęcia. Pamiętała go doskonale. To właśnie on prowadził jej
pierwszą ciążę. Przez niego poroniła za pierwszym razem. Pamiętała jak wypierał
się, jak kłamał w żywe oczy. Teraz ten sam mężczyzna uczestniczył w życiu jej
córki. Łzy napłynęły do oczu Joanny. Krzyknęła oburzona:
- Na miłość Boską,
to nie może być Pan! Co Pan najlepszego narobił?! Czemu to musi być Pan!
- Mamo, znasz
Sylwestra? – zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Niestety, tak. –
nie było odwrotu. Sylwester spojrzał na kobiety zszokowanym spojrzeniem. - Nie dość, że przez Pana nie żyje Kubuś,
to postanowił Pan zniszczyć też życie mojemu drugiemu dzieckuj córki! Czemu
ciągle natykam się na Pana?! Czemu?! – Joanna nie zwracała uwagi na
córkę, która nie wiedziała jaką tragedię matka chowała od lat. Obserwowała ją
jedynie i słuchała jej płaczu. Krzyki dobiegające z gabinetu zmartwiły Marka,
który siedział przed gabinetem i czekał na informacje o stanie zdrowia Emilii.
Gdy usłyszał donośmy głos żony, zmartwił się gdyż nigdy przedtem nie słyszał
tak zdenerwowanej żony. Joanna zawsze starała się być opanowana i reagować na wszystko
z uśmiechem. Wstał i złapał za klamkę z zamiarem otwarcia drzwi, gdy nagle
wyszła Joanna. Była roztrzęsiona tak jak 20 lat temu. Spojrzała na męża i nie
mówiąc nic wyszła z budynku. Marek obserwował znikający cień kobiety.
Zastanawiał się co mogło się stać. Emilia wyszła przerażona z gabinetu i
spojrzała jeszcze raz za siebie. Napotkała przenikliwy wzrok mężczyzny i ze
smutnymi oczami wyszła z ojcem z budynku. Joanna stała pod lipą, która rosła
tuż za kliniką i zanosiła się od płaczu. Wróciły wspomnienia sprzed 20-tu lat.
Te tragiczne wspomnienia, które ukrywała przed córką tyle lat. Widziała jej
przerażone spojrzenie. Wyciągnęła z torebki chusteczkę i wytarła oczy.
Zauważyła nadchodzącego męża. Córka szła za nim jakby bała się, że jednym
słowem może rozgniewać matkę. Joanna wzięła głęboki oddech. Marek przytulił
żonę do siebie i czuł jej ciężki oddech. Nic nie mówił. Próbował jedynie
zrozumieć zachowanie Joanny. Kobieta wyprostowała się i powiedziała do męża
zachrypniętym głosem:
- To był on.
- Nie rozumiem.
- To ten człowiek
zniszczył życie naszej córce. – powiedziała Joanna przez łzy i spojrzała na
męża.
- Emilia, co się
tam stało? – zapytał Marek trzymając żonę w objęciach. Dziewczyna nie
spojrzała na ojca tylko szepnęła rozżalona:
- To był on tato.
Sylwester Jakubczyk jest lekarzem w tej klinice.
- Że, co? On jest
lekarzem?
- Tak. –
powiedziała Emilia. Bała się spojrzeć na ojca. – Mamo, kim był Kubuś? – Emilia wypowiedziała to tak cicho, że sama nie
wiele słyszała z tej wypowiedzi. Zastanawiała się o czym mówiła matka. Nigdy
nie widziała jej w takim stanie. Zawsze była ostoją spokoju i opanowania. W
gabinecie pokazała inne oblicze. Oblicze cierpiącej kobiety i zranionej matki.
Kobieta spojrzała na męża i na córkę. Otarła policzki z łez i podeszła do
Emilii:
- Kubuś? Kubuś był
Twoim braciszkiem. – Joanna zawiesiła głos.
- Emilko, przed
twoim narodzeniem, mama była w ciąży z Kubusiem. Zaraz … czy … - spojrzał
na żonę i już wiedział, czemu była ona tak roztrzęsiona. Nie wiele myśląc
pobiegł z powrotem do gabinetu. Musiał w końcu załatwić tą sprawę po męsku.
- Nie daruje mu
tego! – krzyczał z wściekłości Marek. Kobiety pobiegły za nim chcąc
uspokoić mężczyznę jednak było za późno. Marek wszedł z impetem do gabinetu
lekarza i krzyknął – Ty, draniu! –
uderzył go pięścią w twarz. Mężczyzna upadł na podłogę. Z nosa poleciała krew.
Mężczyzna zdał sobie sprawę, że wszystko wyszło na jaw. Rozkazał pielęgniarce
wyjść i zamknąć drzwi. Marek był z nim teraz sam na sam. Miał dość, że ten
człowiek zatruwa mu życie. – Ty
skurwielu! Zniszczę Cię! Nie dość, że zabiłeś mi syna to śmiałeś dotknąć moją
córkę! Ona jest jeszcze dzieckiem! Ona nic nie wiem o życiu! Co z Ciebie za
lekarz?! Co z Ciebie za człowiek?! Wykorzystałeś niewinną dziewczynę i uważasz,
że unikniesz odpowiedzialności?! To się grubo myślisz!
- Sama, tego
chciała! – Marek uderzył go ponownie. Nie mógł słuchać jak ten typ obraża
jego małą córeczkę. Winił się za to, że pozwolił jej jechać do tej piekielnej Warszawy.
Nie mógł sobie wybaczyć, że posłał ją tam samą. Był wściekły, że nie uchronił
jej.
- Zamknij się! Nie
muszę Ci chyba wyjaśniać jak to wszystko działa! Nie zamierzam tego robić!
- Nie będę płacił
na tego bękarta! – Marek chciał go uderzyć ponownie, jednak mężczyzna
zrobił unik. Marek nie wiele myśląc podszedł do lekarza i chwycił go za gardło.
– Oskarżę Pana o pobicie. –
powiedział łapiąc oddech.
- W dupie to mam!
Słyszysz?! – pościł mężczyznę. Marek zorientował się, że drzwi uchyliły się
w nich stanął ochroniarz. – Spotkamy się
w sądzie! Zniszczę Cię! – krzyknął Marek i wyszedł z gabinetu niczym
błyskawica.
Chwycił Joannę za rękę i wyszedł z budynku. Skierował się
do samochodu. Szedł szybkim krokiem. Nagle Joanna przystanęła. Marek spojrzał
na nią i czekał na jej reakcję:
- Co z Emilią?
Sprawa nie została wyjaśniona.
- Pojedziemy do
szpitala. – wsiedli do samochodu i pojechali do najbliższego szpitala.
Marek siedział w samochodzie i palił jednego papierosa za drugim. Nie palił od
5 lat. Jednak cała ta sytuacja, spowodowała, że nie miał siły zapanować nad
myślami. Nie mógł wybaczyć sobie, że zostawił swoją rodzinę samą. Wiedział, że
żona ma mu za złe, że taką pracę wykonuje, mimo tego że nigdy nie powiedziała
mu złego słowa. Zdawał sobie sprawę, że nigdy nie usłyszy od niej słów
pretensji. Była mu wdzięczna za to, że tak ciężko pracuje. Kochał ją też za to.
Nienawidził siebie za to, że zmusza żonę do takiego życia. Nie wyobrażał sobie
jednak życia z inną kobietą. Joanna była jego przyjaciółką, jego muzą i jego
największym szczęściem. Wspominał sobie jak spotkał ją po raz pierwszy.
Pracował wtedy jako mechanik samochodowy. Zakochał się w jej uśmiechu od
pierwszego wejrzenia. Była skromna, ułożona. Nie mówiła za wiele. Przypomniał
sobie jak Joanna była w ciąży z Kubusiem. Pamiętał jak się cieszyła na wieść o
dziecku. Przypomniał sobie co przeżywali, gdy żona poroniła. Wciąż w pamięci
miał jej płacz, nie przespane noce i próby samobójcze. Na szczęście pojawiła
się Emilia. Ona sprawiła, że Joanna odzyskała wolę życia. Czuł, się winny całej
tej sytuacji. Czekał aż Joanna wyjdzie z córką ze szpitala. Czuł, że serce
zaraz mu eksploduje. Spostrzegł jak Emilia otwiera drzwi. Za córką wyszła
Joanna. Miała zamyślone spojrzenie. Wiedział, że myśli o Kubusiu. Zawsze gdy
widział na jej twarzy tak poważną minę, wiedział, że wracają wspomnienia z
przeszłości. Joanna otworzyła drzwi samochodu i usiadła obok męża. Marek
spojrzał na żonę oczekując wyjaśnienia. Kobieta ocknęła się i powiedziała
cicho.
- Wszystko jest
dobrze. Okres czasem się zdarza. Emilka ma dużo odpoczywać i uważać na stres.
– Emilia siedziała z tyłu i nie odezwała się słowem. Wciąż myślała o
tajemniczym Kubusiu. Postanowiła, że musi dowiedzieć się więcej.
***
Wrócili do domu. Atmosfera była dość ciężka. Każdy zajął
się swoimi czynnościami. Joanna siedziała w salonie i przeglądała rodzinne
zdjęcia. Nie zauważyła jak do pokoju weszła Emilia. Dziewczyna podeszła do
matki i położyła jej rękę na ramieniu.
- Mogę posiedzieć
z Tobą? – zapytała.
- Oczywiście,
kochanie.
- Mamo, opowiesz
mi o Kubusiu? – Joanna, spojrzała na córkę i pomyślała, że dobrze by było
powiedzieć córce co przeżyła. Jednak bała się, czy da radę mówić o tym po tylu
latach. Odłożyła zdjęcie i powiedziała opuszczając wzrok.
- Gdy miałam 22
lat, dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Byliśmy wtedy z Twoim ojcem 2 lata po
ślubie. Cieszyłam się bardzo. Od razu wiedziałam, że będzie to chłopiec. Czułam
to. – głos jej się załamał, jednak Emilia nic nie powiedziała. Chwyciła
matkę za dłoń i ścisnęła mocno. Chciała wiedzieć jaka była jej mama. - Dałam mu na imię Kubuś. – łzy poleciały
po policzkach. Było jej ciężko, jednak mówiła dalej. – Moją ciążę prowadził właśnie Sylwester Jakubczyk. Był wtedy młodym
ginekologiem. Był dopiero po studiach. Pracował w przychodni w Wyszkowie. Tam
mieszkałam jako panna. – zamknęła na chwilę oczy. – Był to 5 miesiąc. Pewnego wieczoru, kiedy Twój ojciec był za granicą,
dostałam okropnych bóli. Nie mogłam ruszyć się z fotela. Każdy ruch powodował
jeszcze większy ból. Zauważyłam, na fotelu ślady krwi. Mimo okropnego bólu
dodzwoniłam się po pogotowie. Przyjęli mnie na oddział. – przerwała
opowieść by przełknąć łzy – Jakubczyk
zrobił mi badania, podał środek przeciwbólowy. Czułam się okropnie, a on
wypuścił mnie do domu. – zacisnęła zęby jakby przeszył ją ból z tamtej
przerażającej nocy. – Tydzień później,
ponownie dostałam tych bóli. Bolało mnie jeszcze bardziej niż poprzednim razem.
Po przyjeździe do szpitala okazało się,
że Kubuś … - nie mogła tego wypowiedzieć. - … Kubuś już nie żył. Zamiast
zostawić mnie wtedy w szpitalu … on tak po prostu wypuścił mnie do domu. Mój
Kubuś. Mój synek nie żył! – Joanna zanosiła się od płaczu. Kątem oka
zauważyła łzy na policzkach córki. Opowieść matki wstrząsnęła nią. Nie
wiedziała, że przez tyle lat mama skrywała taką tragedię. Zawsze zastanawiała
się o czym myśli matka, kiedy siedzi w fotelu taty. Teraz już wiedziała.
- Jest mi przykro,
mamo. – powiedziała. Chciała wstać, ale Joanna przytrzymała jej rękę i
powiedziała stanowczym głosem.
- Emilko,
pamiętaj, że kocham Cię najbardziej na świecie. Wiedz, że mimo tego że dalej
boli mnie to wszystko zawsze będziesz moją małą córeczką. Jesteś dla mnie najważniejsza, córciu.
– otarła łzę z policzka córki i pocałowała w czoło. Emilia wiedziała, że nie są
to puste słowa. Zawsze miała wielkie oparcie w rodzicach. Nigdy nie
powiedziała na nich złego słowa. Zdarzały im się kłótnie i sprzeczki jak w
normalnej polskiej rodzinie. Jednak nigdy nie było przemocy, zawsze miała co
jeść i w czym pójść do szkoły. Nigdy niczego jej nie brakowało. Nie była zła na
ojca, że miesiącami nie ma go w domu. Wiedziała, że dzięki niemu może pozwolić
sobie na zachcianki. Dziękowała Bogu, za to że ma tak wspaniałych rodziców.
***
Minęło 5 miesięcy. Ciąża Emilii była widoczna i nie dało
jej się już ukryć. Mimo tego Emilia nie wstydziła się tego. Po szkole chodziła
z podniesiona głową i dawała wszystkim do zrozumienia, że nie obchodzą ją
komentarze innych. Przyjaciele bardzo ją wspierali. Poznała również nowego
kolegę Marcina, któremu wyraźnie wpadła w oko. Pomagał jej w noszeniu plecaka,
odprowadzał codziennie do domu i dzwonił, aby sprawdzić jak czuje się Emilia i
jej dziecko. Dziewczyna rozkwitła. Ku wielkiemu zdziwieniu rodziców obcięła
długie dresy i wyjęła kolczyk z języka. Przefarbowała włosy na kasztanowy brąz
i zaczęła się delikatnie malować. Co miesiąc chodziła do zaprzyjaźnionej Pani
ginekolog, aby sprawdzić czy dziecko rozwija się prawidłowo. Pewnego zimowego
popołudnia, gdy Emilia uczyła się do matury, zadzwonił dzwonek do drzwi. Emilia
wystraszyła się tego gdyż była w domu sama. Ostrożnie podeszła do drzwi,
spojrzała w wizjer i ujrzała w nim obcą kobietę. Miała czarne włosy sięgające
do pasa, czerwoną szminkę na ustach i duże szarozielone oczy. Stała przed
drzwiami i dmuchała na ręce aby je ogrzać. Przez wizjer zauważyła że do domu
zbliża się matka, która na czas ciąży córki, wzięła urlop w stołówce. Joanna
zauważyła kobietę przed drzwiami. Odstawiła torby z zakupami i zapytała lekko
dysząc:
- Słucham, mogę w
czymś pomóc?
- Dzień dobry
Pani. Nazywam się Teresa Laskowska-Jakubczyk, czy możemy porozmawiać? –
Joanna wyprostowała się i z wahaniem zaprosiła kobietę do środka. Położyła
zakupy w kuchni i zaprosiła kobietę do salonu. Ta rozejrzała się po domu.
Zauważyła jak z drugiego pokoju przygląda jej się dziewczyna. Panie stanęły
naprzeciwko siebie. Emilia czuła jak paraliżuje ją strach. Do salonu weszła
Joanna z filiżankami z gorącą herbatą. Postawiła je na stole i usiadła
zaniepokojona obok tajemniczej kobiety i rzekła:
- Słucham. Chciała
Pani ze mną rozmawiać.
- Tak, naprawdę
chciałam porozmawiać z Panią i pani córką. – w tym momencie skierowała
wzrok na brunetkę, która wpatrywała się kobiecie dość uważnie. Matka zawołała
córkę. Dziewczyna weszła do pokoju ze spuszczoną głową. Nie spojrzała na
kobietę i usiadła obok matki. Ta chwyciła ją za rękę i zapytała ostrożnie
kobietę:
- Proszę,
powiedzieć po co Pani przyszła. – kobieta upiła łyk herbaty i rzekła
zasmucona.
- Znam całą
prawdę. Wiem, że jesteś w ciąży, Emilio. – spojrzała na nią pustymi oczami.
– Sylwester nie wie, że tu przyszłam.
Chciałam powiedzieć, że … - tu zawiesiła głos.
- Przepraszam
Panią. – powiedziała Emilia i spojrzała na kobietę. – Wiem, że wyrządziłam Pani krzywdę. – ta nic nie powiedziała tylko
upiła kolejny łyk herbaty. – Postąpiłam
głupio. Zaufałam Sylwestrowi. Obiecywał mi, że będzie ze mną. Nie wiedziałam,
że ma rodzinę. Gdyby wiedziała, że Sylwester ma żonę, nigdy nie zrobiłabym
tego. Jest to moja wina. Przepraszam.
- Nie masz za co
przepraszać. – powiedziała kobieta. Słychać było w jej głosie żal. Chciała
się rozpłakać jednak powstrzymała się od tego zamiaru. – Sylwester, zdradza mnie regularnie od 3 lat. Godziłam się na to. Sama
nie wiem czemu. Chyba dlatego, że go kocham. Nie jesteś pierwszą i na pewno nie
ostatnią. – Emilia zauważyła jak łza spłynęła jej po policzku. Joanna
siedziała i uważnie słuchała. Żal jej było patrzeć jak ta kobieta cierpi. Jak
przez tyle lat znosiła wyskoki męża i nic z tym nie zrobiła. – Emilio, przyszłam do Ciebie, ponieważ
chciałabym prosić Cię, abyś nie wnosiła sprawy do sądu. To zniszczyłoby mu
karierę. – gdy do Joanny dotarły słowa kobiety, wstała i z oburzeniem
rzekła:
- Nie. Nie
pozwolę, aby temu człowiekowi, po raz kolejny uszło na sucho. Proszę mi
wybaczyć te słowa, jednak nie pozwolę, aby Pani mąż nie poniósł
odpowiedzialności za swoje czyny. – kobieta spojrzała na Joannę
przenikliwym spojrzeniem jakby chciała się dowiedzieć o co chodzi. Nie znała
Joanny, jednak zauważyła, że ta sprawa dotyczy także jej samej. – Pani mąż zabił moje dziecko. –
powiedziała Joanna i usiadła z powrotem na krześle. Oczy się zeszkliły. Kobieta
siedziała zszokowana i nie wiedziała co powiedzieć. Nigdy nie słyszała aby
Sylwester zrobił coś podobnego.
- O czym Pani mówi?
– Joanna spojrzała na kobietę i ze łzami w oczach opowiedziała jej historię
sprzed 20-tu lat. Ciężko było jej mówić ponownie o tym wszystkim. Dzięki Bogu
była obok niej córka. Kobieta obserwowała panie i nie dowierzała własnym uszom.
Mąż całe życie ją okłamywał. Teraz to do niej dotarło. Zrozumiała, że
przez te wszystkie lata była z mężczyzną, o którym nic nie wiedziała. Odstawiła
filiżankę i drżącą ręką wyciągnęła z torebki papierosa. – Przepraszam, ale musze zapalić. – powiedziała to i wyszła na podwórze.
Joanna nie mogła zapomnieć wyrazu twarzy tej kobiety. Z każdym wypowiedzianym
słowem czuła, że schodzi z niej powietrze. Emilia siedziała przy matce i nie
odzywała się. Gdy kobieta wróciła z podwórza, powiedziała nie patrząc na
kobiety. – Zrobię wszystko, zapłacę
każde pieniądze, aby niczego Ci nie brakowało, Emilio. – odchrząknęła.
Upiła łyk zimnej herbaty. Ubrała płaszcz, gdy nagle Emilia wstała, podeszła do
kobiety i rzekła:
- Pani Tereso, ja
niczego od Pani nie przyjmę. Nie chodzi tu o mnie. Ja sobie poradzę. Chcę, aby
ten człowiek zapłacił za to, co zrobił moim rodzicom. Chcę, aby śmierć mojego
brata, została uszanowana.
- Jestem
zobowiązana Ci pomóc.
- Pomoże mi Pani,
jeśli pozwoli, aby Sylwester poniósł należytą karę. – nagle do domu wszedł Marek.
Spojrzał na kobiety i nie wiedział co się dzieje. Miny pań mówiły, że atmosfera
jest napięta. Postanowił wypytać się o wszystko później. Udał się do sypialni,
by przeczekać całą rozmowę. Kobieta spojrzała jedynie na Emilię i rzekła:
- Tu jest moja wizytówka.
– i wręczyła dziewczynie mały kartonik – Dzwoń
do mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebować. Do widzenia. – odwróciła się na
pięcie i ze smutkiem w oczach wyszła. Emilię wzruszyła mina tej kobiety,
starała się zrozumieć co ona musi przeżywać. Marek zorientował się, że rozmowa
dobiegła końca i wyszedł cicho z sypialni. Spojrzał na córkę oczekując
wyjaśnień. Joanna podniosła się z krzesła i powiedziała cicho:
- Muszę się
przejść, przepraszam. – i wyszła na podwórze. Oboje spojrzeli na Joannę,
jednak nie odważyli się nic powiedzieć. Marek podszedł do Emilii i zaczęli
rozmawiać. Dziewczyna opowiedziała ojcu, o tajemniczym gościu i jej propozycji
oraz o reakcji matki. Mężczyzna jedynie słuchał i raz po raz potakiwał na znak,
że słucha. Jednak wciąż był myślami z żoną. Chciał byś z nią, jednak wiedział,
że potrzebuje ona teraz samotności. Wymienił z córką jeszcze kilka uwag i
poszedł na ogród szukając Joanny. Emilia siedziała w salonie i rozmyślała nad
całą tą sytuacją. Postanowiła się przejść. Musiała pozbierać myśli. Idąc tak
ulicą dostrzegła grupkę przyjaciół. Wśród nich stał Marcin i szeroko się
uśmiechał. Lubiła słuchać jego śmiechu. Wiele razy złapała się na tym, że myśli
o nim wieczorami. Zawsze miała w nim duże wsparcie. Podeszła do znajomych.
- Cześć, co
słychać? – powiedziała i spojrzała na Marcina.
- Cześć, Emi.
Szykujemy się na imprezę. Gutek ma wolną chatę. Idziesz z nami? – zapytał
Olek.
- Oczywiście, mały
chętnie się napije. – powiedziała i zaśmiała się radośnie. Czuła się dobrze
w gronie przyjaciół. Wiedziała, że zawsze może na nich polegać. Zauważyła jak
Marcin przygląda jej się z zainteresowaniem. Zarumieniła się i poprawiła kosmyk
kasztanowych włosów. Podeszła nieśmiale do niego i zapytała:
- Co słychać?
- Spox. A jak Ty
się czujesz? – uśmiechnął się do niej czarująco.
- Dobrze. Mały
również czuje się dobrze. – pogłaskała się po brzuchu.
- Jednak widzę, że
coś Cię martwi. – powiedział już ciszej. – Przejdziemy się? – zapytał nagle.
- Jasne. Do
zobaczenia! Pozdrówcie Gutka! - przeszli kilka metrów i usiedli na
najbliższej ławce. Chłopak spojrzał na Emilię.
- Znasz już płeć?
- Tak. Jednak nic
więcej Ci nie powiem. – uśmiechnęła się dziewczyna.
- O nic więcej nie
zapytam. – przekomarzał się z nią. Lubiła to. Siedzieli w ciszy przez
chwilę. Nagle Emilia wyprostowała się. Dotknęła brzucha i powiedziała
uśmiechnięta:
- Jak się wierci.
– chwyciła rękę Marcina i położyła na brzuchu. Chłopak spojrzał na nią czule i
nie mówił nic. Urzekło go to wszystko. Często łapał się na tym, że zależy mu na
tej dwójce. Uśmiechnął się radośnie. Minęła chwila. Porozmawiali chwilę.
Dziewczyna lubiła spędzać czas w towarzystwie Marcina. W pewnej chwili Emilia
spojrzała na zegarek i powiedziała próbując się podnieść:
- Muszę już iść.
- Spotkamy się
jeszcze?
- Pewnie. Wpadnij
do mnie to może sobie jakiś film obejrzymy.
- Ok., zadzwonię.
– rozstali się. Emilia nie zauważyła jak Marcin odwrócił się i wpatrywał się w
nią przez dłuższą chwilę. Mimowolnie uśmiechnął się i poszedł w swoją stronę.
***
Do porodu było coraz bliżej. Dziewczyna coraz bardziej
bała się tego. Co raz częściej odwiedzał ją Marcin. Był jej ostoja i zawsze
mogła na niego polegać. Pomagał jej w szkole, odprowadzał do domu. Rozmawiali
godzinami i dobrze się czuli w swoim towarzystwie. Lubili te same filmy oraz
tych samych wokalistów. Zawsze mieli temat do rozmowy. Joanna cieszyła się, że
córka znalazła takiego wspaniałego partnera. Zawsze gdy na nich patrzyła
przypominała sobie siebie sprzed lat. Wspominała swoją młodość z Markiem u
boku. Mąż znowu musiał wyjechać, jednak obiecał, że wróci jak najszybciej. Nie
mógł przeoczyć narodzin wnuka. Tajemnicza kobieta co miesiąc przesyłała dużą
sumę pieniędzy. Kobiety nigdy więcej się nie spotykały. Joanna dowiedziała się,
że Teresa zdecydowała się rozwieść z mężem i wyjechała do Szwajcarii. Sylwester
przyznał się do wszystkich zarzucanych mu czynów. Spawa sądowa przebiegła
spokojnie, mimo tego że wyrok sądu nie był zadowalający. Dostał zakaz
wykonywania zawodu lekarza tylko na okres 2 lat. Joanna jednak wiedziała, że
mężczyzna zrobi wszystko aby ominąć to postanowienie. Podczas rozprawy nie
mogła patrzeć w twarz tego człowieka jednak czuła, że jej życie się
zmienia. Wspomnienia tkwiły w niej nadal jednak wiedziała, że czas pogodzić się
z przeszłością i zacząć żyć na nowo. Wiedziała, że ma dla kogo żyć.
***
Nadszedł dzień porodu. Do ostatniej minuty, Emilia nie
chciała zdradzić jaka jest płeć dziecka. Po 12 godzinach przyszedł na świat
chłopczyk. Marcin, który był przy porodzie wziął małego na ręce i wzruszył się.
Marcin i Emilia byli parą od 3 miesięcy. Po porodzie przewieźli dziewczynę na
salę. Przy łóżku siedziała matka. Marcin wraz z Markiem rozmawiali i cieszyli
się widokiem zdrowej Emilii. Pielęgniarka przyniosła małego i podała je
zmęczonej dziewczynie. Ważył 375 g i dostał 9,5 punkta w skali Apgar.
Pielęgniarka pokazała Emilii jak karmić małego. Marcin podszedł ostrożnie do
łóżka i powiedział radośnie:
- Witaj, maluchu.
– pocałował zmęczoną Emilię i wziął malca na ręce.
- Jak dasz mu na
imię? – zapytała po chwili Joanna. Emilia przez chwilę milczała. Spojrzała
na Joannę i na Marka. Powstrzymując łzy powiedziała dumna.
- Kuba. –
Joanna spojrzała na córkę zszokowanymi oczami. Łzy napłynęły do oczu. Marek też
się wzruszył. Matka przytuliła córkę do piersi i rozpłakała się. Była
szczęśliwa, że maleńka cząstka jej synka będzie teraz w jej wnuku. Po chwili
wzięła otulonego kocykiem chłopca i powiedziała łkającym głosem:
- Witaj na
świecie, Kubusiu. – i pocałowała małego w czoło. Ten uśmiechnął się
niewinnie i usnął w babcinych ramionach.
***
KONIEC
Subskrybuj:
Posty (Atom)